Żużel. Eryk Jóźwiak został menedżerem po burzy mózgów. Do Zdunek Wybrzeża wprowadzi nowoczesne techniki [WYWIAD]

Materiały prasowe / Arkadiusz Buczyński / Na zdjęciu: Eryk Jóźwiak
Materiały prasowe / Arkadiusz Buczyński / Na zdjęciu: Eryk Jóźwiak

Przez lata zbierał doświadczenia jako mechanik, pracował w żużlu w wielu krajach. Teraz ma być brakującym ogniwem w kadrze szkoleniowej Zdunek Wybrzeża. Eryk Jóźwiak w rozmowie z WP SportoweFakty wyjaśnił jak wygląda jego filozofia żużla.

[b][tag=53175]

Michał Gałęzewski[/tag], WP SportoweFakty: Ze względu na to, że nie był pan licencjonowanym zawodnikiem, dla wielu kibiców do dziś był pan anonimowy. Jak wyglądała pana żużlowa droga?[/b]

Eryk Jóźwiak, menedżer Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Jestem w żużlu od 1994 roku, kiedy zapisałem się do szkółki żużlowej Wybrzeża. Byłem w niej przez trzy lata, jednak zakończyłem jazdę ze względu na zawirowania w klubie. Później naturalną drogą było przejście do zawodu mechanika. Widocznie tak miało być i teraz tego nie rozdrapuję.

A jak wyglądała pana ścieżka kariery mechanika?

W pierwszych latach, jak niemal każdy początkujący mechanik, bardziej zajmowałem się myciem motocykli i podstawową obsługą na zawodach. Z biegiem czasu i z nabieraniem doświadczenia dochodziła organizacja logistyki, zamawianie części i pilnowanie tego wszystkiego. Dochodził kontakt ze sponsorami, a nawet aktywne szukanie podmiotów wspierających. Ogólny wizerunek mechanika jest taki, że zajmuje się sprzętem. W 30 procentach teamów to zadania w dużej mierze logistyczne i czym dłużej jest się mechanikiem, tym więcej obowiązków dochodzi.

Z kim pan współpracował podczas tych wszystkich lat?

Pierwszym zawodnikiem u którego pracowałem był Wojciech Załuski. Później współpracowałem przez trzy sezony z Markiem Derą i wówczas też nastąpił mój pierwszy rozłam z gdańskim klubem, gdy wspólnie przenieśliśmy się do Gniezna. Potem pracowałem głównie z zawodnikami występującymi w Gdańsku, jak m.in. Adam Fajfer, Paweł Duszyński, Artur Pietrzyk. Przez jeden rok byłem w Anglii z Tomaszem Chrzanowskim, a następnie nastąpiła współpraca z młodzieżą - Damianem Sperzem, Krystianem Pieszczkiem, a także z Renatem Gafurowem. W 2015 roku obrałem kierunek duński. Byłem w teamie Nickiego Pedersena, a następnie Patricka Hougaarda. Ostatnio natomiast współpracowałem z Kacprem Gomólskim.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Na prezesa spadła fala krytyki. Michał Świącik mówi, czy myślał o rezygnacji

Pracował pan m.in. z impulsywnym Nickim Pedersenem, a ostatnio z Patrickiem Hougaardem oraz Kacprem Gomólskim. Czy doświadczenie z pracy w różnych teamach pomoże panu dotrzeć odpowiednio do zawodników i zrozumieć ich potrzeby?

Na pewno tak. Każdy wie jaki jest pan Pedersen, nie trzeba tego nikomu uzmysławiać. Patrick Hougaard był na przykład innym zawodnikiem o 180 stopni i wprowadzał dużo więcej spokoju. Od każdego zawodnika. Pracowałem z zawodnikami z różnych narodowości i z różnymi charakterami, dzięki czemu mogłem się wiele nauczyć. Dużo mi też dała praca w lidze duńskiej, angielskiej czy szwedzkiej, gdzie jest inne podejście do żużla. Ja podchodzę do moich doświadczeń tak, że obecność w każdym kraju, przebywanie na każdym stadionie i bycie w drużynach z różnych lig bardzo dużo daje i można z tego wiele wyciągnąć.

Czy myślał pan wcześniej o roli menedżera zespołu?

W ogóle o tym nie myślałem. Od jakiegoś czasu mieliśmy w klubie burzę mózgów na temat tego co można zmienić, a co ulepszyć, by wszystko poszło w takim kierunku, w jakim wszyscy by sobie życzyli. Ja byłem jednym z bardziej aktywnych i może dlatego zarząd to dostrzegł i zdecydował się na powierzenie mi tej funkcji. Na pewno nie wyszło to z mojej strony, tylko ze strony klubu. Byłem podwójnie zaskoczony, bo nie wiedziałem, że to co proponowałem, w przyszłości sam będę wdrażał i że powierzona mi zostanie ta odpowiedzialność. Było to totalne zaskoczenie.

Które z podpowiedzi najbardziej mogły przypaść do gustu zarządowi GKŻ Wybrzeże?

Nie będę mówił, że coś było wcześniej wykonywane źle, jednak jak wiadomo w życiu i w pracy zawodowej na każdym polu można wprowadzić odpowiednie poprawki i zmiany, począwszy od planowania drużyny, poprzez pracę z torem, organizację warsztatu. Wszędzie można dokonać odpowiednich zmian i od kilku tygodni nad tym myślimy. Świat idzie do przodu, różne kwestie, i należy korzystać z nowoczesnych technik, usprawniających pracę. W każdej dziedzinie trzeba się rozwijać, a jak wiadomo osoby będące w środku nie zawsze na wszystkie rzeczy zwracają uwagę. Z zewnątrz czasami można łatwiej znaleźć pole do zmian.

Czy jest jakiś trener lub menedżer, z którego współpracy najwięcej pan wyciągnął i chce wdrażać to do pracy w klubie?

Na pewno menedżerem, na którym można się wzorować, z którym współpracowało mi się najlepiej był Stanisław Chomski. Ma odpowiedni model pracy i jest bardzo dobrym przykładem łącznika pomiędzy zarządem a zawodnikami. Gdy trzeba było stanąć po stronie żużlowców, to potrafił stanąć za nimi murem. Z drugiej strony widział też potrzeby klubu i potrafił to uzmysłowić zawodnikom. Czasami stosunki pomiędzy dwoma stronami są przeważone w nie taką stronę w jaką powinny i każdy ciągnie w swoją stronę. Musi być osoba, która wszystko waży i próbuje znaleźć odpowiedni balans.

Jako mechanik i menedżer zawodników był pan też odpowiedzialny za sprawy logistyczne. Czy i w klubie będzie pan po części odpowiadał za te kwestie?

Na dziś teamy są tak zorganizowane, że każdy dba o to sam. My jednak chcemy mieć taki model pracy, w którym żużlowcy mogą się ze wszystkim do nas zgłosić. Jeśli ktoś będzie miał problem w każdej z kwestii, służymy pomocą. Nie powiem, że drzwi są otwarte, ich wręcz nie ma.

Czy wobec pańskiej przeszłości dostrzeganie problemów poszczególnych teamów będzie w przyszłym sezonie głównym atutem klubu?

Na pewno będzie mi łatwiej spojrzeć na niektóre kwestie i podpowiedzieć w kontekście zachowania sprzętu na torze. Będę czerpał ze swoich doświadczeń i starał się pomagać chłopakom, również w tej materii.

O Polsce lubimy mówić jako o stolicy światowego żużla i o niedoścignionym wzorze. Pan poznał żużel w innych krajach. Czy styl prowadzenia zespołu w którymś z innych państw chciałby pan w całości lub w części wdrożyć do Wybrzeża?

W każdej lidze są kwestie, które można śmiało przenieść do naszej ligi. Trzeba czerpać z innych doświadczeń, choćby dlatego, że osoby z różnych narodowości do różnych ważnych spraw podchodzą w inny sposób. Jesteśmy najlepszą ligą świata, ale i u nas jest sporo do poprawy. Będziemy przekładać różne pozytywne kwestie z innych lig na nasze podwórko. W Polsce często podchodzi się na zasadach pracownik - pracodawca. W lidze szwedzkiej czy angielskiej wszystko odbywa się na zasadach koleżeństwa, kluby bardziej chcą pomóc zawodnikom. Nie patrzy się tak, że ktoś może mieć swoje indywidualne potrzeby. Chcę wprowadzić poczucie, że jako klub robimy wszystko by zawodnicy czuli się u nas jak najlepiej, pomagamy im w osiągnięciu życiowej formy. Jak oni dobrze jadą, to jest korzyść dla klubu, a działa to w dwie strony, bo i zawodnicy będą się mocniej angażować w życie klubu.

Prezes Zdunek wspominał w wywiadach, że za budowę składu będzie odpowiadał właśnie menedżer. Czy tak będzie rzeczywiście?

Jedynym ograniczeniem jakie mam, jest w tym momencie budżet. Jeżeli chodzi o dobór zawodników, mamy jasno nakreśloną strategię. Nie będziemy szli w stronę żużlowców, którzy są prawdopodobnymi fajerwerkami, a okazują się kapiszonami. Chcemy stawiać na pewne, sprawdzone nazwiska, by na koniec meczu w programie mieć 46 punktów. Większość składu musi być na tyle pewna, by mieć możliwość odkrywania młodych zawodników.

Jak teraz wygląda rynek? Czekacie na to, co skapnie z ekstraligowego tortu?

Jesteśmy na pewno ograniczeni ruchami, jakie wykonają kluby ekstraligowe. Nie jest to jednak na takiej zasadzie, że pasywnie czekamy na to, co się wydarzy. Regulamin zabrania nam na ten moment składania konkretnych ofert zawodnikom, jednak nie oznacza to, że nie możemy badać rynku. Orientujemy się jak to wygląda, by jak przyjdzie czas podpisywania kontraktów też wiedzieć w którą stronę możemy pójść.

Czy myślicie też o wzmocnieniach do teamów zawodników poprzez mechaników, których zna pan z poprzednich lat?

Na pewno jest mi łatwiej, bo szerokie grono mechaników spotyka się na różnego rodzaju zawodach i nie mam problemu by nawiązać kontakty. Jest mi łatwiej, że od jakiegoś czasu jestem dosłownie w środku, z pozycji parkingu, w którym pracuję ponad 20 lat. Wiem jak wygląda obecnie rynek, choć ogranicza nas we wszystkich detalach regulamin. Jak tylko pozwoli, będziemy atakować poprzez podpisywanie kontraktów z zawodnikami, których mamy na liście.

Czy ogłoszenie pozostania w klubie Rasmusa Jensena i Krystiana Pieszczka dużo wam pomogło?

Bardzo, gdyż jest to pozytywny sygnał wysłany w Polskę, że klub funkcjonuje poprawnie. Dwóch najlepszych zawodników zostało na kolejny sezon i to jest bardzo ważne.

Jak będzie wyglądało prowadzenie zespołu w trakcie spotkań? Czy za wszystko będzie pan odpowiedzialny?

Poza mną, w sztabie szkoleniowym będzie trener, który będzie się też zajmował młodzieżą na dużym torze oraz mini torem. Będzie on też pomagał w trakcie meczu. Ostateczne decyzje należą do mnie, ja będę albo spijał śmietankę, albo ponosił winę.

Jaka jest pana filozofia w kontekście budowy drużyny? Czy będzie to więcej zawodników walczących o miejsce w składzie, czy lepsza jest żelazna ósemka?

Ogólnie nie będziemy szli modelem, jaki prezentuje np. Orzeł Łódź. Zależy nam na sztywnym składzie, z dwójką lub trójką młodych, perspektywicznych zawodników. Podstawowa czwórka ma być na tyle mocna, by móc zdobyć punkty pozwalające na ewentualne wpadki tych, którzy mają się u nas uczyć.

Zobacz także: Dariusz Stanka chwali ruch Wybrzeża
Zobacz także: Duńczycy zaskoczyli środowisko 

Źródło artykułu: