- W tym momencie mamy u siebie 30 dodatnich pacjentów. To najwięcej od samego początku pandemii. Wcześniej jednocześnie trafiało do nas maksymalnie kilka osób - mówi nam Robert Surowiec, wiceprezes gorzowskiego szpitala. - Pacjenci są w różnym stanie, ale dwójka jest na zakaźnym OIOM-ie pod respiratorami. Ich stan jest ciężki. Do tego dochodzi kilka osób, które są przewlekle chore - podkreśla.
To wszystko dzieje się w momencie, kiedy kibice żużla w Gorzowie czekają na werdykt Komisji Orzekającej Ligi w sprawie spotkania z Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Mecz został przerwany po 10. wyścigu, bo na stadionie zaczęła płonąć rozdzielnia elektryczna. Straty po pożarze okazały się na tyle poważne, że trzeba było przełożyć także niedzielne spotkanie z Betard Spartą Wrocław.
- Może i dobrze się stało - mówi nam prezes honorowy gorzowskiego klubu Władysław Komarnicki. - Myślę sobie, że czuwa nad nami opatrzność. Mamy teraz sporo zarażonych, a u ludzi wkradło się ogromne rozluźnienie. Nie mogę patrzeć na tych, którzy lekceważą pandemię, nie zakładają masek w komunikacji miejskiej lub sklepach. Może to dobrze, że teraz niektórzy nie pójdą na stadion. Dzięki temu wirus się mocniej nie rozleje - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO Prezes Stali: dwa artykuły w regulaminie dają nam zwycięstwo. Nie chcemy jednak licytować się z Włókniarzem
Komarnicki dodaje też, że niedziela bez żużla to czas na refleksję. Przekonuje, że to doskonały moment, żeby zrobić krok w tył i wrócić na stadion odpowiedzialniejszym. - Apeluję, żeby pójść po rozum do głowy. Kiedy znowu ruszymy, musimy nosić maski na wydarzeniach sportowych i nie udawać, że jesteśmy rodziną z kimś, kto siedzi obok. To niedopuszczalne. Opamiętajcie się - apeluje.
Koronawirus. Poważna sytuacja w Gorzowie
Dodajmy, że sytuacja w Gorzowie jest naprawdę poważna. Lekarze pracują w pocie czoła, żeby uratować wszystkich zarażonych koronawirusem, a napotykają po drodze na wiele trudności.
- Jeśli chodzi o sprzęt, środki ochrony osobistej i miejsca, to z tym kłopotu nie ma. Największym problemem jest kadra. Niektórzy boją się pracy z zakażonymi pacjentami. Stan wzmożonej aktywności trwa u nas już dość długo. Na krótki czas było nam się łatwiej zmobilizować, ale teraz po kilku miesiącach pojawia się już zmęczenie. Ta praca wymaga ogromnego skupienia. Trzeba być bardzo uważnym - podkreśla Surowiec i trudno mu nie przyznać racji, bo moment nieuwagi jednej osoby z personelu medycznego może oznaczać zarażenie i wyłączenie całego szpitala. A na to w mieście nie mogą sobie w tej chwili pozwolić.
Zwłaszcza że prognozy nie są optymistyczne. Nikt nie wierzy, że wirus za chwilę odpuści i będzie spokój. Walka z COVID-19 będzie trwać jeszcze długo.
- Nie jestem optymistą i nie liczę na szybki koniec. W marcu czy kwietniu specjaliści mówili o szybkim picku, spokojniejszych wakacjach i być może drugiej turze na jesień - przypomina Surowiec i dodaje, że teraz te wszystkie prognozy można włożyć między bajki.
Koronawirus. Lubuskie. Nie jesteśmy zieloną wyspą
- Nie mamy żadnego uspokojenia wakacyjnego. Wręcz przeciwnie, bo to, co obserwujemy, raczej nazwałbym wzmożeniem. Kto wie, czy jesień nie będzie jeszcze trudniejsza. To dotyczy sytuacji w całym kraju, także u nas. Jasne, że swego czasu mieliśmy mniej zakażeń, ale to nie znaczy, że jesteśmy jakąś zieloną wyspą - podsumowuje.
Do tej pory koronawirusem w Polsce zaraziły się 39 054 osoby, z czego 1605 zmarło. Sytuacja była poważna w różnych rejonach kraju, ale województwo lubuskie bardzo długo nazywano zieloną plamą na mapie COVID-19. Nie przez przypadek, bo jeszcze do niedawna nie zanotowano tam ani jednego zgonu. Tak było aż do 15 lipca, kiedy w powiecie wschowskim zmarła 91-letnia kobieta.
Zobacz także:
W Motorze mówią, że Zagar zaczyna się spłacać