Żużel. Debiutant w nSport+ miał ciężką noc przed pierwszym meczem na antenie [WYWIAD]

Archiwum prywatne / Maciej Noskowicz. / Na zdjęciu: Tomasz Bajerski i Maciej Noskowicz
Archiwum prywatne / Maciej Noskowicz. / Na zdjęciu: Tomasz Bajerski i Maciej Noskowicz

Maciej Noskowicz, nowy głos w nSport+ jest z Zielonej Góry, więc debiut z RM Solar Falubazem był dla niego trudny. On sam mówi o przeżyciu, choć przyznaje, że na hasło Falubaz serce nie bije mu mocniej. - Wyrosłem z krótkich spodenek - podkreśla.

W tym artykule dowiesz się o:

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Nieprzespane noce przed telewizyjnym debiutem w roli komentatora?

Maciej Noskowicz, komentator nSport+: Nie będę kłamał, dlatego powiem, że bardzo mocno się tym moim pierwszym meczem przejmowałem. To było dla mnie duże zawodowe przeżycie. Ostatnia noc w Rybniku była trudna. Chciałem wypaść jak najlepiej. Chciałem, żeby wszystko wyszło profesjonalnie, zawodowo. Wiadomo, jakie okoliczności temu wszystkiemu towarzyszyły. Mimo 20 lat w dziennikarstwie towarzyszył mi stres.

Okoliczności, o których pan wspomina, to pierwszy raz w telewizji i RM Solar Falubaz na dokładkę. W Zielonej Górze pan mieszka.

Jedno i drugie złożyło się na stres. Nie będę wartościował, co mocniej. Przejęcie zawodowe było, nie będę oszukiwał. W przypadku Falubazu utrudnienie polegało faktycznie na tym, że stadion widzę z okna. W trakcie relacji nie mogłem być jednak zielonogórski, lecz ogólnopolski. Nie chciałem dać odczuć, że komuś sprzyjam, a z drugiej strony nie chciałem być przesadnie przeciwko, bo nadgorliwość też nie jest dobra.

A na hasło Falubaz pana serce bije mocniej?

Nie. Zawsze staram się być zawodowcem. Żużel wyssałem w Zielonej Górze, tu pracuję w Radiu Index i mieszkam, bo nie przeprowadziłem się do Warszawy. Mówiąc, że stadion widzę z okna, mam na myśli, że niedaleko niego mieszkam. Nie wyobrażam sobie, żeby coś miało się zmienić. Wyrosłem jednak z krótkich spodenek. Nie tracę głowy na hasło Falubaz. Co ja jednak będę mówił. Najlepiej niech oceniają ci, co widzieli i oglądali transmisję z meczu ROW - Falubaz.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Kędziora do Ostafińskiego: Chce pan, żebym powiedział, że jesteśmy słabi

Ci ludzie już się zdążyli wypowiedzieć. Sprawdzał pan, jakie były komentarze?

Różne opinie się pojawiły, ale w większości, chyba nawet zdecydowanej, to były głosy, że nie było plamy. Ci, co kojarzą moją zielonogórskość, pisali, że nie było sprzyjania Falubazowi. Też mi się tak wydaje, choć to moja subiektywna ocena i odczucie. Każdy ma prawo do swojego.

Komentował pan ten pierwszy mecz z Tomaszem Bajerskim?

Pierwszy raz spotkaliśmy się w takiej roli. Wiedziałem, kim jest Tomasz Bajerski, bo trudno, żeby nie wiedzieć. Wiedziałem, że ma doświadczenie w byciu ekspertem i tyle. Była taka chwila, że chciałem do niego zadzwonić, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Bo co miałbym mu powiedzieć? Cześć, będziemy komentować mecz. W sumie żaden z nas nie wiedział, czego się spodziewać, a obaj byliśmy pozytywnie zaskoczeni. To ważne, bo nie od razu jest flow, nie zawsze iskrzy. Tu jednak każdy wiedział, co ma robić. Każdy miał swoją rolę do odegrania. Chcę też powiedzieć, że ekipa kapitalnie mnie przyjęła. Od dziennikarzy po techników i obsługę. To mnie wzmocniło jako dziennikarza.

Noskowicz w nSport+ to był jeden z ważniejszych transferów dziennikarskich zimy?

Stało się to chyba w lutym. Trafiłem tam po jednym z artykułów na WP
SportoweFakty, gdzie przeczytałem, że będą szukali ludzi, bo kupili prawa do pierwszej ligi. Zadebiutowałem jednak w PGE Ekstralidze.

A proszę powiedzieć, jak pana debiut odebrano w samym Falubazie?

Nie wiem, bo nie jestem człowiekiem Falubazu. Relacjonowałem jeszcze w radio wiele spotkań Falubazu, ale nigdy nie byłem blisko klubu. Inaczej postrzegam rolę dziennikarza. Pewne kryteria i wartości nie zmieniają się bez względu na wszystko. Trzeba być rzetelnym, profesjonalnym, trzeba dobrze wykonywać swoją pracę. Lubię osoby, które pracują w Falubazie, bo często się z nimi widuję i rozmawiamy, ale nie jestem Falubazem.

O co Falubaz jedzie w tym roku?

O czwórkę. To zespół, który stać na to. Klub tego celu nie definiuje, bo doznał osłabienia, jak chodzi o wartość sportową. Brak Nickiego Pedersena to jest papierowe osłabienie. Nie wiem, czy może być ono zrównoważone przez Antonio Lindbaecka. Jeśli nie, to tej czwórki nie będzie. W sumie ten sezon jest taki, że siedem drużyn jedzie o play-off. Tak to teoretycznie wygląda. Poza PGG ROW-em, którego celem jest utrzymanie, reszta chce wskoczyć do czwórki.

Ciężko komentuje się mecz do jednej bramki?

Zawsze staram się wyzwolić w sobie i odbiorcach emocje, bo jak ktoś włącza stację i chce obejrzeć mecz, to nawet jeśli nie ma fantastycznych biegów, trzeba mu to jakoś zrekompensować. Tak, żeby chcieli wracać, żeby mówili: dobra, ten mecz nie był fajny, ale może za tydzień będzie lepszy. A może powiedzą, że za tydzień będą chcieli zobaczyć mecz skomentowany przez Noskowicza, bo nie robił meczu na pół gwizdka. To popłynąłem, ale to byłoby coś. A poważnie, to każdemu należy się szacunek, bo są kapitalne wyścigi, albo takie, gdzie nic się nie dzieje i wtedy wiele zależy od komentatora właśnie.

Coś pana zaskoczyło?

Tak. Jak się widzi telewizyjną machinę od kuchni, robi to wrażenie. Nie wiedziałem, że aż tylu ludzi pracuje przy tym, by transmisja mogła być zrealizowana. To jest fascynujące, jak się widzi, ile wysiłku kosztuje, by każdy tryb zafunkcjonował. Nikt nie może niczego zawalić. Dodam, że nie byłem tam tym najważniejszym. Taka transmisja to praca zespołowa. W radio tego nie było. Tam byłem wszystkim od A do Z, a tu skupiałem się na tym, co mam do zrobienia.

To był pan trochę jak Patryk Dudek, który mówi, że jego nic nie interesuje, że on ma tylko wsiadać na motocykl i jechać.

Może coś w tym jest, ale to jest fajne. Każdy wie, co ma robić i na tym się koncentruje. Nie ma tu przypadku. W trakcie meczu miałem spokój, byłem skupiony na relacji. Chwilę oddechu miałem po serii biegów, ale nawet wtedy nie spoglądałem w komórkę, co mam w zwyczaju. Skupiałem się na tym, co mam do zrobienia.

W następnej kolejce jedzie pan?

Do Lublina, na mecz Motoru ze Stalą.

To znów musi pan uważać. Wiadomo, jak żyje Stal z Falubazem, a pan jednak z Zielonej Góry.

Jak będziemy szli tym tokiem, to zaraz się okaże, że gdzieś tam mam rodzinę i też mam ciężko. Nie no, to żart. Szanse i serce w tym meczu, jak w każdym innym podzielę pół na pół. Znowu będę starał się być fachowym i obiektywnym. Jedziemy tą samą ekipą, z Tomkiem Bajerskim. I dobrze, ja się z tego cieszę.

Czytaj także:
Skoczyła mu adrenalina i rzucił kibiców na kolana jak Gollob Bońka
Menedżer Falubazu: to siódme miejsce już mamy. Obudzi się Vaculik, to pojedziemy o więcej

Źródło artykułu: