Żużel. 30 lat z aparatem na żużlowych stadionach. Jarosław Pabijan bije rekordy

WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda / Na zdjęciu: Jarosław Pabijan w rozmowie z Antonio Lindbaeckiem
WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda / Na zdjęciu: Jarosław Pabijan w rozmowie z Antonio Lindbaeckiem

Najpierw fotografował zawodników z trybun, potem na treningach, a teraz jest najbardziej znanym żużlowym fotoreporterem. - Nie sposób policzyć zaliczonych imprez, ale do dziś przed turniejami GP towarzyszy mi duża niepewność - mówi Jarosław Pabijan.

Przygoda naszego rozmówcy z czarnym sportem rozpoczęła się na początku lat 80. ubiegłego wieku. - Pojechałem na stadion Polonii, bo chciałem zobaczyć jak wygląda speedway. To była wyłącznie moja decyzja - nikt mnie do tego nie namawiał, nikt nie nakłaniał do żużla. Tak mi się spodobało, że od tamtego czasu nie opuściłem żadnego ligowego meczu i prestiżowego turnieju w Bydgoszczy. Piłka nożna nigdy mnie nie pociągała, a na hokeju byłem może kilka razy - mówi nasz rozmówca.

Równocześnie z miłością do czarnego sportu rozwijała się u Jarka pasja fotograficzna. - Od ósmej klasy podstawówki, albo pierwszej klasy liceum byłem w klubie kibica i postanowiłem uwieczniać zawody. Pierwsze, totalnie amatorskie zdjęcia robiłem z trybun bydgoskiego stadionu. W 1989 roku dzięki uprzejmości Ryszarda Nieścieruka, ówczesnego trenera Polonii zacząłem pojawiać się na treningach i robiłem fotki z murawy. Wstąpiłem wówczas do Młodzieżowej Wszechnicy Dziennikarskiej. Dzięki temu wyrobiłem legitymację dziennikarską i mogłem ubiegać się o akredytacje na zawody. Jeździłem wówczas regularnie na wyjazdowe spotkania Polonii i na początku lat 90. nawiązałem współpracę z "Expressem Bydgoskim". I tak na dobre rozpoczęła się praca żużlowego fotoreportera - wspomina bydgoszczanin.

Jarosław Pabijan od blisko 30 lat jest obecny na najważniejszych imprezach rangi mistrzostw świata i Polski, co tydzień pojawia się na ligowych spotkaniach. Od 1995 roku opuścił tylko dwa turnieje Grand Prix. Nie potrafi określić liczby zdjęć, które dotychczas zrobił na żużlowych obiektach. Kilka ma jednak dla niego szczególną wartość. - W latach 90. marzyłem o "złapaniu" Hansa Nielsena jadącego na jednym kole. Udało mi się zrobić taką fotkę po ligowym meczu w Toruniu. Jaka wówczas była radość - mówi.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

Z kolejnymi dwoma zdjęciami łączą się ciekawe historie. - Na jednym z meczów w Pile umówiłem się z Rafałem Dobruckim, że jeśli wygra ostatni wyścig specjalnie dla mnie przejedzie na pełnej prędkości tuż obok mnie przy bandzie. A w Pile jak to w Pile - padało, było ciemno i jeszcze ten czarny tor. Rafał rozpędził się i jechał prosto na mnie. Pomyślałem sobie: on chyba zapomniał, że tu stoję - nie wytrzymałem ciśnienia i ze strachu poruszyłem zdjęcie. Jest kompletnie nieudane, nie nadaje się do publikacji, ale ma sentymentalną wartość. Jeszcze w tym roku w Outrup wspominaliśmy z Rafałem tamten dzień - mówi fotoreporter.

Kolejna historia związana jest z Piotrem Protasiewiczem. - Umówiłem się z nim na sesję zdjęciową. Usiadłem na torze na łuku, a żużlowiec miał przejeżdżać między mną, a krawężnikiem. Wytrzymałem trzy próby, a czwartej już nie było. Miałem wielkie zaufanie do umiejętności panowania przez Piotra nad motocyklem, ale kolejny przejazd na pełnej prędkości był ponad moje nerwy - wspomina Jarosław Pabijan.

Mówi, że odkąd zdjęć nie trzeba wywoływać z kliszy nie oszczędza się i z każdych zawodów przywozi ich dużo za dużo. Z imprezy - po wielu selekcjach - wybiera 20 najlepszych. W archiwum ma na przykład około 800 "perełek" z turniejów GP. I właśnie turnieje o IMŚ wzbudzają u niego szczególne emocje.

- Każde zawody - nie tylko zresztą GP - to kolejne wyzwanie. Zależy mi bowiem aby materiał był wszechstronny i pokazywał nie tylko walkę na torze, ale również wydarzenia w parkingu i na trybunach. Jak już wspomniałem, opuściłem tylko dwie imprezy z Grand Prix, ale do dziś przed turniejami towarzyszy mi - może nie stres - ale duża niepewność. Do pracy podchodzę bardzo poważnie i denerwuje się czy zrealizuję założony plan, czy uda się wysłać zdjęcia, czy zdążę ze wszystkim - nie ukrywa bydgoszczanin.

Tegoroczny sezon z powodu pandemii koronawirusa był inny i trudny dla zawodników, działaczy, kibiców i jak się okazuje fotoreporterów.

- Do wielu stref zawsze dostępnych w tym roku nie można było wejść. Podczas zawodów obowiązywało noszenie maseczki i rękawiczek, co na pewno nie ułatwiało pracy. Sezon był ponadto znacznie krótszy, ale strasznie intensywny. Pierwszy raz w 9 dni zaliczyłem aż 11 imprez! Trzy razy jednego dnia obsługiwałem dwa wydarzenia - za pierwszym Poznań i Leszno, drugim Rawicz i Gorzów, a trzecim Zieloną Górę oraz Wittstock. To był prawdziwy maraton - mówi nasz rozmówca.

Na rynku wydawniczym ukazał się właśnie album fotograficzny "Złota Era Polskiego Żużla 2010-2020 na zdjęciach Jarosława Pabijana". W publikacji można znaleźć fotografie z największych sukcesów odniesionych przez Tomasza Golloba i Bartosza Zmarzlika oraz innych osób, które w ostatniej dekadzie przysporzyły wiele radości kibicom.

- To mój subiektywny przegląd tego, co przez ostatnie lata zdarzyło się na  międzynarodowych arenach z udziałem polskich zawodników - kończy Jarosław Pabijan.

Zobacz również: Andrzej Witkowski chce powiększenia PGE Ekstraligi do 10 drużyn. Konkretne rozmowy w styczniu

Zobacz również: Wymowne słowa Leona Madsena. PGE Ekstraliga straci na sile?