8 maja - tego dnia zawodnicy zagraniczni musieli się stawić w Polsce, aby rozpocząć 14-dniową kwarantannę. Po jej zakończeniu zostaną przebadani na obecność koronawirusa. Jeśli tylko będą zdrowi, otrzymają zgodę na rozpoczęcie treningów, a 12 czerwca obejrzymy pierwsze mecze PGE Ekstraligi.
Na nietypowy sposób transportu zdecydowało się trzech obcokrajowców Betard Sparty Wrocław. Max Fricke, Tai Woffinden i Daniel Bewley przylecieli do Polski prywatnym odrzutowcem. - Poczułem się jak gwiazda rocka, kiedy zjawiłem się na lotnisku i wsiadłem do prywatnego samolotu. Nie będę kłamać. To było świetne uczucie - powiedział Fricke z rozmowie ze speedwaygp.com.
- Początkowo, gdy myśleliśmy o wyjeździe, było kilka tras do wyboru. Jednak parząc na bezpieczeństwo i stopień łatwości podróży, to wybranie samolotu było idealne. Mielimy pojechać eurotunelem, a wszystko wydawało się być załatwione. Martwiłem się jednak o pokonanie granicy francuskiej, więc wysłaliśmy maila do tamtejszej straży granicznej. Wyjaśniliśmy naszą sytuację, przedstawiliśmy dokumenty z pozwoleniem na pracę, itd. Tymczasem oni nam powiedzieli "nie dostaniecie się do Francji" - dodał Fricke.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Australijczyk nie ukrywa, że odpowiedź francuskich urzędników sprawiła, że samolot stał się jedną opcją. - Po przeczytaniu odpowiedzi od Francuzów, zaczęliśmy coraz poważniej myśleć o samolocie. Bo skoro oni robili problemy, to kolejne państwa też mogły. Firma ATPI się nami zaopiekowała. W ostatniej chwili podstawiła nam prywatny odrzutowiec - stwierdził zawodnik Betard Sparty.
Podczas gdy Fricke, Woffinden i Bewley spędzili kilka chwil w samolocie, niektórzy żużlowcy podróżowali do Polski przez całą Europę. Rekordzista Fredrik Lindgren potrzebował aż 36 godzin, by w Hiszpanii dotrzeć do Częstochowy. - My mieliśmy szczęście. Mieliśmy niewielki kontakt z innymi ludźmi, dostaliśmy do dyspozycji prywatny terminal. Byliśmy na lotnisku ledwie kilka minut - opisał wizytę w porcie lotniczym Fricke.
- Przeprawa promem do Holandii, a następnie pokonanie trasy na kołach - to byłoby wyzwanie. Obecnie liczy się każda sekunda, jaką możemy spędzić z naszymi rodzinami. Samolot dał nam dodatkową noc z najbliższymi. Ja mogłem więcej czasu zostać z dziewczyną, Tai z rodziną - dodał.
Przed Fricke ostatnie dni kwarantanny. Australijczyk nie ukrywa, że warunki zaoferowane mu przez Betard Spartę są pierwszorzędne. - Klub się mną zaopiekował. Sprowadzili mi sprzęt do treningów, itd. Moje miejsce do życia wygląda jak mieszkanie połączone z siłownią. Gdy tylko czegoś potrzebujemy, dajemy znać klubowi i jest nam w stanie to zapewnić. Wrocław to niezłe miasto do życia, mamy tu chociażby Uber Eats, więc jestem w stanie łatwo zdobyć jedzenie z wybranych restauracji - stwierdził Fricke.
- Mam też ładny balkon. Mogę posiedzieć w słońcu kilka godzin dziennie. Jeśli macie jakieś sugestie dotyczące tego, co można obejrzeć na Netfliksie, to dajcie mi znać. Do tego mogę trenować. Nie wiem jak wygląda sytuacja innych obcokrajowców, ale u mnie jest w porządku - podsumował Fricke.
Czytaj także:
W Szwecji przegrywają z COVID-19
Gleb Czugunow powinien jechać jako junior