Drużynowy Puchar Świata musi wrócić do kalendarza FIM. Speedway of Nations miał ożywić rozwój żużla w innych krajach spoza czołówki, a nic takiego nie nastąpiło. Mało tego, zdominowała go jedna nacja tak jak kiedyś DPŚ. Pora zatem na zmiany?
Oficjalnie zlikwidowano Drużynowy Puchar Świata - jedne z najbardziej ekscytujących rozgrywek w żużlu - bo tylko kilka nacji potrafiło wystawić reprezentacje złożone z czterech czy pięciu żużlowców. FIM zapowiadała, że Speedway of Nations ma być dopływałem świeżej krwi do żużla i włączeniem się w rywalizację innych krajów. Z góry było to skazane na porażkę, bo w ten sposób nikt nie uzdrowi światowego żużla. W FIM jednak wiedzieli lepiej.
W kulisach mówiło się oczywiście, że DPŚ został zlikwidowany, bo wygrywali w nim seryjnie Polacy. I trzeba było ten proceder regulaminowo ukrócić. Otwarcie oczywiście nikt z oficjeli tego nie przyznał. Dla Polaków było to jasne, jak słońce. Mówił o tym Marek Cieślak, który nie gryzł się w język, krytykując decyzję władz światowego żużla.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Unia miała skorzystać z przepisu U24, a będzie mieć ubytki, bo rynek się rozszalał
W latach 80. ubiegłego wieku dominowali Duńczycy i jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Mieli złotą generację mistrzów i wykorzystywali przysłowiowe pięć minut, które trwało ładnych kilka lat. Nikomu do głowy nie przyszło wówczas likwidowanie rozgrywek, w których dominuje jedna nacja. Zaczęło to przeszkadzać, gdy po latach posuchy do głosu doszli Polacy. Pod śmiesznym pretekstem rzekomego dbania o rozwój speedwaya, FIM zlikwidował ekscytujące zawody, które często trzymały w napięciu do ostatniego wyścigu, a niekiedy nawet ostatniego wirażu.
I nie zawsze wygrywali Polacy, żeby była jasność. Musieliśmy też przełykać gorycz porażki, jak chociażby w Bydgoszczy, gdzie Niels Kristian Iversen wydzierał nam na ostatnich metrach złoto i tytuł. Cały czas to były jednak wielkie emocje i świetna promocja żużla. A co mamy teraz?
Regulaminowego dziwoląga i żużlową wydmuszkę. Dwudniowy finał Speedway of Nations, gdzie zawodnicy mają jechać 42 wyścigi, a na końcu o wszystkim decyduje i tak wielki finał. SoN da się lubić i miałby on swoją rację bytu. Przede wszystkim jednak nie jako dwudniowy maraton, a jednodniowy finał Mistrzostw Świata Par, składający się z klasycznej tabeli 21-biegowej, bez żadnych baraży i finałów.
Równolegle w tym samym sezonie mogłyby się odbywać Drużynowy Puchar Świata i Mistrzostwa Świata Par. Do dzisiaj nikt nie wie, czy Speedway of Nations to kontynuator DPŚ czy MŚP. W samym FIM-ie nie potrafią odpowiedzieć na to pytanie, mówiąc, że są to mistrzostwa… Speedway of Nations.
I na koniec proste pytanie do panów z FIM. To, co wracamy do Drużynowego Pucharu Świata? Przecież Speedway of Nations staje się nudny, bo co roku wygrywają Rosjanie? I nie ważne czy finał odbywa się we Wrocławiu, Togliatti czy na rozmokniętym torze w Lublinie, w przerwanych zawodach po 14 wyścigach? Rosja mistrzem jest i basta! Nacja, która pozbawiona jest wsparcia swojej federacji, nacja, która dała światowemu żużlowi dużo talentów, choć nie zawsze one wypłynęły na szerokie wody, rządzi i dzieli w SoN.
Po części sami jesteśmy sobie winni, że światowe władze tak nas traktują. Polska utrzymuje i ratuje żużel na świecie, ale wciąż jest traktowana jak bankomat. W tym sezonie bez Polaków nie odbyłyby się mistrzostwa Europy, Grand Prix i Speedway of Nations. Najwyższa pora trzasnąć pięścią w stół. Albo wracamy do Drużynowego Pucharu Świata, niekoniecznie likwidując SoN, a przekształcając je w Mistrzostwa Świata Par albo radźcie sobie sami. Ciekawe, co wtedy zrobią oficjele z FIM i Brytyjczycy z BSI, którzy na całe szczęście jeszcze tylko jeden sezon będą promotorem SGP.
Zobacz także: Rosja nie chciała jechać, ale wygrała
Zobacz także: Bardziej rządził pieniądz niż sport