[b]
Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Czy powiedziałby pan o sobie samym: jestem tunerem z TOP5, a moi najgroźniejsi rywale, to Kowalski, Graversen i Johns.[/b]
Ashley Holloway, czołowy żużlowy tuner: Przez wiele lat koncentrowałem się na tym, co robili inni. W 2018 roku postanowiłem to zmienić, skupić się na sobie. I nie chodzi mi o to, żeby być najlepszym, tylko żeby wykonywać swoją pracę, najlepiej jak tylko potrafię. A jeśli będzie to wystarczająco dobre, będą wyniki.
Jak to się stało, że znalazł się pan w Polsce i tu prowadzi biznes?
Kiedy miałem 17 lat, przeprowadziłem się z Wielkiej Brytanii do Danii. Przez kilka sezonów pracowałem dla Nickiego Pedersena, potem trafiłem do Briana Kargera. Przez te kilka lat z Brianem mieliśmy wiele sukcesów, miło spędziłem z nim czas. W 2006 roku właśnie przez Briana poznałem Andreasa Jonssona. To za jego sprawą przeprowadziłem się do Bydgoszczy i pracowałem dla niego w 2007 roku. Na koniec sezonu rozstaliśmy się z Andreasem, a ja postanowiłem zostać tutaj i jeszcze w tym samym roku otworzyłem firmę ASH-TECH.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Ile turniejów Grand Prix wygrali Pana zawodnicy?
Dotąd zdobyli 3 tytuły IMŚJ, wygrali 22 rundy Grand Prix, 3 rundy Tauron SEC i 1 rundę Longtrack GP. To tak mnie więcej, bo zasadniczo nie liczę. Czekam na tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Kilka razy byliśmy blisko i mam nadzieję, że niedługo nadejdzie ten czas.
Czy to pan stoi za zeszłoroczną wygraną Fogo Unii Leszno w PGE Ekstralidze?
Od lat pracuje nad tym, by moi zawodnicy w polskiej lidze robili wyniki na najwyższym poziomie. Współpraca z Tomaszem Suskiewiczem i Emilem Sajfutdinowem (zawodnik Unii, Suskiewicz jest jego menedżerem – dop. red.) była dla mnie dużym wsparciem. W każdy poniedziałek "Susi" przychodził do mnie na podsumowanie weekendowych wyników dotyczących Emila i zespołu z Leszna. To było dla mnie bardzo ważne, Tomek był moimi oczami na torze. Myślę jednak, że złoto Unii, to był przede wszystkim sukces samych zawodników, trenerów, władz klubu, mechaników. Mam nadzieję, że ta współpraca między mną i nimi będzie trwała przez długi czas. W ubiegłym roku ta robota dawała mi wiele przyjemności.
Kto obecnie jest w pana tunerskiej stajni?
Trudno powiedzieć dokładnie, bo jak wiadomo wielu zawodników ma w jednym sezonie sprzęt od kilku tunerów. Współpracuję z Emilem Sajfutdinowem, Martinem Vaculikiem, Patrykiem Dudkiem, Jasonem Doylem, Matejem Zagarem, Nielsem Kristianem Iversenem, Januszem Kołodziejem, Piotrem Pawlickim i wieloma innymi. Wypatrujcie mojego logo z boku silnika, wtedy będziecie wiedzieli kogo mamy, z kim jesteśmy.
Kto, prócz pana, pracuje w ASH-TECH?
Jest nas trzech i między sobą dzielimy obowiązki.
Czy zimą był czas na wprowadzenie sprzętowych nowinek? Znalazł pan coś, co sprawi, że pana silniki będą lepsze od konkurencji?
Już w sierpniu i wrześniu ubiegłego roku zaczęliśmy testować nowe rozwiązania, gdyż trudno jest przeprowadzić jakiekolwiek testy w zimie, a jak wiadomo, jedyny prawdziwy test silnika żużlowego jest na torze. Dwa razy w roku jestem w Ameryce, aby spotkać się z tamtejszymi partnerami, którzy nieustannie pomagają nam w szukaniu nowych pomysłów i rozwiązań do przetestowania. Mam nadzieję, że wszystko to przyniesie nam sukcesy w tym sezonie.
Z powodu koronawirusa zawodnicy nie odebrali od tunerów wszystkich silników. Ile leży ich w pana warsztacie?
Mam osiem nowych silników, które nie zostały odebrane. Nie jest to jednak wielki problem. W tej chwili musimy zrozumieć kluby i zawodników. To trudny czas dla wszystkich. Dodam, że zamówienia anulowały głównie kluby, które nie mają pewności co do wysokości budżetów. Rozumiem jednak trudności i dopóki druga strona uczciwie przedstawia sytuację, nie mam z tym problemu.
Czy pan jest w stanie obniżyć ceny silników i serwisów? I o ile?
Tak, jestem na to otwarty. Rozmawiałem też o tym z GM-em, bo jak wszyscy wiemy dużą część kosztu silnika, stanowią jego części. Ten sport w obecnej sytuacji wymaga od wszystkich, abyśmy zrobili co w naszej mocy, żeby przetrwać. Nie podam jednak teraz konkretnych stawek.
Dopuszcza pan do siebie myśl, że przez koronawirusa ta praca przestanie się opłacać?
Istnieje wiele przykładów zawodów, które są w trudnej sytuacji. Praktycznie każda osoba, której praca jest powiązana ze sportem, ma kłopoty. Mogę tylko mieć nadzieję, że ta sytuacja zostanie wkrótce rozwiązana i każdy, kto ma problemy, wyjdzie na prostą.
Często się mówi, że tunerzy to milionerzy. A jak to naprawdę wygląda?
Spójrzmy prawdzie w oczy, nie ma wielu tunerów silnikowych, którzy wspięliby się na szczyt. Osiągnięcie pozycji, w której można powiedzieć, że konsekwentnie dostarczasz dobre silniki, nie jest takie łatwe. A żeby do tego dojść trzeba sporo czasu oraz inwestycji. Wyposażenie warsztatu w najlepsze maszyny jest bardzo kosztowne i wymaga dużego nakładu. Jednak chcąc świadczyć usługi na najlepszym poziomie, bez takich inwestycji nie da się tego zrobić.
Nie zapominajmy również, że w trakcie sezonu muśmy posiadać duży zasób części zamiennych, które też nie należą do najtańszych, żeby umożliwić zawodnikom szybki zwrot serwisowanego silnika. Czasami zawodnicy czekają na silniki, ponieważ potrzebują ich jeszcze tego samego dnia. Duże ilości części w magazynie wiążą się z dużymi kosztami. Nie narzekam, lubię swoją pracę, więc jest to przyjemność, ale zawsze trzeba spojrzeć na drugą stronę medalu.
To jak dużym problemem jest dla pana ta cała sytuacja związana z koronawirusem?
Moje obroty związane z żużlem z oczywistych względów spadły o 97 procent, więc ich praktycznie nie ma. Jak już wspominałem, wyposażenie warsztatu wymaga ogromnych inwestycji. W przypadku braku przychodów zawsze pojawia się problem, bo koszty związane z prowadzeniem działalności pozostają. Mam jednak to szczęście, że poza żużlem, który jest naszym podstawowym zajęciem, wykonujemy też tuning głowic samochodów wyścigowych i w tej działalności nie ma przestoju. W obecnej sytuacji jest to duże wsparcie w pokryciu zobowiązań firmy.
To kiedy ostatnio miał pan jakąś pracę związaną z żużlem?
Nie robiłem silnika żużlowego od marca, ponieważ wcześniej byliśmy na bieżąco z wszystkimi zamówieniami, nie wiedząc, że czeka nas przestój. Wykorzystaliśmy jednak ten luźniejszy czas, aby przetestować nowy silnik GM NX, co było bardzo ciekawym doświadczeniem.
Nie boi się pan tego, że teraz zawodnicy będą zarabiać mniej, więc będą też bardziej oszczędzać na sprzęcie? Nie będą go kupować tyle, nie będą robili tylu serwisów, co dotychczas.
Mam plan dla moich zawodników, aby mogli zaoszczędzić trochę pieniędzy, a także przedłużyć żywotność silników. Dzięki wprowadzeniu obowiązku stosowania limitera w tym sezonie jestem przekonany, że nam się to uda. Nie martwię się o nic, nadszedł czas, by działać i myśleć pozytywnie i tak właśnie staram się patrzeć w przyszłość.
Czy dużym problemem byłoby dla pana firmy, gdyby w tym roku wystartowała tylko PGE Ekstraliga?
Moim zdaniem rok 2020 będzie próbą przetrwania dla wszystkich. Kluby, zawodnicy, tunery i wszyscy inni zaangażowani musimy przetrwać ten sezon i zobaczyć co czas przyniesie. Będę szczęśliwy, jeśli wszyscy zakończymy rok 2020 w dobrej formie bez obrażeń i bez wirusa, a w przyszłym zaczniemy wszystko od nowa.
Jak pan ocenia szanse na start ligi angielskiej, szwedzkiej czy duńskiej.
Jestem optymistą, wierzę, że inne ligi mogą zacząć rozgrywki w pewnym momencie. Zimy stają się łagodniejsze w całej Europie, więc nawet jeśli sezon trwa nieco dłużej, nie powinno to stanowić problemu.
PGE Ekstraliga pojedzie w zaostrzonym rygorze sanitarnym?
Widziałem nowe zasady i jestem pod wrażeniem tego, co robi Ekstraliga. To jest wzór dla innych lig. Ogromny szacunek za to, że 12 czerwca ma ruszyć sezon w Polsce. W regulacjach wprowadziłbym tylko jedną zmianę, nie jeden, a dwóch mechaników dla każdego zawodnika. Jeden to może być za mało, ale to tylko moja opinia.
Co będzie w tym roku z Grand Prix? Dla tunerów ewentualny brak cyklu może być stratą, bo przecież GP to była nie tylko rywalizacja zawodników, ale i tunerów.
Mam nadzieję, że skrócona wersja serii będzie miała miejsce jeszcze w tym roku. Zawsze było miło, kiedy zawodnik korzystający z naszego silnika zajmował dobre miejsce.
Czy musiał pan robić jakieś oszczędności w firmie związanej z koronawirusem?
Tak, skróciliśmy wymiar pracy pracowników o 20 procent i ograniczyliśmy, jak tylko jest to możliwe wydatki.
Jak w ogóle ocenia pan Polskę? Czy to dobre miejsca do prowadzenia firmy?
To mój dom. Jestem tu już 13 lat. Moja rodzina też jest, mam 6-letnią córkę Abbey i żonę Kasię. Polska jest epicentrum świata żużlowego and I love it here (kocham tu być – tłum. red.).
Czy tarcza antykryzysowa, którą przygotował rząd dla firm dotkniętych przez koronawirusa, to jest coś, z czego będzie pan mógł skorzystać?
Tarcza antykryzysowa jest ukierunkowana na utrzymanie dotychczasowych stanowisk pracy, co jest bardzo ważne. Obecnie liczę, że żużel ruszy za chwilę i nie będzie potrzeby korzystania z tarczy.
Jakie środki bezpieczeństwa stosuje pan w swojej pracy w dobie koronawirusa?
Restrykcyjnie przestrzegamy zasad ustalonych przez rząd. Pracujemy indywidualnie, na tyle, na ile jest to możliwe. Regularnie dezynfekujemy warsztat, a każda osoba przed wejściem ma obowiązek dezynfekcji rąk. A paczki od kurierów odbieramy na zewnątrz, obowiązkowo w rękawiczkach. Pudełka są przechowywane w osobnym pomieszczeniu.
Jak Polska radzi sobie z koronawirusem?
Porównując z innymi miejscami, myślę, że Polska wykonała świetną robotę. Dzięki czemu już można dostrzec początek powrotu do normalności.
A ma pan jakieś wiadomości z Anglii?
Kiedy patrzę i słucham mediów w Wielkiej Brytanii, wygląda na to, że teraz przekroczyli szczyt i wygląda trochę lepiej. Nie jestem ekspertem i moje informacje pochodzą tylko z wiadomości. Wierzę, że ten koszmar się skończy, choć kiedy premier Boris Johnson zachorował, pokazało to, że wirus może złapać każdego i wszyscy powinniśmy na siebie uważać.
Czytaj także:
Ostafiński: co bym zrobił, gdybym był adwokatem Drabika
Falubaz w tarapatach? Patryk ratuj!