Żużel. Jak oni to zrobili. Jerzy Szczakiel mistrzem świata. Przed finałem nikt na niego nie stawiał

Polacy długo czekali na pierwszy tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. W 1973 roku po złoty medal sięgnął Jerzy Szczakiel i dołączył do legend żużla. Wtedy to zawodnik z komunistycznej Polski ograł najlepszych na świecie.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Jerzy Szczakiel przed Zenonem Plechem (z lewej) w finale IMŚ 2 września 1973 roku PAP / PAP/CAF- SEKO /AW/ / Jerzy Szczakiel przed Zenonem Plechem (z lewej) w finale IMŚ 2 września 1973 roku.
Żużel za komuny w Polsce zyskiwał na popularności, ale zawodnicy z naszego kraju mieli problemy z tym, by nawiązywać równą walkę z najlepszymi na świecie. Pierwszy medal IMŚ dla Polski wywalczył Antoni Woryna. W 1966 roku był trzeci, przegrywając jedynie z Nowozelandczykiem Barrym Briggsem i Norwegiem Sverre Harrfeldtem. Później po medale sięgali jeszcze Edward Jancarz, Paweł Waloszek i znów Woryna.

Kibice czekali jednak na historyczny złoty krążek dla polskiego żużlowca. W 1973 roku finał IMŚ odbywał się na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Jego trybuny wypełniły się po brzegi fanami, którzy stworzyli niesamowitą atmosferę. W stawce uczestników zawodów byli Zenon Plech, Paweł Waloszek, Jan Mucha, Edward Jancarz i Jerzy Szczakiel. Niespodziewanie to ten ostatni spełnił marzenia nie tylko swoje, ale i wszystkich fanów żużla w Polsce.

Szczakiel w Chorzowie jeździł jak natchniony. W fazie zasadniczej zdobył 13 punktów, tak samo jak legendarny Ivan Mauger. Obaj o złoto walczyli w biegu dodatkowym. Szczakiel lepiej wyszedł spod taśmy, a goniący go Nowozelandczyk zaliczył upadek. Kibice na Stadionie Śląskim oszaleli z radości.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump

- Nie wiedziałem, że mnie atakuje. Jechałem pierwszy. Uzgodniłem z moim mechanikiem, że będę jechał przy krawężniku. Dopiero po przejechaniu okrążenia zobaczyłem, że motocykl mojego rywala leży na torze. Dojechałem do mety i poczułem wielką radość. Nie było tego po mnie widać, ale w środku czułem się niesamowicie. Jak się kąpałem to przyszedł redaktor, który zapytał mnie, jak się czuje mistrz świata, a ja go zapytałem, czy naprawdę jestem mistrzem? Cieszyłem się, ale nie mogłem tego pojąć, że udało mi się wygrać - wspominał po latach Szczakiel.

To był jednak całkiem inny żużel niż ten, który oglądamy obecnie. Najprościej rzecz całą ująć, zaglądając do portfela. Szczakiel za tytuł dostał 36 tysięcy 200 złotych. - Starczyło na ogrzewanie domu, który kończyłem budować - wyjaśnia Szczakiel, który w polskiej lidze jeździł za 20 tysięcy rocznie. 80 złotych miał za punkt, 200 za najlepszy czas, 500 za rekord toru (zawodnicy jeździli jako amatorzy, nie kupowali sprzętu). Obecnie tyle pieniędzy najlepsi mogą zarobić nawet w jednym meczu PGE Ekstraligi.

Dobrze rozwijającą się karierę zahamowały kontuzje. W 1979 roku Szczakiel postanowił zakończyć starty na żużlu. Spowodowała to dotkliwa kontuzja kręgosłupa. Podczas jednego z treningów Szczakiel nie opanował motocykla i z ogromną siłą uderzył plecami o nawierzchnię toru w Opolu. Wtedy wiedział, że to już koniec ze ściganiem. Najważniejszy był powrót do pełni zdrowia.

Szczakiel zapisał się w historii polskiego i światowego żużla. Na jego cześć co roku na gali PGE Ekstraligi przyznaje się "Szczakiele". Ma też swoją gwiazdę w Alei Gwiazd Polskiego Sportu we Władysławowie. W jego ślady poszli Tomasz Gollob i Bartosz Zmarzlik, a on sam liczy, że już wkrótce grono polskich mistrzów świata będzie jeszcze liczniejsze.

Czytaj także:
Żużlowcy im nie płacą. Mówią, że nie mają na życie i biorą na zeszyt
Żużel. Dwóch mechaników straciło pracę, pozostali mają gwarancję zatrudnienia do lipca

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×