Mark Loram - angielski mistrz z metanolem we krwi

W cyklu tekstów o żużlowych oryginałach pora na flegmatyka z lękiem wysokości, który przy dźwiękach ulubionej kapeli Offspring wdrapał się na najwyższy szczyt "czarnego sportu".

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy w wielu szesnastu lat, w 1987 roku debiutował w Top League na niezapomnianym torze w Hackney, jego pierwszy nauczyciel, dawny champion John Louis pokiwał tylko głową i powiedział, że ten drobny jasnowłosy chłopak kiedyś zostanie mistrzem świata. Droga Lorama na żużlowy olimp nie była jednak usłana różami. Mark, pomimo wszelkich przeciwności, uparcie dążył swoją ścieżką i wierzył w spełnienie marzeń. Zahartowany na brytyjskich, trudnych i często grząskich torach nie poddawał się nigdy. Zawsze wierzył w zwycięstwo. Nie poddawał się po kolejnym zaspanym starcie, nie zrażał się licznymi kontuzjami, które pokonywał, by po raz kolejny wrócić na ukochany żużlowy owal.

Mark Royston Loram, bo tak brzmi jego pełne imię i nazwisko urodził się 12 stycznia 1971 roku na Malcie. Przygodę z klasycznym żużlem na początku swojej kariery łączył ze startami na trawie i długim torze. W 1992 roku dzięki kolejnym udanym startom w barwach King’s Lynn Stars, drugiemu miejscu w IMŚJ rozgrywanych na torze w bawarskim Pfaffenhofen wypłynął na szerokie sportowe wody. Podpisał swój pierwszy zawodowy kontrakt na starty w polskiej lidze w barwach klubu z Częstochowy. Od tej pory, nieprzerwanie przez siedemnaście lat Brytyjczyk będzie miał podpisaną umowę na starty dla polskich kibiców, nawet wtedy gdy przez wiele miesięcy będzie rehabilitował swe połamane kończyny.

Śmiem twierdzić, że Loram z zawodnika bardzo dobrego stał się sportowcem wybitnym, gdy u jego boku pojawił się mentor, mechanik, kompan i przyjaciel w jednym – Norrie Alan. Z miejsca stał się bratnią duszą i skarbnicą wiedzy dla "Loramskiego". W chwilach trudnych, Mark zawsze pierwszego pytał o radę swego charyzmatycznego powiernika tajemnic. Nic dziwnego, że po zakończeniu kariery przez IMŚ z 2000 roku, u boku Alana błyszczeć potrafił kolejny Brytyjczyk - Chris Harris.

Ostatni angielski indywidualny mistrz świata seniorów to żużlowy obieżyświat. Nigdzie na dłużej nie zagrzał miejsca. W Polsce przez siedemnaście lat przywdziewał plastron siedmiu zespołów, w Anglii startował dla dziesięciu, a Szwecji czterech klubów. Zjeździł praktycznie cały świat, choć jego serce podobno zostało w malowniczym Maldvies w Stanach Zjednoczonych. Mark Loram to nie tylko mistrz świata z 2000 roku, który jako pierwszy nie wygrał w zwycięskim sezonie choćby jednej rundy GP. To przede wszystkim wspaniały sportowiec, który zaskarbił sobie serca fanów "czarnego sportu" wspaniałymi akcjami, jakimi przedzierał się po nieudanych startach na czoło stawki. Nie uznawał straconych pozycji, wspaniale balansował ciałem na motocyklu. Wygrywał nawet wtedy, gdy startował ze specjalnym plastikowym opatrunkiem na kontuzjowaną dłoń, jaki uratował go przed amputacja dwóch palców. To Loram, a nikt inny wydarł Tony Rickarssonowi tytuł IMŚ'2000. Do dziś biegi, w których chyba jako jedyny potrafił pojechać zewnętrznymi ścieżkami Tomasza Golloba w Bydgoszczy cieszą się dużym zainteresowaniem wśród internautów. Grzegorz Walasek nadal doskonale pamięta swoje pierwsze starty w cyklu GP z "dziką kartą", w których po fascynujących pojedynkach seryjnie pokonywał będącego wtedy na absolutnym topie Anglika. Mi utkwił w pamięci powrót po kontuzji Lorama w 2005 roku, gdy w trakcie sezonu zaczął startować w barwach Gorzowa. Niemrawy występ w Memoriale Jancarza i pierwsze przeciętne mecze nie nastrajały optymistycznie, ale gdy w rundzie finałowej walka szła o wejście do ekstraklasy Loram znowu błyszczał na torze. Był jedynym, który w najważniejszych meczach sezonu nie zawiódł, a wyścigi z Peterem Karlssonem na przyczepnym ostrowskich torze stanowiły kwintesencję żużla. W Bydgoszczy do dziś wspominają wspaniały 2002 rok i tytuł DMP jaki byłby niemożliwy do zdobycia bez Marka Lorama. Miejscem szczególnym dla Anglika jest jednak chyba Ostrów, miasto dla którego jako mistrz świata startował w de facto drugiej lidze. Kibice i działacze chyba nigdy mu tego nie zapomnieli. Podpisali z nim kontrakt na starty nawet po wypadku w 2007 roku, który zakończył karierę przemiłego Brytyjczyka.

Prywatnie Mark jest towarzyskim, lekko flegmatycznym człowiekiem, który podąża jednak swoimi ścieżkami. W chwilach niepowodzeń odchodzi gdzieś na chwilę na bok by pobyć sam. Jest przyjacielski i bardzo szanowany w środowisku żużlowym, za to, że nie nigdy nie zajeżdżał toru, walczył twardo, ale fair. Potrafił mijać rywali jak tyczki, nawet gdy ci faulowali. Dlatego po zdobyciu IMŚ w 2000 roku, na nowego mistrza narzekali tylko statystycy, a nie zawodnicy i ludzie czujący park maszyn. Zawodniczą karierę "Loramskiego" przerwała paskudna, kolejna kontuzja złamanej nogi. Po ponad dwóch latach przerwy, gdy kończyna w końcu się zrosła Mark Loram znowu zaczął myśleć nad powrotem na żużlowy tor. Ciekawe co tym razem doradzi mu niezawodny Norrie Alan i ukochana żona Flo...

Komentarze (0)