Gdyby trwał sezon żużlowy, Nicolai Klindt przemieszczałby się regularnie między Polską, Wielką Brytanią i Danią. W tylu krajach Duńczyk podpisał bowiem kontrakty na sezon 2020. Koronawirus sprawił jednak, że żadne z tych rozgrywek nie ruszyły. Najwcześniej, być może, rozpocznie się rywalizacja w eWinner 1. Lidze, w której Klindt związany jest z Arged Malesa TŻ Ostrovią. Tyle że do tego dojdzie najwcześniej w lipcu.
Do tego momentu Klindt musi w jakiś sposób zarabiać na życie. Duńczyk, który na co dzień mieszka w Wielkiej Brytanii, postanowił skorzystać z nagłej rekrutacji do Tesco. Sieć hipermarketów zaczęła szukać pracowników, bo w dobie pandemii COVID-19 zabrakło im rąk do pracy. Zwłaszcza przy dostawie zakupów zamówionych on-line.
Lepiej zarabiać niż tracić oszczędności
- Jest więcej niż jeden powód, dla którego wziąłem tę robotę. Wysłałem podanie pod koniec marca, po prezentacji zespołu Ipswich Witches. Pomyślałem sobie "cóż, widać jak to wszystko się przeciąga". Zamiast wydawać oszczędności na opłacanie rachunków, równie dobrze mogłem znaleźć pracę, która w jakiś sposób by mnie zajęła. I tak też zrobiłem - powiedział Klindt w rozmowie z "Daily Echo".
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony
Duńczykowi należy bić brawa za decyzję, bo w tym samym okresie wielu jego kolegów z toru ostro targuje się z polskimi działaczami i nie chce się zgodzić na jazdę za mniejsze pieniądze. Tymczasem klubowe budżety mocno ucierpią wskutek rozgrywania meczów przy pustych trybunach.
- Nie jesteś zbyt produktywny, jeśli siedzisz w domu i nic nie robisz. Od kiedy zarządzono narodową kwarantannę, starałem się prowadzić aktywne życie. Trenowałem raz lub dwa razy dziennie, robiłem różne rzeczy w domu. Ciągle mi czegoś brakowało. Dlatego fajnie było podjąć tę pracę. Przynajmniej coś zarobię. Nawet jeśli takie zajęcie nie zmieni mojego świata, to cieszę się z tej pracy - dodał.
Żadna praca nie hańbi
Klindt ma już doświadczenie w pracy w roli kierowcy. Przed paroma laty, gdy jego kariera znajdowała się na zakręcie, postanowił dorabiać jako dostawca paczek dla firmy Yodel.
- Myślałem, że teraz praca będzie wyglądać podobnie. Wtedy nie miałem żadnego harmonogramu. Wyjeżdżałem z domu rano, a wracałem do domu w momencie, gdy dostarczyłem ostatnią paczkę. W Tesco wszystko jest inaczej. Zakupy są przygotowane, trasa zaplanowana. Dzięki temu oszczędzam sporo czasu - zdradził Klindt.
Nie oznacza to jednak, że przebranżowienie z żużlowca do roli dostawcy przyszło mu łatwo i bezboleśnie. - Do wielu rzeczy musiałem się przyzwyczaić, ale po kilku dniach wszystko weszło mi w nawyk. Ręce mam poobijane i poobdzierane od noszenia reklamówek, upuszczania kartonów. Czasem się dłuży, ale jestem przyzwyczajony do tego, że wstaję o godz. 5 rano i kładę się spać w środku nocy - stwierdził duński żużlowiec.
Można polubić tę pracę
Klindt bez wątpienia wolałby teraz punktować dla Ipswich Witches w brytyjskiej Premiership czy Arged Malesa TŻ Ostrovii w eWinner 1. Lidze. Musi jednak o tym zapomnieć, a skoro tak jest, to stara się czerpać frajdę z obecnej pracy. - Pewnego dnia, gdy prowadziłem samochód, pomyślałem sobie po cichu "cholera, polubiłem tę pracę". Nie tego oczekiwałem po roku 2020. Jednak cieszę się, że mogę pracować dla Tesco. Mój kierownik czy koledzy z pracy są bardzo pomocni. To wspaniali ludzie - zdradził zawodnik z Danii.
Praca w Tesco sprawia, że Klindt nie musi bać się o stan konta. Zwłaszcza że zimą Duńczyk zainwestował spore pieniądze w sprzęt. Po dość udanym sezonie na I-ligowych torach w Polsce żużlowiec zrozumiał, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i stać go na walkę ze światową czołówką.
- W żużlu są różne wydatki, jak i sposoby na zarabianie pieniędzy. Sytuacja zawodników potrafi się mocno różnić. Akurat ja postanowiłem zainwestować sporo w sprzęt zimą. Nie chodzi o to, że wierzę w jakiś silnik, za sprawą którego będę wygrywać wyścigi. Po prostu chcę się poprawiać - stwierdził Klindt.
- Wszedłem w nowy sezon wydając większość pieniędzy, jakie miałem. Znalazłem się w pozycji, w której musiałem usiąść i sobie wszystko policzyć, ile rachunków mam do zapłacenia co miesiąc. Wyszło mi, że na początku lipca będę spłukany, a nie chciałem tego. Nie chcę być w sytuacji, w której nie mogę zapłacić za rachunki - dodał.
Duńczyk przyznał, że "w przeszłości znajdował się już w sytuacji, gdy nie miał żadnych pieniędzy". - Nie powiedziałbym jednak, że byłem przygotowany na obecny kryzys. Wręcz przeciwnie. Jednak łatwo udało mi się zmienić pewne przyzwyczajenia i sposób życia. Zwłaszcza w porównaniu do tego, jak postąpili inni. Mogę przynajmniej opłacić rachunki za dom, a nie pobieram gotówki z konta oszczędnościowego - ocenił Klindt.
Żużel ważniejszy niż Tesco
Nawet jeśli Klindt został ciepło przyjęty przez kolegów z pracy w Tesco, to nie oszuka swojej natury. Duńczyk od lat ściga się na żużlu i gdy tylko będzie to możliwe, znów usiądzie na motocyklu. Zresztą, już teraz mu tego brakuje.
- Wiem, że nie jestem jedyny. Żużlowcom zaczyna brakować dochodów, ale nie o to chodzi. Brakuje nam naszego "normalnego" życia. Jeżdżenia na mecze, ścigania, wracania po zawodach do domu, treningów. W tej chwili ćwiczysz i nawet nie wiesz kiedy zaczniesz z powrotem startować - skomentował 31-latek.
Klindt w przeszłości miewał sytuacje, gdy przez kilka tygodni odpoczywał od żużla. Było tak, gdy leczył kontuzje. - Było jednak zupełnie inaczej niż teraz. Jestem głodny rywalizacji. Jeden z głównych powodów to taki, że mam za sobą kilka zim, w których myślałem o porzuceniu żużla. Może to zabrzmi źle, ale nie czułem się dobrze i kilka razy nie chciałem startu sezonu. W tym roku było inaczej - podsumował żużlowiec z Danii.
Czytaj także:
Zasada spadków i awansów musi pozostać
Karkosik ma propozycję dla Witkowskiego. 1,5 mln zł na żużel