"Żużel według Jacka" to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera Get Well Toruń.
***
W połowie grudnia kadrę narodową seniorów w sporcie żużlowym przejmie po Marku Cieślaku Rafał Dobrucki. Jak bumerang wraca zatem temat kwestii obecności w reprezentacji zawodników, którzy z takich czy innych przyczyn unikali w ostatnim czasie jazdy w biało-czerwonych barwach. Nie jest też tak, że wszystko w naszej żużlowej kadrze jest w rozsypce. Nazbierało się trochę problemów z ostatnich sezonów, związanych z finałem Złotego Kasku w Pile czy meczami reprezentacji. Zadaniem dla nowego trenera, a także przewodniczącego GKSŻ jest szczere wyjaśnienie wszystkich zaszłości.
Żużlowa reprezentacja to nie to samo co piłkarska kadra czy reprezentacja w innych dyscyplinach sportu, że spotyka się ze sobą co dwa tygodnie, co miesiąc czy nawet co dwa. Nie mamy tutaj eliminacji do mistrzostw świata czy Europy. W żużlu jest to praktycznie związane z jednorazową akcją, czyli obecnie z rozgrywkami Speedway of Nations, które dla mnie historycznie mają bardziej charakter zawodów parowych niż drużynowych. Do tego dochodzą mecze towarzyskie reprezentacji czy przedsezonowe zgrupowanie kadry, a także kwestie marketingowe i wizerunkowe. W żużlu funkcjonuje to trochę inaczej niż w innych dyscyplinach sportu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
Nie uważam, że naszej kadrze potrzebne jest jakieś nowe otwarcie. Są pewne rzeczy do wyjaśnienia. Wydaje mi się, że jest to rola przewodniczącego Głównej Komisji Sportu Żużlowego, a może nawet prezesa Polskiego Związku Motorowego, żeby usiąść i wyłożyć kawę na ławę. Generalnie obie strony powinny wypracować sobie jasne i czytelne zasady współpracy.
Nie może być bowiem takiej sytuacji, jak w tym roku przed finałem Speedway of Nations, że były głębokie poszukiwania, kto ma w tej reprezentacji pojechać. Nie było to fajne wizerunkowo, że mamy w Polsce imprezę rangi mistrzostw świata, spore sukcesy w ostatnich latach, a nagle jest problem ze skompletowanie kadry.
Była bowiem grupa zawodników, którzy wydawali się naturalnymi kandydatami do startu w tych zawodach, a z jakiś powodów, nie do końca głośno powiedzianych, w tej reprezentacji nie jeździli. Sytuacja była trochę tematem tabu. Nikt publicznie nie chciał pewnych rzeczy powiedzieć. Było wiele niedomówień i niejasności. Wydaje mi się, że to jest odpowiedni moment, żeby to wszystko powyjaśniać.
Rozumiem, że może dojść do sytuacji, że zawodnik składa przed sezonem deklarację, że z takich czy innych powodów nie będzie w tym roku startował w reprezentacji. Zdarzają się przecież podobne przypadki w innych dyscyplinach sportu. W futbolu piłkarze grają jeszcze często w lidze, a z kadry rezygnują. Brakuje im motywacji, czy są to też kwestie związane np. z odmładzaniem reprezentacji czy inną wizją selekcjonera.
Pewien konflikt wokół naszej żużlowej kadry był. Czyja to była wina i gdzie był powód takiej, a nie innej sytuacji, nie mnie już teraz rozstrzygać. Nie sądzę, żeby teraz było to takie ważne. Wszystko kręciło się w zasadzie wokół dwóch zawodników, czyli Macieja Janowskiego i Piotra Pawlickiego. Trzeba z nimi szczerze porozmawiać. Przypięto im pewną łatkę po tym nieszczęsnym finale Złotego Kasku w Pile, która długo za nimi się ciągnęła.
Rafał Dobrucki powinien jasno określić, jaki jest jego plan i zamierzenia, kogo widzi w kadrze. Czy mają jechać najlepsi, czy ci, którzy chcą reprezentować nasz kraj. Nie może być w tej kwestii niedomówień. Jeżeli ktoś nie chce być w reprezentacji Polski, ma do tego prawo. Dla wielu osób, w tym także dla mnie, takie zachowanie byłoby dziwne. Nie można jednak takiego prawa ludziom odmawiać. Jedna i druga strona, a więc sztab szkoleniowy i władze polskiego żużla, a z drugiej sami żużlowcy muszą jasno określić się co do warunków współpracy. Mówienie czegoś po kątach, pewne niedopowiedzenia i domysły, nikomu i niczemu nie służą.
Zobacz także: Polacy najczęściej na podium Grand Prix
Zobacz także: Bartosz Zmarzlik nominowany w Plebiscycie