Żużel. Grand Prix. Craig "Warning" Ackroyd rozdał karty i prezenty w Pradze [KOMENTARZ]

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Leon Madsen
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Leon Madsen

Cóż to był za szalony wieczór w Pradze. Bohaterem został Bartosz Zmarzlik, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w roli głównej wystąpił człowiek za pulpitem sędziowskim, Craig Ackroyd. Brytyjczyk powinien dostać ksywę "Ostrzeżenie".

Sędzia Craig Ackroyd od początku zawodów rozdawał "warningi", a jego rodak Phil Morris, dyrektor cyklu biegał po przerwanych wyścigach od jednego do drugiego zawodnika, informując go o ostrzeżeniu. Początkowo w większości przypadków były one słuszne. Trzeba przyznać, że żużlowcy w Pradze wyjątkowo czołgali się pod taśmą lub próbowali kraść starty. Być może wynikało to z faktu, że zdawali sobie sprawę, jak istotny na Markecie jest start. Na otwarcie zawodów nie wytrzymał Tai Woffinden, który dotnął taśmy. W ostatniej serii to samo zrobił Maciej Janowski.

Szkoda tylko, że brytyjskiemu sędziemu zabrakło konsekwencji w dzieleniu ostrzeżeniami. Gdyby tak nie było, to Leon Madsen, który przechodził pod taśmą w piątkowy wieczór samego siebie, nie pojechałby w półfinale. W trzeciej serii - jak to obrazowo ujął Mirosław Jabłoński - Acroyd poczuł, że jest wigilia i rozdał Duńczykowi prezenty, nie przerywając wyścigu po lotnym starcie.

Żarty skończyły się w półfinale, gdzie Madsen nie robił sobie nic z tego, że ma już ostrzeżenia. Nadal bezczelnie próbował ukraść start. W efekcie wyleciał z półfinału z wykluczeniem i oczywiście miał jeszcze pretensje do sędziego. Chwilę później wyczyn Duńczyka powtórzył Jason Doyle, który był jednym z głównych kandydatów do zwycięstwa w Pradze. Australijczyk też miał ostrzeżenie i w powtórce ruszył się na starcie. Były mistrz świata również musiał obejść się smakiem i został wykluczony.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Brak złotego medalu w IMP nie uwiera Zmarzlika. Dopóki będzie jeździł, będzie walczył o tytuł

Rzadko zdarza się, żeby w półfinale jechało tylko dwóch zawodników, a właśnie ten obrazek w Pradze był kwintesencją całego wieczoru, pełnego ostrzeżeń, mniej lub bardziej słusznych decyzji sędziego. Craig Ackroyd rozdał w półfinale karty. Można się denerwować na takie czy inne przepisy, ale skoro wszyscy mają stać nieruchomo, to nie ma zmiłuj.

Gdyby po Grand Prix organizowano taki sam magazyn jak po kolejce PGE Ekstraligi i pracę arbitra oceniałby Leszek Demski, mamy gwarancję, że temat kontrowersji zająłby praktycznie cały czas antenowy. Z drugiej strony, gdyby nasz szef sędziów miał nominować arbitrów do Grand Prix, Brytyjczyk już dawno nie prowadziłby zawodów tych rangi. Jest po prostu słaby i kiedy tylko pojawia się za pulpitem, wysuwa się na pierwszy plan.

Ackroyd słynie z tego, że popełnia rażące błędy. Przed rokiem w Krsko zawodnicy uciekali mu ze startu notorycznie, a on nie reagował. Stracili na tym m.in. Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek, a zyskał kto by inny, jak Leon Madsen. Brytyjczyk lubił przymknąć wówczas oko także na swojego rodaka, Roberta Lamberta.

Najgorsze jest to, że w sobotę znów będziemy musieli oglądać popisy tego samego sędziego, któremu ewidentnie brakuje konsekwencji. Jak karać ostrzeżeniami, to wszystkich. Bez względu na to, czy Madsen skończy z dwoma, trzema, czy czterema ostrzeżeniami. W piątek i tak dostał półfinał w prezencie. A do wigilii jeszcze trochę czasu zostało.

Zobacz także: Praga wreszcie szczęśliwa dla Zmarzlika
Zobacz także: Bartosz Zmarzlik nowym liderem cyklu Grand Prix

Źródło artykułu: