Żużel. Per Jonsson. Mistrz świata zamknięty w czterech ścianach. "Mam duże doświadczenie w izolacji" [WYWIAD]

- W Szwecji zasada jest prosta. Jeśli czujesz, że możesz być chory, to zostajesz w domu - mówi Per Jonsson, mistrz świata z 1990 roku. Tak Szwedzi walczą z koronawirusem.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Jacek Gajewski i Per Jonsson WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Jacek Gajewski i Per Jonsson

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: W Polsce sezon żużlowy zbliża się wielkimi krokami. Spróbujemy mimo koronawirusa. Jakie są szanse na rozgrywki ligowe w Szwecji?

Per Jonsson, mistrz świata z 1990 roku: Trudno powiedzieć. Przewidywanie przyszłości nigdy nie jest łatwe, a w rzeczywistości, którą mamy obecnie, stało się jeszcze trudniejsze. Ciężko rozmawia się o sporcie, kiedy wszyscy muszą o siebie dbać i jak najmniej wychodzić z domu. Na ten moment w sprawie ligi szwedzkiej nie ma żadnych konkretów. Nic nie wskazuje na to, że ruszymy. Poza tym to nie zależy tak naprawdę od ludzi, którzy są odpowiedzialni za rozgrywki. Najpierw konieczne są odpowiednie decyzje rządu. Taka jest zresztą sytuacja wszystkich dyscyplin. Nie tylko żużel ma problem. Koronawirus musi się uspokoić.

A kiedy ma się uspokoić? Co mówi rząd?

Nie ma takiej daty. W kółko słyszymy, że mamy uważać i najlepiej zostać w domu. Decyzje są podejmowane codziennie. Rzeczywistość zmienia się na naszych oczach. Pozytywne jest to, że rozmawiamy już o starcie ligi piłkarskiej. To mogłoby wydarzyć się w połowie czerwca. Oczywiście, bez kibiców i przy zachowaniu zasady zgromadzeń do 50 osób. O żużlu nie ma jednak wciąż mowy.

A co sądzi pan o starcie PGE Ekstraligi i regulaminie sanitarnym? Czy żużel w takich warunkach ma sens?

Założenie jeden mechanik na zawodnika ma sens. Trzeba jednak cały czas uważać. Trzymać dystans od innych, jak najczęściej myć ręce, nie witać się jak kiedyś ani nie ściskać na powitanie. Żużel odbywa się na świeżym powietrzu. Gdyby ci wszyscy ludzie zgromadzili się w jednym zamkniętym pomieszczeniu, to kłopot byłby większy. Chyba można zatem próbować.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy

To może uda nam się rozegrać także cykl Grand Prix, gdyby rywalizacja została ograniczona do jednego kraju?

A może idziemy już trochę za daleko? Moim zdaniem trzeba to wszystko odwrócić i podejść do tematu inaczej. Nie zastanawiać się, co i jak można zrobić, ale z czego każdy z nas może zrezygnować, żeby pomóc w walce z wirusem. Bez żużla i piłki nożnej w takim wydaniu i w takiej dawce jak kiedyś naprawdę da się żyć. Proponuję więcej myśleć o własnym zdrowiu. Bez całej reszty przeżyjemy i będziemy mogli do niej wrócić, kiedy pojawią się leki lub szczepionka. I proszę mi nie mówić, że nie jest łatwo, bo ja doskonale o tym wiem. Też tęsknie za wieloma rzeczami, które kiedyś miałem. Bardzo chciałbym zobaczyć teraz swoje wnuki. Warto jednak myśleć o czymś więcej niż czubek własnego nosa. Wszyscy jesteśmy za siebie odpowiedzialni.

Czego panu teraz najbardziej brakuje?

Najbardziej brakuje mi ludzi, aczkolwiek jakoś daję radę. Może to dziwnie zabrzmi, ale byłem dobrze przygotowany na koronawirusa i związaną z nim izolację.

To znaczy?

Mam w tym spore doświadczenie. Przy moich licznych dolegliwościach już przez to kilka razy przechodziłem. Potrafiłem leżeć w łóżku przez dwa lata. Ostatni raz taki maraton zaczął się w 2016 roku. Można powiedzieć, że znam takie życie, to dla mnie nic nowego. Wiem, że ludzi nowa rzeczywistość może denerwować, ale naprawdę warto zrozumieć, że robimy to też dla innych. Dzięki temu możemy przetrwać.

Porusza się pan na wózku od wypadku, do którego doszło w 1994 roku w Bydgoszczy. Zdaje się, że w pana przypadku problem jest taki sam jak u Tomasza Golloba. Obniżona odporność, która powoduje, że jest pan w grupie dużego ryzyka. Jak pan o siebie teraz dba?

Zdecydowanie tak i dlatego wolę nie igrać z ogniem. Muszę naprawdę bardzo uważać. A jak o siebie dbam? Nie mam wielkiego pola manewru. Zwyczajnie nie wychylam się z domu. Jestem zamknięty w czterech ścianach. Nie mogę pozwolić sobie nawet na odrobinę szaleństwa. Wiele już przeszedłem i nie wiem, jak mój organizm zareagowałby na wirusa. To mogłoby się naprawdę źle skończyć.

Jest pan w grupie wielkiego ryzyka i żyje w Szwecji, czyli w kraju, gdzie życie toczy się prawie normalnie. Macie zupełnie inną strategię walki z koronawiusem.

Faktycznie, strategia jest inna niż w pozostałych państwach Europy, ale to mnie jakoś szczególnie nie martwi. Tak naprawdę w tych czasach wszystko jest kwestią odpowiedzialności. Każdy musi być świadomy, jakie jest ryzyko w jego przypadku i podejmować właściwe decyzje. Nie możemy zapominać o myciu rąk, a poza tym ograniczać nasze wyjścia na zewnątrz. Poza tym u nas nie widać jakiegoś gwałtownego pogorszenia. Nie jest też tak, że u nas wszystko wolno. To mit. Dla przykładu powiem, że restauracje są otwarte, ale z pewnymi ograniczeniami. Mam zresztą wrażenie, że taktyka się sprawdza.

To chyba zależy, jak postrzegamy liczby.

W całej Szwecji umiera dziennie od 70 do 90 osób. W większości są to osoby starsze, które często przebywają w domach opieki lub szpitalach. To przykre, ale nie można dać się w tym wszystkim zwariować. Najważniejsze, żeby w domu zostali ci, którzy czują, że łapie ich jakaś choroba. Teraz nie można lekceważyć takich objawów jak uczucie zimna czy gorączka. Równie istotne jest w mojej ocenie to, żeby nie ulegać panice. Trzeba uważać z telewizją.

Nie ogląda pan?

Oglądam i wiem, co się dzieje. Informacje do mnie docierają, ale staram się nie przesadzać w drugą stronę. Kiedy człowiek wpatruje się zbyt długo w ekran telewizora, to od razu ma wrażenie, że jest chory. Tak jest na pewno w moim przypadku, więc uważam, że w tych czasach najważniejszy jest zdrowy rozsądek.

W Szwecji wolicie chyba zalecenia od zakazów. To lepiej działa na społeczeństwo?

W Szwecji zasada jest prosta. Jeśli czujesz, że możesz być chory, to zostajesz w domu. Można wyjść i zrobić wszystko jak wcześniej, ale to nie znaczy, że życie wygląda jak przed pandemią. To kolejny mit. Co z tego, że restauracje, puby i hotele są otwarte, skoro nie ma tam takich tłumów jak kiedyś? Ludzie nie korzystają już tak chętnie z ich usług. Gdyby było inaczej, to pomoc rządowa byłaby niepotrzebna. A jest i to bardzo, bo niektóre firmy nie dają rady. W Szwecji mnóstwo ludzi straciło swój majątek. Firmy bankrutują tak samo jak w innych krajach.

Jak wygląda sytuacja szpitali?

Na szpitale nie można narzekać. Problem był, ale na samym początku pandemii. Kiedy wybuchła, to szpitale były mocno wypełnione. System się jednak nie załamał, bo udało się stworzyć dodatkowe miejsca opieki i zadbać o więcej respiratorów. Największym problemem jest jednak brak podstawowego sprzętu. Mam na myśli odzież ochronną i maski dla lekarzy oraz pielęgniarek. Słyszałem, że w Polsce też się z tym zmagaliście.

A co myślą Szwedzi? Czy społeczeństwo jest zadowolone z tego, jak rząd walczy z koronawirusem?

Wydaje mi się, że tak. Ważny jest jasny przekaz. W Szwecji dwa, trzy razy dziennie najważniejsi politycy wychodzą i tłumaczą, jak wygląda sytuacja, co się zmienia, co wolno, a czego nie i jakie są plany. To na pewno pomaga.

Zobacz także:
Micaela Bazan: Argentyna zamknięta od ponad 50 dni
Władysław Komarnicki przeszedł poważną operację

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×