Żużel. Szymon Woźniak o zmianie tunera, limiterach i murze, który na początku sezonu był zbyt wysoki [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Szymon Woźniak w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Szymon Woźniak w kasku niebieskim

- Zmiana tunera przed sezonem, wprowadzenie limiterów, COVID-19 i brak treningów na obcych torach. Wszystko to sprawiło, że ten mur okazał się za wysoki, żebym zdołał przez niego przeskoczyć tak na poczekaniu - mówi Szymon Woźniak, żużlowiec Stali.

[b]

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: "Niemożliwe nie istnieje" - to pana życiowe motto?
[/b]
Szymon Woźniak (żużlowiec Moje Bermudy Stali Gorzów): Coś w tym rzeczywiście jest. Wystarczy spojrzeć na przebieg mojej kariery. Nigdy nie byłem uważany za jakiś wielki talent. Nigdy też na motocyklu nie wyprawiałem jakiś spektakularnych rzeczy. Krok po kroku staram się eliminować błędy, poprawiać najróżniejsze sprawy, zarówno w swojej jeździe jak i przygotowaniu i regulacji sprzętu. Wygląda na to, że dobrze ten system funkcjonuje i prowadzi mnie rok po roku dalej.

Etos pracy to u pana podstawa?

Myślę, że to jest połączenie wszystkiego w jedną całość. Na pewno też to, że moje sprawy rodzinne są poukładane. Mam żonę i coraz starsze, bardziej odchowane dzieci. To wszystko daje poczucie spokoju i mam teraz więcej czasu na sport. Pracy nigdy się nie bałem. Zawsze staram się być przygotowany pod względem sprzętowym i fizycznym. Od zawsze, kiedy tylko pamiętam, inwestowałem w sprzęt tyle ile się dało. Wiem, że mój park maszyn, żebym był skuteczny, musi być doinwestowany. Na pewno nie oszczędzam na sprzęcie. Zdaję sobie sprawę, że do dobrej formy potrzebuję też wysokiej klasy silników.

Fakt, że jeździ pan w jednym klubie z dwukrotnym mistrzem świata, Bartoszem Zmarzlikiem, pomógł w rozwoju pana kariery?

Zdecydowanie. To, że jeżdżę razem z Bartkiem pomaga mi w obraniu właściwego kierunku rozwoju mojej kariery. Mistrz świata może być pod każdym względem wzorem do naśladowania. Na pewno czegoś się od niego nauczyłem. Swoje też w moim rozwoju zrobił czas i dojrzałość, która przyszła z wiekiem oraz inne spojrzenie na pewne sprawy.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Finał z najlepszym wyścigiem sezonu! Zobacz kronikę PGE Ekstraligi

A tor w Gorzowie, który pomógł przecież w karierze nawet Tomaszowi Gollobowi?

Jak najbardziej. Tor w Gorzowie wiele uczy, jeśli chodzi o warsztat jeździecki.

Co jeszcze miało wpływ na pana karierę?

Na pewno dobra współpraca z trenerem i konsekwencja. Jak spojrzy się na moją karierę, to kilka kroków do przodu udało mi się wykonać właśnie w Gorzowie.

W pewnym momencie był pan w sportowym dołku, tracąc miejsce w składzie drużyny ligowej, a teraz rozmawiam z jednym z liderów srebrnych medalistów DMP oraz kadrowiczem na Speedway of Nations. Co pan zmienił w trakcie tego sezonu, próbując wyjść z kryzysu?

W tych momentach, kiedy było ciężko, kluczowa była wiara, że to kiedyś musi się skończyć. Wiedziałem, że krok po kroku, myślnik po myślniku muszę eliminować te błędy, które mogą wpływać na moją gorszą dyspozycję. Na pewno nieocenione było wsparcie teamu, sponsorów i najbliższych. Bez rodziny, która też to bardzo przeżywała, trudno byłoby przetrwać te ciężkie momenty. Cały czas rodzina starała się mnie wspierać. Konsekwencją i pracą dogadałem się w końcu ze sprzętem. Porozumieliśmy się ostatecznie, a efekty tego widać było na torze.

Co było takim przełomem, że jednak się udało?

Nauczyłem się słuchać sprzętu. Zacząłem znowu czuć radość z jazdy. Odbudowałem zaufanie do swojej szybkości i motocykli. Wtedy już jedno napędziło drugie.

Zmienił pan w trakcie sezonu tunera czy po prostu zrozumiał pan w końcu silniki od tej osoby, która je przygotowała?

Absolutnie nie było mowy o zmianie tunera. Tak naprawdę w kwestii silników nie było żadnych zmian. Wiedziałem, że silniki, które mam są bardzo dobre, bo od tego sezonu korzystam z silników pana Ryszarda Kowalskiego.

Ryszard Kowalski robi świetne silniki, ale chyba nie jest prosto je od razu dopasować i potrzeba na to trochę czasu?

Zeszły sezon kończyłem na silnikach od tego tunera i tak naprawdę ten miał być pierwszym pełnym na sprzęcie od pana Rysia Kowalskiego. Na dodatek wprowadzenie tych nowych układów zapłonowych, tzw. limiterów trochę to wszystko namieszało, jeśli chodzi o regulację sprzętu. Do tego doszedł brak możliwości trenowania na obcych torach z uwagi na pandemię. Mogliśmy trenować tylko w Gorzowie, a przecież mecze jeździliśmy także na wyjazdach.

Brak możliwości sprawdzenia sprzętu na innych obiektach pogłębiał kryzys?

Dokładnie, nie mogłem tego wszystkiego poskładać i wyciągnąć z treningów w Gorzowie jakiś benefitów, które mogłyby mi pomóc w skutecznym punktowaniu na wyjazdach. Tego mi najbardziej w tym roku brakowało. Gdybym mógł w trakcie sezonu - tak jak to zazwyczaj bywało - pojechać na trening do zaprzyjaźnionego Ostrowa czy Bydgoszczy, to myślę, że z tymi moimi problemami uporałbym się dużo szybciej.

Słowem, specyfika tego pandemicznego sezonu wpłynęła na to, że w pana przypadku było tak jak było?

Wiele rzeczy złożyło się w jedną całość. Raz, że mieliśmy wymagający terminarz z dużą liczbą meczów wyjazdowych. Zmiana tunera przed sezonem, wprowadzenie tzw. limiterów, do tego COVID-19 i brak możliwości trenowania na obcych torach. Wszystko to sprawiło, że ten mur, który stanął przede mną okazał się za wysoki, żebym zdołał przez niego przeskoczyć tak na poczekaniu.

Gdyby ktoś panu miesiąc, może dwa miesiące temu powiedział, że pojedzie pan w reprezentacji Polski w Speedway od Nations, to co by pan sobie pomyślał?

Ucieszyłbym się, bo to by oznaczało, że w końcu uporałem się z tymi wszystkimi problemami.

Zdaje pan sobie sprawę, że gdyby nie okoliczności związane z niektórymi zawodnikami, pewnie nie byłby pan tym pierwszym wyborem - po Bartoszu Zmarzliku - dla trenera Marka Cieślaka? Wykorzystuje pan jednak swoje pięć minut…

Oczywiście. Doskonale zdaję sobie sprawę, w jakim momencie jest żużlowa reprezentacja Polski. Wiadomo, że kilku nazwisk tam obecnie brakuje. To nie jest jednak moja wina.

Mówi się, że nieobecni nie mają racji…

Mogę tylko mówić za siebie. Ja w tej kadrze się znalazłem. Czuję się w dobrej formie i jestem gotowy do walki. Bardzo dziękuję trenowi Cieślakowi za to, że postawił właśnie na mnie. Zrobię wszystko, żeby go nie zawieść.

Czuje pan presję przed Speedway of Nations w Lublinie? Czy też może jest świadomość, że większa odpowiedzialność będzie spoczywała na mistrzu świata, Bartoszu Zmarzliku?

Mam nadzieję, że tak jak nie czuję teraz tej presji, tak i ona nie pojawi się przed samymi zawodami. Presję czuje się wtedy, kiedy ktoś oczekuje od ciebie czegoś, czego nie jesteś w stanie zrobić. Jedyne, co ja muszę zrobić w Lublinie, to pojechać na miarę swoich możliwości. To wszystko. Myślę, że to wystarczy, żeby osiągnąć to, co nam wszystkim się marzy. Nikt nie oczekuje ode mnie jakiś wielkich rzeczy. Muszę po prostu pojechać swoje. Na tym się skupiam i tylko to mnie interesuje.

Nie jest tajemnicą, co wszystkim się marzy i czego brakuje Polakom do kolekcji Speedway of Nations. Myśli pan, że każde inne miejsce, poza pierwszym będzie odebrane jako niedosyt?

Nie wiem, jak to będą odbierali kibice. Wiem, jak będziemy my to z Bartkiem odbierali. Na pewno podchodzimy do tych zawodów z ambitnymi planami.

Rozmawiał już pan z Bartoszem Zmarzlikiem o tych zawodach? Jeździcie na co dzień w jednym klubie, znacie się doskonale. To pomoże?

Tak naprawdę odkąd jeżdżę w Gorzowie, to chyba nie ma dnia, żebyśmy nie rozmawiali z Bartkiem. Mamy ze sobą stały kontakt, także ten pozasportowy koleżeński, a nawet powiedziałbym, że przyjacielski. Bardzo się cieszymy na tę współpracę. Bartek również mówi, że będziemy się dobrze na torze bawili, a my naprawdę lubimy ze sobą razem jeździć. Znamy się od wielu lat i już nie raz dla Stali Gorzów czy Vetlandy w Szwecji zdarzało się nam taktycznie rozgrywać wyścigi.

Zobacz także: Fogo Unia spokojna o juniorów
Zobacz także: Tarasienko chce do eWinner 1. Ligi

Źródło artykułu: