Żużel. Reżim sanitarny, intensywność oraz improwizacja. Marcelina Rutkowska wspomina szalony sezon 2020 [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Marcelina Rutkowska
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Marcelina Rutkowska

Sezon 2020 w żużlu był wyjątkowy i zarazem szalony. Oprócz zawodników i sztabów szkoleniowych przekonali się o tym także dziennikarze. O swojej pracy w czasie pandemii opowiedziała nam Marcelina Rutkowska, dziennikarka Eleven Sports.

[b]

Dawid Franek, WP SportoweFakty: Cofnijmy się do marca tego roku. Czy dopuszczała pani do siebie myśli, że ze względu na pandemię koronawirusa sezon 2020 może się nie odbyć?
[/b]
Marcelina Rutkowska, dziennikarka Eleven Sports: Nerwowość na początku pandemii była bardzo frustrująca, bo myślę, że każdy obawiał się o swoją pracę i o to co się stanie z żużlem. Powiem szczerze, że na bieżąco śledziłam informacje w mediach i próbowałam się dowiedzieć, jak to wszystko będzie wyglądało i kiedy w ogóle sezon wystartuje. Obawiałam się, w jaki sposób będzie respektowany reżim sanitarny i czy lawinowo w PGE Ekstralidze nie będą się pojawiać nowe zakażenia. Ostatecznie pod koniec sezonu można było zobaczyć, że reżim sanitarny przyniósł efekty, bo łącznie zakażeń w Ekstralidze było niewiele. Świetnie, że udało się uratować rozgrywki, bo takiej sytuacji, żeby nie było ich w ogóle, to sobie nie wyobrażałam.

Jak pani będzie wspominać pracę przy realizacji meczów żużlowych w trudnych warunkach?

Względem poprzedniego roku zmieniło się bardzo wiele. Zawsze studio było w parku maszyn, a teraz ze względu na pandemię nie było takiej możliwości. Dlatego też czasem trudno było ocenić wydarzenia, które się dzieją na gorąco. Nie mogliśmy obserwować zawodników i zobaczyć jak się zachowują podczas meczu. Z pewnością brak kibiców na początku sezonu również miał wpływ na atmosferę wokół meczu. Myślę jednak, że wszyscy dostosowali się do nowych warunków i tym samym stanęli na wysokości zadania. Sezon 2020 był bardzo intensywny i trzeba przyznać, że było to trochę męczące.

Jako że miniony sezon był nietypowy, to zapewne wiązały się z nim także wpadki i zabawne historie.

Oczywiście, że tak. W telewizji na żywo wpadek się nie uniknie, bo wszystko dzieje się w danym momencie i pewnych rzeczy nie można się ustrzec. Z pewnością największym wyzwaniem było dla nas prowadzenie studia na meczu w Gorzowie, kiedy zapaliła się rozdzielnia. Wyłączył się prąd i tym samym straciliśmy łączność z wozem. Nawet nie wiedzieliśmy, czy ta transmisja jest dalej emitowana na żywo. Musieliśmy zatem improwizować. W żużlu dzieją się różne nieprzewidziane rzeczy i trzeba na nie reagować spontanicznie.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Był jeszcze jakiś inny mecz trudny do realizacji?

To była inauguracja sezonu w Częstochowie, gdzie tor według wielu zawodników nie nadawał się do jazdy. Decyzja odnośnie spotkania się przeciągała, a obserwowanie tego zamieszania z pewnością nie należało do rzeczy łatwych.

Która drużyna pani najbardziej zaimponowała w sezonie 2020?

Na pewno była to Fogo Unia Leszno, która zaimponowała mi swoją systematycznością i siłą rażenia. Była to mocna ekipa w każdym calu. Każde ogniwo dokładało do wyniku drużyny cenne punkty. Poza tym jestem pod wrażeniem postawy Moje Bermudy Stali Gorzów. Zespół trenera Stanisława Chomskiego rozpoczął sezon bardzo źle, ale szkoleniowiec zachował spokój w trudnej sytuacji. Gorzowianie przez pewien czas jeździli tylko na wyjazdach z powodu awarii rozdzielni. Kolejne porażki z rzędu na pewno były demotywujące, a mimo to w drugiej części sezonu Stal spisała się znakomicie i według mnie to było największe zaskoczenie minionych rozgrywek.

Prowadziła pani studio wielu spotkań PGE Ekstraligi w sezonie 2020. Który mecz zapadł pani najbardziej w pamięci pod względem sportowym?

Myślę, że to było spotkanie w fazie play-off, kiedy RM Solar Falubaz Zielona Góra podejmował Fogo Unię Leszno. Gospodarze postawili się faworyzowanym leszczynianom. To był taki mecz, gdzie do końca były emocje i wynik na styku. W Zielonej Górze zobaczyliśmy wtedy dobre ściganie.

Stacja Eleven Sports w kilku spotkaniach nie miała do dyspozycji reportera w parku maszyn. Wówczas to osoba prowadząca studio musiała rozmawiać z zawodnikami. Czy taki obrót sytuacji był dla pani stresujący?

Powiem szczerze, że trochę tak. Gdy reporter jest w parku maszyn, to od razu na bieżąco dostarcza wszystkich informacji i łatwiej jest nam na tym bazować. Natomiast z perspektywy studia, gdzie nie mieliśmy dostępu do parku maszyn i otrzymywaliśmy mało komunikatów, to na pewno nieobecność reportera trochę doskwierała. Z drugiej strony było to dość ciekawe rozwiązanie i myślę, że podołaliśmy temu wyzwaniu. Zawodnicy i trenerzy z nami współpracowali. Nie mieli problemu, by podejść do wywiadu. Jako prowadząca studio praktycznie nie wiedziałam, z kim będę rozmawiać i też musiałam zachować podzielność uwagi, bo trzeba było skupić się na gościu w studiu, jak i także na wywiadzie.

W listopadzie sporo zawodników w okienku transferowym zmieniło swoje kluby. Które transfery są według pani najbardziej spektakularne?

Muszę powiedzieć, że przed wprowadzeniem przepisu o zawodniku do lat 24 w składach drużyn, nie spodziewałam się aż tylu roszad. Myślę jednak, że ten przepis miał wymusić na klubach pewne zmiany. Z pewnością jestem zaskoczona tym, że z Fogo Unii Leszno odeszli Bartosz Smektała i Dominik Kubera. To są wychowankowie tego klubu i osiągnęli z nim wiele sukcesów. Z drugiej strony do drużyny dołączył Jason Doyle i jest to pierwszy od kilku lat spektakularny transfer przeprowadzony przez mistrzów Polski. Moją uwagę zwróciło także przejście Krzysztofa Buczkowskiego do Motoru Lublin, bo spędził on wiele lat w GKM-ie Grudziądz, a teraz będzie szukał odbudowy formy w zupełnie innym miejscu. Mówiąc o transferach nie mogłabym pominąć przejścia Artioma Łaguty do Betard Sparty Wrocław. Rosjanin jest świetnym żużlowcem, a we Wrocławiu liczą, że pomoże on klubowi wywalczyć upragniony tytuł Drużynowego Mistrza Polski.

Wywołała pani do tablicy przepis U24. Jest pani jego zwolenniczką czy przeciwniczką?

Myślę, że jest to rozwiązanie tymczasowe. Nie sądzę, żeby ten przepis został z nami na wiele lat. Twierdzę, że wprowadzenie nowych regulacji było podyktowane tym, że wielu naszych zawodników zakończyło w sezonie 2020 wiek juniora i pozycja U24 w składach drużyn ma być dla nich takim buforem bezpieczeństwa. Mówi się, że nowy przepis to substytut KSM-u i zarazem ma trochę wyrównać rywalizację w PGE Ekstralidze. Nie opowiadam się ani po stronie zwolenników ani przeciwników, bo moim zdaniem na oceny przyjdzie jeszcze czas. Warto jednak podkreślić, że kilka lat temu wprowadzono możliwość wstawiania do składu pod numery 8 i 16 zawodnika do lat 23, tak aby miał łatwiejsze przejście w wiek seniora. Nie wydaje mi się, by ten przepis zdał egzamin.

Patrząc na ruchy w okresie transferowym, sezon 2021 zapowiada się bardzo ciekawie. Czy według pani któraś z drużyn odbierze tytuł Fogo Unii Leszno?

To pytanie zadajemy sobie przed każdym sezonem, od kiedy hegemonia drużyny z Leszna się rozpoczęła. Myślę, że ciężko cokolwiek powiedzieć. Wszystko zweryfikuje tor. Zobaczymy, w jakiej formie będą zawodnicy podczas pierwszych spotkań sezonu. Gdyby patrzeć na obecne składy drużyn, to na pewno Fogo Unia Leszno dalej będzie bardzo mocna. Będziemy jednak bardziej zwracać uwagę na juniorów. Nie będzie już w tym gronie Dominika Kubery i jestem ciekawa, jak sobie poradzą nowi młodzi zawodnicy. Gdybym miała wymienić drużyny, które będą walczyły z Bykami o mistrzostwo, to będą to na pewno Betard Sparta Wrocław oraz Moje Bermudy Stal Gorzów.

Czytaj także:
Andrzej Szymański: Zasypiam i budzę się z bólem. Żużel wiele mi zabrał, ale nie przestałem go kochać [WYWIAD]
Trwa walka z czasem. Środowisko pomaga rodzinie sędziego Pawła Słupskiego

Źródło artykułu: