Czarne chmury od samego początku wisiały nad finałami Speedway of Nations, które w pierwotnym planie miały zostać rozegrany w Wielkiej Brytanii we wcześniejszej fazie sezonu. Potem zmieniono datę na 24-25 października, a z powodu pandemii ostatecznie postanowiono na Lublin i dni 16-17 października. We wszystko wmieszała się jednak kapryśna pogoda i ostatecznie rozegrano tylko 14 z 44 wyścigów.
- Widziałem to w czarnych kolorach z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to pora ryzykowna, jeśli chodzi o rozgrywanie jakichkolwiek imprez na otwartych obiektach. Tym bardziej, jeśli chodzi o żużel. Po drugie nawierzchnia toru. Gospodarze walczyli do końca, żeby to ogarnąć i rozegrać. Trudno mówić tutaj o nadziejach, ale były takie.
Skoro już to się odbyło, to liczyłem na dobrą postawę naszych zawodników i uważam, że nie zawiedli - stwierdził Stanisław Chomski, były selekcjoner reprezentacji Polski.
Doświadczony trener na poczynania żużlowców mógł spoglądać jedynie poprzez przekaz telewizyjny. - To, co widać w telewizji, a to, co czuć pod nogami to nigdy nie jest jednoznaczne w odbiorze. Zanim nie dotkniesz, to nie wiesz, jak to jest. Z góry wszystko ładnie wygląda. Widzieliśmy, jakie zawodnicy mieli trudności z jazdą i jakie były niespodzianki - powiedział.
ZOBACZ WIDEO W Fogo Unii zmienia się formacja młodzieżowa. Piotr Pawlicki mówi o nowych juniorach
Szkoleniowiec Moje Bermudy Stal Gorzów miał komu kibicować w tych zawodach. Seniorski trzon polskiej tworzyli bowiem jego klubowi zawodnicy Bartosz Zmarzlik i Szymon Woźniak. Skład uzupełnił Dominik Kubera. - Trzeba powiedzieć, że Bartek Zmarzlik jechał rewelacyjnie, jak przystało na mistrza świata. Nie miał żadnych problemów, a jeżeli jakieś się pojawiły, to szybko odbijał pozycję. Jeżeli chodzi o Szymona, to wykorzystał kredyt zaufania. Dał maksimum determinacji, wysiłku i skuteczności, nie bacząc na warunki, jakie są i ryzyko, które podejmował, graniczące z narażeniem swojego zdrowia. To się skończyło karambolem z nie jego winy, po których te zawody przerwano - ocenił Chomski.
Gorzowianin jest już po pierwszych konsultacjach ze swoimi zawodnikami i przekazał nam także raport zdrowotny po upadku Woźniaka. - SMS-owałem z nimi. Trzeba dać im czas się nacieszyć tym wszystkim. W tym momencie wszystko jest okej - uspokoił trener.
Na głębsze analizy trudno się silić, bowiem warunki były bardzo niecodzienne. Był to już zresztą koniec sezonu. - Trudno oceniać przez pryzmat jednych zawodów. Lubimy wystawiać super laurki po jednym turnieju, by po drugim nieudanym powiedzieć, że jest się w dołku, jak to było w niektórych komentarzach po finale w Lesznie. Chodzi o Bartka. Trzeba uważać z takimi tezami. To była loteria - przyznał trener wicemistrzów Polski.
Stal oprócz Polaków miała jeszcze dwóch innych swoich reprezentantów, mianowicie Duńczyków, którzy zgarnęli brązowe medale. Mowa o Andersie Thomsenie i Marcusie Birkemose. - Bez barier jechał Marcus, który starał się w swoim stylu zdobywać punkty. Wszedł w trudnej fazie zawodów, dość późno i zrobił punkciki, które zaważyły na brązowym medalu. Anders miał jakiś kłopot ze sprzętem. Z początku się nie spasował, później miał defekt, zatarł mu się silnik i tak można to skwitować - podsumował szkoleniowiec.
Po raz trzeci z rzędu mistrzami świata w dobie SoN zostali Rosjanie. - Są mocni, jeśli chodzi o pary. To jeden z najsilniejszych duetów na świecie i jeszcze mają w odwodzie starszego Griszę Łagutę. Ten system zawodów im odpowiada i trzeba im pogratulować - zauważył były menedżer reprezentacji.
Po finale nie zabrakło opinii, że turniej w ogóle nie powinien dojść do skutku, a z drugiej strony, skoro już się rozpoczął na takim, a nie innym torze, to powinien dojechać do końca. - Tak, tylko trzeba wsiąść i dojechać. Należy trzeźwo na to patrzeć. Nikt z polskiej ekipy się nie wychylił, żeby za cenę sukcesu nie nadwyrężać zdrowia zawodników. Ja to rozumiem. Widzieliśmy, że jednak, wydawałoby się niefrasobliwa, sytuacja mogła zakończyć się bardzo fatalnie w skutkach. Dla mnie jest jeden wniosek: nie ten czas i miejsce, żeby rozgrywać zawody tak wielkiej rangi. Trzeba zachować zdrowy rozsądek. Zwyciężyła komercja i cieszmy się, że skończyło się w taki sposób - skwitował nasz rozmówca.
Dla samego Stanisława Chomskiego kończy się natomiast trudny czas. Podczas meczów finałowych PGE Ekstraligi nie mógł on dyrygować swoją drużyną z powodu niejednoznacznych wyników testów na koronawirusa, po których dla bezpieczeństwa trener został odizolowany. - Ze zdrowiem jest w porządku. W niedzielę kończę izolację. Po uzyskaniu zaświadczenia lekarskiego będę mógł opuścić kwarantannę - zakończył.
Zobacz także: DPŚ musi wrócić! SoN jest nudny, bo wygrywają tylko Rosjanie
Zobacz także: Hans Nielsen zakażony koronawirusem