Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: W piątek zostawił pan we Włókniarzu kopertę i zniknął pan z klubu. To koniec?
Marek Cieślak, trener reprezentacji Polski i były szkoleniowiec Eltrox Włókniarza Częstochowa: Zacznijmy od tego, że to nie była koperta, lecz kartka papieru z wypowiedzeniem z pracy ze skutkiem natychmiastowym. Zanosiło się na to od poniedziałku, kiedy zobaczyłem na Facebooku zdjęcie prezesa z ciężkim sprzętem w tle, a pod spodem wpis: biorę się do roboty, chcę zrobić stary częstochowski tor. Wyszło tak, że nie ma żadnego toru.
To nie będzie już rozmów o powrocie?
Nie. Coś już we mnie pękło, coś się skończyło i to se ne vrati. Wiele razy chciałem wcześniej rzucić papierami, ale dla dobra drużyny się wstrzymywałem. Nie chciałem robić zamieszania. Teraz już tak nie będzie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Zmarzlik nie musi zmieniać klubu. Dobry kontrakt załatwi sprawę
A prezes Michał Świącik mówi, że prace torowe, z powodu których rzucił pan pracę, zaczęły się w poniedziałek. Dodaje, że do wtorkowej ulewy nie miał pan uwag, a dopiero po niej zaczął pan robić problemy.
To może zapytajcie Runego Holty jak było. W poniedziałek rozpoczęły się prace na torze i ja wtedy powiedziałem: meczu nie będzie. Wtedy prezes się zdenerwował, ale więcej nie powiem, szczegóły zachowam dla siebie. Holta był świadkiem całej sceny. Poza wszystkim ja się prezesa pytałem, z jakiej racji on robi tor na zawody? I to na cztery dni przed meczem, kiedy takich rzeczy się nie robi.
Prezes mówi, że kibice i eksperci skarżyli się, że nie ma w Częstochowie widowisk, że nie ma tego toru co dawniej.
Dobrze, ale nie można orać po kolana i nie tylko. Zwłaszcza że prognoza była nieciekawa. Wiadomo było, że we wtorek może padać. Poza tym powtórzę raz jeszcze, że jako trener to ja jestem od toru.
Przegraliście jednak w tym sezonie trzy mecze u siebie. To dlatego prezes chciał naprawiać tor.
Dobrze, ale my nie przegraliśmy przez tor, ale przez słabsze występy zawodników. Raz Doyle’a z Holtą, potem Doyle’a z Przedpełskim, raz Miśkowiaka nie było, a z Unią Lindgren nie miał na czym jeździć, bo silniki mu się skończyły. Nie mówmy więc, że nasi jechali źle przez tor, na którym radzili sobie juniorzy Falubazu. Inne były powody. Taki Doyle ma świat przewrócony do góry nogami. Rok temu jeździł non-stop z jednej ligi do drugiej, teraz mecz ma raz na tydzień, a poza tym siedzi i myśli.
Nie zmienia to faktu, że tor był jednak w tym roku problemem Włókniarza.
Powiem, że tor nie był taki, jakbym chciał. Mnie też się to nie podobało. W trakcie meczu za szybko się przesuszał, robił się bardzo sypki. Jednak rywale przyjeżdżali i ścigali się na nim. My też mamy zawodników, co w Grand Prix sobie radzą. Nie upraszczajmy sytuacji, nie mówmy, że to przez tor. Dodam, że ja nie byłem z niego zadowolony, ale od naprawy to jestem ja z toromistrzem, a tymczasem prezes sam się za to wziął.
I nie było tak, że dopiero we wtorek zaczął się pan przeciwstawiać. Po deszczu, gdy zaczęły się problemy.
Ja już w poniedziałek byłem przeciwny. Poszedłem nawet do toromistrza, ale on mi powiedział, że ma zakaz wykonywania poleceń wydawanych przeze mnie.
A jakby nie spadł deszcz, to ten tor dałoby się przygotować?
Też byłoby ciężko, bo wszystko zostało głęboko ruszone. Na pewno byłoby lepiej. A przez ten deszcz, to jeszcze kilka dni poczekamy sobie, aż tor dojdzie do stanu używalności.
Co teraz?
Teraz to prezes Świącik, zamiast mnie oczerniać, powinien zachować się jak dorosły facet. Walnąć się w klatę, powiedzieć przepraszam, ale ktoś mi źle podpowiedział, ktoś mi wbił do głowy, że to się da zrobić. Nie było jednak takiej rozmowy. I szkoda, bo lepiej by brzmiało, że chciałem naprawić tor, że chciałem dobrze, że wyłączyłem z tego trenera, ale nie wyszło. Już w poniedziałek mówiłem prezesowi: jak mnie nie ufasz, to mnie zwolnij.
Prezes tego nie zrobił.
Doprowadził jednak do tego, a teraz szuka dziury w całym. Powiedziałem, jakiego zachowania bym oczekiwał.
Klub napisał w oświadczeniu, że w trakcie prac dosypano mączkę.
O to też była kłótnia, bo tego się nie robi. To zrobiło dodatkowy problem, gdy idzie o przesychanie. O tej porze roku nie można dosypać takiej ilości mączki, jak to zrobił prezes. Dlatego ten tor nie wyschnął do tej pory.
To wygląda na to, że Włókniarz będzie ukarany walkowerem.
Nie jestem Komisją Orzekającą Ligi, ale bardzo bym nie chciał, żeby Włókniarz dostał walkowera. To są konsekwencje i stracony sezon. Szkoda, że teraz stało się najgorsze, bo zaczynaliśmy się rozkręcać. Było blisko play-off. Nie mogłem jednak iść z komisarzem i sędzią i składać podpisy na formularzach, bo nie biorę odpowiedzialności za tor, nie ja go robiłem. Powtórzę raz jeszcze, że ja to wymówienie musiałem złożyć.
I nie ma odwrotu?
Moje przyjście do klubu wiele poprawiło na lepsze, bo jednak nazwisko Cieślak to jakaś marka. Pojawili się nowi sponsorzy, ale i też kibice. Nie chcę już jednak współpracować z prezesem. Mieliśmy dobry początek rundy, potem było gorzej, ale byliśmy na czwartym miejscu, z przewagą dwóch punktów nad piątą drużyną, z szansą na play-off. A tam mogliśmy zrobić medal. Może nawet lepszy niż rok temu. Tak uważam. Zostało to jednak w bezmyślny sposób zmarnowane.
A proszę zdradzić, czy ten tor był robiony, bo Włókniarz bał się zz-tki za Iversena? Tak mówią.
To bzdura. Przy takim upale silniki tak szybko się nie regenerują. Ta zz-tka niewiele by Stali dała. Ja myślę, że mogliśmy spokojnie wyjechać na ten tor, który był i wygrać. Stawiam, że odnieślibyśmy zwycięstwo. Teraz będę trzymał kciuki, bo ja do końca będę się czuł Włókniarzem. Zdobywałem medale dla tego klubu i choć teraz mnie w nim nie ma, to jakie to ma znaczenie. Byle walkowera nie było, bo nie wiadomo, jak wtedy zachowa się miasto i inni, którzy wspierają ten klub.
Czytaj także:
Prezes Włókniarza o problemach z torem i odejściu Cieślaka
Iskrzy na linii Włókniarz - Stal