15 procent, taka była skala zwolnień w salonach samochodowych należących do Tadeusza Zdunka, prezesa i sponsora Zdunek Wybrzeża Gdańsk. - Jeszcze w pierwszym tygodniu marca zatrudniłem 12 osób, w drugim sześć, teraz musiałem się rozstać z 60 pracownikami. Głównie tymi, którym kończyła się umowa, ale i tak mi przykro. Inaczej jednak nie mogłem postąpić. Koronawirus nie dał mi wyboru. Trzeba robić wszystko, żeby ratować biznes.
Zdunek zarzeka się, że długo bił się z myślami co zrobić. Bardzo liczył na dobre zapisy w tarczy antykryzysowej rządu, ale się przeliczył. - Jestem w radzie kryzysowej w Trójmieście i też słaliśmy swoje propozycje. Wszystkie przepadły. Niby jest mowa, że można dostać 40 procent dopłaty do pensji pracownika, ale gdybym złożył wniosek, dopiero w maju dostałbym odpowiedź. I nie jest powiedziane, że byłaby ona pozytywna. A gdybym został przez kolejne dwa miesiące z tymi kosztami, które teraz mam, to nie wiem, jakby się to skończyło - komentuje Zdunek.
Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że sytuacja w firmie przełoży się na wsparcie dla Wybrzeża. - W tym roku obiecałem podwyżkę, miałem dać trochę więcej na klub. Tych pieniędzy już na pewno nie przeleję. A czy uda mi się utrzymać ubiegłoroczne wsparcie? To zależy od tego, jak długo potrwa ten stan, który mamy obecnie. Jeśli epidemia potrwa dłużej niż miesiąc, to może być różnie - przyznaje Zdunek.
Zatem w klubie na razie nerwowe czekanie na to, co będzie, a w firmie Zdunka 440 pracowników, tyle zostało po zwolnieniach, musi mieć nadzieję, że wypali jeden z kontraktów podpisanych właśnie przez właściciela. - To jest to moje światełko w tunelu. Mam umowę, która być może pozwoli nam przetrwać trudny czas - kończy żużlowy prezes i samochodziarz, bo tak mówi o sobie Zdunek.
Czytaj także:
Zarząd Ekstraligi napisał list do zawodników. Cięcia nieuniknione
Żużlowcy Fogo Unii czekają na rozliczenie kwot za podpis
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film