Żużel. Niewiele brakowało, zostałby kaleką. Nadal kocha sporty ekstremalne i adrenalinę [WYWIAD]

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Jarosław Hampel
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Jarosław Hampel

Jarosław Hampel w szczerej rozmowie o strachu i kontuzji, która zrobiła niemalże z niego kalekę. Żużlowiec mówi też o swoich pasjach, adrenalinie oraz planach na życie po zakończeniu kariery, a także o tym, dlaczego pieniądze w żużlu są tematem tabu.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=2624]

Jarosław Hampel[/tag] to dwukrotny indywidualny wicemistrz świata. 6 czerwca 2014 roku na torze w Gnieźnie podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata złamał kość udową. Wrócił na tor po długiej przerwie, ale już nie potrafi awansować do cyklu Grand Prix.

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Potrafi pan żyć bez adrenaliny?

Jarosław Hampel (żużlowiec Motoru Lublin): Żużel mi jej dostarcza, ale chyba nie potrafię bez niej żyć, stąd też ta moja pasja związana z nurkowaniem.

W trakcie sezonu jest na to czas?

Nie. Jeśli już coś się dzieje w kwestii moich ekstremalnych hobby, to zdecydowanie po sezonie. Żużel to moja praca, podchodzę do tego profesjonalnie. W sezonie dzieje się bardzo wiele, skupiam się na treningach, przygotowaniach i zawodach. Tego jest naprawdę sporo, zwłaszcza kiedy startowało się kiedyś w kilku ligach i cyklu Grand Prix.

Dlaczego tym hobby jest nurkowanie, ktoś pana namówił?

Sam spróbowałem i poczułem, że jest to coś naprawdę bardzo fajnego. Poszedłem dalej w tym kierunku, szkoliłem się. Bardzo żałuję, że w tym roku nie udało mi się nic zrobić w tym kierunku ze względu na pandemię i wszelkie obostrzenia.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło


A nurkowanie pod lodem? To chyba jeszcze bardziej coś ekstremalnego?

Tak. To jest zupełnie inny wymiar nurkowania. Jeśli chodzi o emocje, przeżycia i adrenalinę jest jeszcze bardziej elektryzujące.

Dlaczego?

Warunki, które napotykamy pod lodem, to coś zupełnie innego. Po cichu liczę, że w tym roku, jeśli przymrozi mocno, to może mi się uda nurkować pod lodem.

Gdzie pan nurkuje?

Różnie z tym bywa. Nawet na większym jeziorze można zrobić przerębel i robić takie nurkowanie pod lodem.

W gdzie są najlepsze miejsca do zwykłego nurkowania? Łączy pan tą pasję z podróżowaniem?

Często to łączę z urlopem. Nurkowałem chociażby w Meksyku w jaskiniach.

Czytałem, że eksplorował pan jaskinie czy wraki. Jak to wyglądało?

Musiałem zrobić specjalizację dotyczącą wraków w stopniu zaawansowanym. Mam wszystkie niezbędne uprawnienia do tego typu nurkowania. Jak jest tylko możliwość, czy to jest nurkowanie na otwartych wodach, nurkowanie wrakowe czy jaskiniowe, piszę się na wszystko. To jest piękna sprawa i niesamowite przeżycia. Trudne nawet do opowiedzenia słowami. Nie odda to jego uroku. Świat podwodny to zupełnie inny wymiar. Słowami nie sposób opowiedzieć jego piękna.

Fakt, że uprawia pan sport i jest wysportowanym człowiekiem, pomaga w tego typu pasji?

Nie. Nurkowanie kompletnie nie ma nic wspólnego z byciem wysportowanym. Nurkowanie nie wymaga jakiegoś specjalnego przygotowania fizycznego.

Myślał pan o biciu rekordu w głębokości nurkowania?

To jest temat bardzo złożony. Brzmi bardzo niewinnie, ale jest to sprawa wyjątkowo skomplikowana i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda mi się do tego podejść. Być może po zakończeniu kariery żużlowca. Do takiego przedsięwzięcia potrzeba wielu szkoleń i uprawnień oraz odpowiedniego zaplecza. Na ten moment nie myślę o tym. Kto wie jednak, czy mi to kiedyś do głowy nie wpadnie. To już jednak jest bardziej nurkowanie techniczne, a mnie kręci zdecydowanie mocniej nurkowanie rekreacyjne.

A propos ekstremalnych sportów. Próbował pan jeździć zimą na motocyklu żużlowym po zaśnieżonym dachu katowickiego Spodka?

Było to niewątpliwie kolejne ekstremalne przeżycie, które miałem okazję zrobić we współpracy marketingowej z moim sponsorem. Nie było tam żadnych specjalnych zabezpieczeń. Znaleźliśmy okrągły dach, nachylony pod pewnym kątem. Spróbowaliśmy na nim jazdy na motocyklu żużlowym. Okazało się, że dało się po tym jechać. Emocje były niesamowite. Jeżdżenie na motorze na wysokości 30-40 metrów dawało niepowtarzalny widok tych blokowisk, które są zlokalizowane w okolicach Spodka.

Ma pan jakieś inne zainteresowania poza sportem?

Jednak głównie interesuje mnie sport. Ale są dyscypliny, które mniej mnie kręcą. Nudzi mnie Formuła 1, gdzie nie ma takich emocji.

A piłka nożna?

Od święta. Jak jest jakiś dobry mecz, gra reprezentacja na Euro albo mundialu, to oglądam. Zdecydowanie bardziej wolę pograć w piłkę nożną z kolegami z toru, głównie w okresie przygotowawczym, przy okazji różnych zgrupowań czy to w klubie czy na obozie kadry narodowej. Na szczęście urazy z torów żużlowych nie pozbawiły mi przyjemności uprawiania innych dyscyplin sportu.

Kontuzja, którą odniósł pan w 2014 roku, doskwiera panu w codziennym życiu?

Czasami tak. To było tak skomplikowane i ciężkie złamanie, które o mały włos nie spowodowało trwałego kalectwa. Mnóstwo rzeczy musiało się złożyć w całość, żebym mógł wrócić do żużla.

Co ma pan na myśli?

Przede wszystkim rewelacyjne wykonanie operacji, a także znakomitą rehabilitację. Tylko dzięki temu wróciłem do pełnej sprawności. Dziś, jak mocno poćwiczę na hali i obciążę tę nogę, czasami później boli kolano. Kompletnie jednak mi to nie przeszkadza w ściganiu.

Sporo pan doświadczył: wypadki, kontuzje. Jak to zmienia człowieka?

Każdy stara się na swój sposób mentalnie ułożyć wszystko w głowie, nie ma jednej recepty na powrót.

A jak to było w pana przypadku?

Miałem rzeczywiście ciężką kontuzją, która o mały włos nie skończyła mojej kariery i nie zrobiła ze mnie kaleki. Jeśli zawodnik umie sobie poradzić z tym wszystkim i wyrzucić z głowy te negatywne emocje, to na pewno łatwiej jest mu wrócić do żużla.

A pojawia się w tym sporcie taki najzwyklejszy ludzki strach? Myśli się o tym, że coś może się panu stać?

Zawsze takie myśli się pojawiają. Można powiedzieć, że tylko głupcy się nie boją. Takie myśli są nieodzowną częścią tego sportu. Właśnie kwestia tego, jak potrafimy sobie z tym poradzić, jest najważniejsza.

Jak to zrobić?

Kluczem jest takie "wyłączenie się" przed meczem. Ja potrafię to zrobić. Bezpośrednio przed meczem czy przed wyścigiem kompletnie nie myślę o takich sprawach, jak niebezpieczny jest ten sport. Skupiam się na "tu i teraz". Na starcie, na rywalizacji. Robię to na pełnym skupieniu. Umiem to zrobić i na pewno mi to pomaga.

Kariera żużlowca w ostatnim czasie mocno się wydłużyła. Greg Hancock, ale też inni zawodnicy wyśrubowali tę granicę bardzo mocno. Czy pan, w wieku 38 lat myśli powoli o tym, że kiedyś będzie trzeba zejść ze sceny?

Na razie absolutnie o tym nie myślę. Nie ma mowy o końcu kariery, póki czuję się sprawny fizycznie. Żużel wciąż sprawia mi ogromną satysfakcję. Nadal mam ogromny zapał do treningów, także tych zimowych, gdy pomiędzy sezonami trzeba bardzo mocno ćwiczyć, przygotowując się do okresu startowego.

Co pan będzie robił po karierze żużlowej?

Na pewno chciałbym nadal być przy tym sporcie i w jakiejś innej roli się odnaleźć.

Nadal ściga się pan na żużlu i w ten sposób zarabia na życie. Porozmawiajmy o pieniądzach w tym sporcie. Nie spotkałem się w tym okresie transferowym, żeby któryś z zawodników zmieniających barwy mówił o tym, że poszedł do danego klubu, bo po prostu otrzymał atrakcyjniejszą ofertę finansową. Dlaczego pieniądze w żużlu są tematem tabu?

Nie wiem. Wydaje mi się, że tak jest z uwagi na mentalność nas, Polaków. Wszystko, co związane je z pieniędzmi i tym, że się komuś lepiej powodzi, podciągane jest pod hejt.

Czyli przez hejt zawodnicy nie chcą mówić o pieniądzach?

Hejt wylewa się w dzisiejszych czasach z internetu. Wydaje mi się, że dlatego właśnie zawodnicy wolą temat pieniędzy przemilczeć.

Kiedy piłkarz zmienia barwy klubowe, często mówi, że dostał atrakcyjniejszy kontrakt. W żużlu jest mowa o aspektach sportowych, logistyce, a o finansach praktycznie cisza. Koniec, końców w większości przypadków, gdy żużlowiec zmienia klub, chodzi i tak o pieniądze?

W większości przypadków tak. Zgadzam się, że większość transferów i ich idea sprowadza się do atrakcyjniejszych pieniędzy, które zawodnikowi oferuje nowy pracodawca.

Miał pan kiedyś taką ofertę, nazwijmy to - nie do odrzucenia?

Tak.

I przyjął ją pan?

Tak. Nie będę już teraz mówił o tym, jaki był to klub i jaki okres czasu. Mogę jednak potwierdzić, że była kiedyś taka atrakcyjna oferta.

Zobacz także: PGE Ekstraliga nie ma sobie równych
Zobacz także: Rafał Okoniewski zakończył karierę sportową

Źródło artykułu: