Ktoś powie, że Jarosław Hampel sam sobie winien. Mógł w listopadzie 2019, wiedząc o tym, że czeka go rywalizacja z Bradym Kurtzem, odpuścić i poszukać innego klubu. W końcu nazywa się Hampel, swoją markę ma, więc pewnie łatwo znalazłby innego pracodawcę. Nie można jednak zawodnika winić za to, że chciał zostać w drużynie, w której dobrze się czuł. Zresztą, jak on sam nam powiedział, dostał w listopadzie ustne zapewnienie prezesa klubu Piotra Rusieckiego, że w razie przegranej z Kurtzem będzie mógł sobie sam znaleźć nowego pracodawcę.
Teraz jednak wszystko na to wskazuje, że Fogo Unia Leszno całkowicie przekreśliła jesienne ustalenia. Hampel dostał wypowiedzenie po pierwszym treningu i jeszcze został skierowany na rozmowy do konkretnego klubu, do ROW-u Rybnik. To, tak uważam, jest podwójny skandal, żeby nie nazwać tego gorzej. Raz, że zawodnik nie dostał szansy udowodnienia, że jest lepszy od Kurtza. Dwa, że jeszcze mocno oberwie finansowo po tyłku. Przecież ROW wie, że Hampel jest pod ścianą. Może mu nawet zaproponować na sezon tyle, ile w Fogo Unii zarobiłby po czterech kolejkach.
Hampel oczywiście próbuje się bronić, przypomina o dżentelmeńskiej umowie. Pytanie, co zrobią działacze mistrza Polski, kiedy dajmy na to, żużlowcem zainteresuje się Betard Sparta Wrocław. Czy wtedy będą pamiętali o danym słowie? Niekoniecznie. W końcu, jaki sens miałoby wzmacnianie rywala, z którym będzie się walczyło o medale, być może nawet o złoto.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Poza wszystkim sytuacja z Hampelem pokazuje, że w żużlu nie ma żadnych sentymentów. Hampel jako jeden z pierwszych zgodził się na podpisanie z Unią finansowego aneksu. Kilka dni później mówił w wywiadzie, którego mi udzielił, że trzeba zrozumieć klub, że to nie czas na zarabianie pieniędzy. Wydawało mi się, że oto narodził się nowy kapitan drużyny. Tymczasem klub dał Hampelowi kopniaka, a zostawił Emila Sajfutdinowa i Piotra Pawlickiego, którzy dogadali się dwa tygodnie po czasie, bo nie podobało im się, że mają jeździć za mniej.
Swoją drogą, taka myśl mnie naszła, że może jednak dwaj wymienieni coś tam dodatkowo utargowali. I to kosztem Hampela. Przez dłuższy czas kręcili nosem, nagle przestali. Wszystko jakoś zbiegło się w czasie z decyzją o rozwodzie z Hampelem. Chętnie zapytałbym prezesa klubu, czy te zdarzenia można jakoś ze sobą powiązać. Jednak w Unii swego rodzaju tradycją stało się, że jak coś dziwnego się dzieje, to wszyscy chowają głowę w piasek.Wyjdą, jak się poukłada. A ma się co układać, bo przecież jest jeszcze zszokowany całą sytuacją menedżer Piotr Baron.
Pewnie menedżer zostanie, bo gdzie miałby teraz pójść. Trochę to jednak przykre, że człowieka, który ma odpowiadać za wyniki, nie zapytano o zdanie, nie skonsultowano z nim decyzji. Dostał informację po fakcie. Jakby z góry założono, że na odejście Hampela się nie zgodzi. Albo, co gorsza, wyciągnięto wniosek, że menedżer nie ma nic do gadania. Unia to mistrz, ale pewne sprawy załatwia bez tej mistrzowskiej klasy. Wszyscy pamiętamy list do zawodników z informacją o przelewie równym dla wszystkich. Teraz mamy kolejny zgrzyt.
Czytaj także:
Tatuażysta żużlowców wstaje z grobu: uśmiercili mi branżę, choć u mnie bezpieczniej niż u dentysty
Czy Piotr Baron przestanie być menedżerem Fogo Unii?