Żużel. Ważna rola fizjoterapeutów. Zawodnicy czasami spędzają z nimi więcej czasu niż z trenerem [WYWIAD]

Materiały prasowe / Łukasz Wilk
Materiały prasowe / Łukasz Wilk

- Praca fizjoterapeuty w żużlu trwa przez cały rok - mówi Piotr Lutowski, który od wielu lat współpracuje z GKM-em Grudziądz. Podkreśla on również, jak istotne jest zachowanie zimnej krwi w działaniu.

Filip Kawski, WP SportoweFakty: W sporcie żużlowym często podkreśla się ogrom pracy, który wykonują mechanicy, tunerzy oraz menadżerowie zawodników. Rzadziej mówi się o pracy fizjoterapeutów, bez których w tak kontuzjogennym sporcie by się przecież nie obeszło. Jak istotna jest pana rola w klubie?

Piotr Lutowski, fizjoterapeuta MrGarden GKM-u Grudziądz: We współczesnym sporcie, bez względu na dyscyplinę, fizjoterapeuta to nieodłączny element każdego zespołu czy teamu. Jest on tak samo istotny w przypadku zawodnika indywidualnego, jak i całej drużyny. Bardzo często zawodnik spędza więcej czasu z fizjoterapeutą niż z trenerem. Wracając do roli fizjoterapeuty w drużynie żużlowej, trzeba zacząć od tego, że pojawiliśmy się tu stosunkowo niedawno. Tak jak zawodnicy indywidualnie współpracowali z nami od wielu lat, tak w drużynach klubowych pojawiliśmy się około 4-5 lat temu. I tu trzeba zaznaczyć, że GKM Grudziądz jako jeden z pierwszym klubów ekstraligowych zdecydował się posiadać fizjoterapeutę zarówno na meczach domowych, jak i wyjazdowych.

Praca fizjoterapeuty w żużlu trwa przez cały rok. Zarówno w okresie przygotowawczym, jak i w trakcie sezonu, gdzie dodatkowo jesteśmy psychologami, ratownikami, a czasem nawet i kierowcami. Nasze zadanie polega na tym, żeby zawodnik był zdolny do efektywnej jazdy, nie zagrażając sobie i innym. Procedur które wykonuję jest mnóstwo i można by napisać o tym odrębny artykuł. Zaczynając od rozgrzewki, po same "składanie" się na torze. Tu liczy się czas i szybka reakcja, bo pierwsze działania podejmujemy już na torze.

ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki mówi o powrocie do Grand Prix, kadrze i Marku Cieślaku

Jak sam pan wspomniał, pracuje dla klubu już od kilku lat. Oprócz zawodów ligowych jest pan również obecny na zawodach młodzieżowych i treningach. Wiele razy wyciągał pan żużlowców z ciężkich kontuzji, ale czy zdarzały się sceny, które momentami pana przerastały?

Praca w żużlu jest specyficzna, a szczególnie w trakcie meczu, gdzie jest niewiele czasu i trzeba szybko podejmować decyzję. Tego chyba nie da się nauczyć. To przychodzi z meczu na mecz, od upadku do upadku. Sytuację, które mnie przerastały? Nie było takich i mam nadzieję, że nie będzie. Zawsze trzeba zachować zimną krew, spokój i opanowanie. Kiedy zdarza się wypadek, po którym biegnę do zawodnika, a później jestem z nim w parku maszyn, nie myślę co przed chwilą widziałem na torze.

Nie myślę o tym, że na przykład motocykl przeleciał na drugą stronę, wcześniej strasznie poniewierając zawodnikiem, który zniknął gdzieś pod bandą. Zawsze zastanawiam się, co zastanę na miejscu i co mam zrobić. Muszę przyznać, że łapie się czasami za głowę, jak widzę powtórki na drugi dzień, ale żużlowcy to ludzie z innej planety i tu uczę się zawsze czegoś nowego.

To rzeczywiście imponujące, kiedy zawodnicy po ciężkich wypadkach zwyczajnie wstają i wyjeżdżają do kolejnych biegów. Nie uważa pan jednak, że żużlowcy powinni przechodzić bardziej szczegółowe badania po takich kraksach? Pamiętamy wypadek Iversena z Woffindenem i dość kontrowersyjną decyzję lekarza zawodów, który stwierdził, że Duńczyk jest zdolny do dalszej jazdy. Dzień wcześniej zaliczył równie groźnie wyglądający upadek w Toruniu.

Nie chcę za wiele powiedzieć, żeby się komuś nie narazić. Jednak już tak na poważnie, to tak jak mówiłem wcześniej. Ważne jest opanowanie, spokój, a przede wszystkim zdrowy rozsądek, bo najważniejsze jest zdrowie zawodników. Co do szczegółowych badań, to takie są możliwe dopiero po zawodach w szpitalu. W trakcie zawodów decyzje podejmuje lekarz zawodów lub drużyny na podstawie krótkiego badania fizykalnego i rozmowy z zawodnikiem, bo taki jest regulamin. Bardzo wiele rzeczy wychodzi dużo później jak adrenalina opadnie. W naszym klubie ściśle ze sobą współpracujemy, czyli lekarz, ja i zawodnik. Wspólnie podejmujemy decyzję, choć to lekarz decyduję o zdolności lub niezdolności zawodnika do kontynuowania zawodów i bierze na siebie całą odpowiedzialność.

Z reguły z pozoru błahe sytuacje na torze kończą się ciężkimi kontuzjami, a wielkie karambole tylko stłuczeniami i otarciami. Swoje też na pewno robią emocje u zawodnika i ranga zawodów. Nierzadko dolegliwości, czy urazy ujawniają się po zawodach na drugi dzień, gdzie wykonywane są badania obrazowe. Nie nazwałbym decyzji lekarza z Gorzowa kontrowersyjną, bo wydał niezależną opinię o tym, że Iversen może kontynuować zawody. Pamiętam zawodników chodzących o kulach na obchodzie toru, a później jeżdżących w zawodach. Powtarzam, że zawsze należy zachować zdrowy rozsądek. Żużlowcy są z innej gliny, ale pamiętajmy, że to też ludzie.

Co za tym idzie mają także swoje problemy jak każdy z nas. Słabsze wyniki w sporcie i narastająca presja nie pomagają. Wiem, ze ma pan świetny kontakt z zawodnikami, a w szczególności z młodzieżą. Czy zdarzały się w tym sezonie momenty, w których zawodnicy szukali u pana wsparcia psychologicznego?

Bezpośrednio nie, no bo w końcu jestem fizjoterapeutom, ale w trakcie rozmowy czy obserwacji zawodnika można wywnioskować, że szuka i potrzebuje pomocy innej niż moja. Często taką "nieświadomą" terapię psychologiczną prowadzimy wspólnie z zawodnikiem w trakcie wizyty w moim gabinecie lub w trakcie rozgrzewki przed zawodami, czy nawet w czasie zawodów. Wystarczy czasami krótka wymiana zdań i wysłuchanie co ma do powiedzenia. Sportowcy, a w tym duże grono żużlowców, korzystają z pomocy specjalistów z dziedziny psychologii sportu i treningu mentalnego.

Kogoś takiego również mamy w klubie. Presja i problemy natury sportowej, jak i pozasportowe powodują, że zawodnicy potrzebują również wsparcia psychologicznego, bo jak to mówią psycholodzy - sukces rodzi się w głowie. To jest również bardzo ważne ogniwo wchodzące w skład dobrego wyniku sportowego.

Od wielu lat na bieżąco obserwuje pan prace klubu z młodzieżą, więc wiele pan widzi i z pewnością wiele pan wie. Nie jest tajemnicą, że MrGarden GKM Grudziądz ma w tej sekcji problemy. Czego według pana brakuje grudziądzkim juniorom, by mogli się równać do tych np. z Leszna czy Częstochowy?

To raczej pytanie nie do mnie, a do trenerów. Klub zapewnia zawodnikom wszystko czego potrzebują. Mowa o sprzęcie, mechanikach, fizjoterapeucie czy trenerze mentalnym. Zimą prowadzone są wspólnie przygotowania do sezonu oraz wyjazdy, które młodzież ma opłacane. Nie szukałbym problemu w klubie czy organizacji, a raczej u samych zawodników. To są młodzi ludzie, którzy dopiero się kształtują. Czasami pojawia się wiele problemów niekoniecznie sportowych. Nie wiem, czy pan śledzi naszą młodzież, ale GKM może pochwalić się coraz liczniejszą szkółką, w której jest kilka perełek, a nasi wychowankowie zasilają skład ekstraligowy. Myślę, że w niedalekiej przyszłości będziemy mieli dużo radości z podopiecznych Roberta Kościechy.

W takim razie wróćmy do pana profesji. Jestem przekonany, że nie było panu łatwo na początku pandemii po wprowadzeniu szeregu restrykcji, przez które musiał pan wstrzymać swoją prace.

To dziwny i bardzo trudny czas dla nas wszystkich. Podczas pierwszej fali epidemii, większość z nas nie wiedziała, czego się spodziewać. Panował ogólny strach przed kolejnym dniem i tym jaka będzie nasza przyszłość. Teraz wiemy trochę więcej. Jeśli chodzi o moją profesje, to znacznemu ograniczeniu uległa podczas pierwszego lockdownu. Teraz wszystko przebiega normalnie, choć oczywiście z zachowaniem wszelkich środków sanitarnych zmniejszających prawdopodobieństwo zarażenia się nie tylko koronawirusem. Moja prośba - niezależnie jakie jest wasze stanowisko wobec epidemii, dbajcie o siebie i o innych.

Przez pewien czas wydawało się, że wszystko powoli wraca do normy, jednak wirus zgodnie z przewidywaniami nasilił się na jesień, przez co ponownie przywrócono wiele obostrzeń. Nie boi się pan, że wkrótce każą panu zamknąć gabinet i czy w takim wypadku byłby pan w stanie przetrwać zawodowo kolejny lockdown?

Na pewno kolejne ograniczenie dostępu do gabinetu fizjoterapeutycznego czy ogólnie rozumianej rehabilitacji, uderzyłoby negatywnie w całą branżę, ale też odbiłoby się to na zdrowiu naszych podopiecznych. Moja praca to nie tylko gabinet i żużel, choć duża jego część. Współpracuję z zawodnikami różnych dyscyplin, takich jak lekkoatletyka, wioślarstwo, kolarstwo, MMA, sporty motorowe, piłka nożna, siatkówka, sporty sylwetkowe i siłowe z całego kraju, a ostatnio nawet z poza. Wracając do MMA, to pełnię rolę cutmana na galach w całej Polsce. Współpracuje również ze specjalistami z innych dziedzin medycyny, m.in. z Julią Chomską, która jest psychologiem sportowym. Wspólnie realizujemy wiele projektów. To wszystko pozwala mi myśleć pozytywnie w kontekście kolejnego lockdownu i mojego przetrwania.

Miejmy nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy, a pandemia pozostanie tylko przykrym wspomnieniem. Który moment, po tak ciężkim sezonie mógłby pan uznać za najbardziej pozytywny?

Najbardziej pozytywny... to chyba to, że udało się ruszyć z sezonem. Jak każdy wie, to nie był sezon dla GKM-u Grudziądz, więc ciężko szukać tu jakiś dobrych momentów. Cieszyło każde zwycięstwo, przełamanie chłopaków w trudnych dla nich chwilach, czy starty naszej młodzieży, a szczególnie Kacpra Łobodzińskiego. Cieszy mnie również czyste konto, jeśli chodzi o kontuzje. Dużo radości sprawił także kolejny sukces Bartka Zmarzlika, bo to wielki żużlowiec.

Zobacz także:
Patrick Hansen do TŻ Ostrovia? Garcarkowie już wzięli go do stajni
- Adrian Gała odchodzi ze Startu Gniezno! Przenosi się do Polonii Bydgoszcz

Źródło artykułu: