Żużel. Szymon Woźniak o tym, że o mało co nie został tatą trojaczków. Bliźniaczki oczkiem w głowie żużlowca [WYWIAD]

- Powoli z żoną zaczynamy zbierać owoce posiadania bliźniaczek. Mamy za sobą na pewno wymagający czas, ale teraz jest już coraz przyjemniej - mówi Szymon Woźniak, który zdradza przy okazji, że mało co nie został tatą trojaczków.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik
Szymon Woźniak WP SportoweFakty / Anna Kłopocka. / Na zdjęciu: Szymon Woźniak.
Maciej Kmiecik (WP SportoweFakty): Jak to jest być tatą bliźniaczek? Podwójne szczęście czy podwójne obowiązki? A może to i to? Szymon Woźniak (żużlowiec Moje Bermudy Stali Gorzów): Zdecydowanie jedno i drugie. Obowiązków było dwa razy tyle, co przy narodzinach jednego dziecka. Teraz dziewczynki są już coraz starsze i coraz lepiej wychodzi im wspólne bawienie się. Mają 2,5 roku i nie trzeba już im tyle poświęcać czasu, co kiedyś. Czasami oczywiście musimy interweniować, gdy zabawa zaczyna im się wymykać spod kontroli, ale rzeczywiście powoli z żoną zaczynamy zbierać owoce posiadania bliźniaczek. Mamy za sobą na pewno wymagający czas, ale teraz jest już coraz przyjemniej. Nie możemy narzekać, bo dziewczynki są bardzo grzeczne. Przede wszystkim ich rozmowy między sobą sprawiają, że czasami mamy z żoną zakwasy mięśni brzucha od śmiechu. W domu jest naprawdę wesoło.

Jaka była pana reakcja, kiedy się pan dowiedział, że zostanie ojcem bliźniąt?

Może trochę zadziwię czytelników, ale nie byłem tym faktem zdziwiony.

Dlaczego?

Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale od samego początku, nawet zanim żona zaszła w ciążę, to mówiłem, że jak strzelę gola, to podwójnego. Kiedy dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście będą bliźniaki, to jeszcze wówczas narzeczona Karolina, a obecnie żona, zastanawiała się, skąd ja to mogłem wiedzieć. Mogę jeszcze zdradzić taką małą ciekawostkę, że z bliźniaczek o mało co nie zrobiłyby się trojaczki. To już byłoby czyste szaleństwo. Na szczęście nasze bliźniaczki urodziły się całe i zdrowe. Na samym początku, kiedy robiliśmy badania, widoczne były trzy pęcherzyki. Niestety, jeden z nich nie przetrwał. Żartuję, że to był chłopak, który w porę się zorientował, że czeka go dziewięć miesięcy z dwiema kobietami w jednym brzuchu i wycofał się z tego.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Skąd przeczucie, że zostanie pan ojcem bliźniąt? Miał pan w rodzinie podobne przypadki mnogiej ciąży?

W dalszych pokoleniach zarówno w mojej jak i rodzinie żony były przypadki mnogich ciąż. Jedna z prababć żony Karoliny miała pięcioro bliźniąt i dwójkę dzieci z pojedynczej ciąży. Łącznie rodzina liczyła dwanaścioro dzieci. Genetycznie byliśmy mocno obciążeni tym, że czeka nas podwójne szczęście.

To prawda, że pana żona bała się, że nie zdąży pan na własny ślub? Jak to było?

Planując naszą uroczystość nie zakładaliśmy tego, że Stal pojedzie w barażach ani nie wiedzieliśmy, że z uwagi na pogodę będą one przełożone o tydzień. Sezon tak się potoczył, że Stal znalazła się w barażach. Aura wówczas była bardzo nieciekawa. Nasz baraż mocno się opóźnił. Rzeczywiście dwumecz barażowy zaczął się niebezpiecznie zbliżać do daty naszego ślubu. Karolina żartowała, że mało brakowało, a jechałbym prosto z barażu w Ostrowie na własny ślub.

Rozumiem, że baraże zdążyły się odbyć na tydzień przed planowym ślubem?

Dokładnie. Co prawda w tygodniu, w którym braliśmy ślub miałem jeszcze finał Złotego Kasku w Gdańsku, ale zdążyłem ze wszystkim, tak że od piątku spokojnie mogliśmy przygotowywać się do naszej uroczystości. Faktycznie jednak przez przekładanie baraży było blisko, by nastąpiła kolizja terminów.

O narodzinach córek dowiedział się pan po meczu, będąc w Szwecji?

Zaraz po meczu, jak to zwykle bywa, zadzwoniłem do narzeczonej. Przed zawodami, kiedy rozmawialiśmy, nic mi nie powiedziała, że odeszły jej już wody. Chciała to utrzymać w tajemnicy pewnie w trosce o mój dobry wynik. Mecz w Szwecji odjechałem rzeczywiście dobry, ale kiedy zadzwoniłem po meczu do Karoliny, telefon odebrała jej siostra.

To już pan wówczas wiedział, że coś nie gra?

Rzeczywiście, zorientowałem się, że coś jest nie tak. Zostałem przywitany słowami: cześć tatusiu. Wówczas już wiedziałem, że termin został przyśpieszony, a natura rozegrała to inaczej, a nie tak jak my sobie zaplanowaliśmy.

Rozumiem, że na rozwiązanie miał pan wrócić do domu?

W planach cesarskie cięcie było na czwartkowy poranek. Ja we wtorek jechałem mecz w Szwecji, w środę miałem wrócić, a w czwartek rano miała być "akcja", ale dziewczynki rozegrały to po swojemu.

Jak dzielicie się obowiązkami z żoną? Podwójne szczęście, ale też podwójna odpowiedzialność. Jak macie to wszystko poukładane, skoro ponad pół roku spędza pan w rozjazdach?

Zimą, kiedy mogę więcej czasu poświęcić dzieciom, to wtedy to robię. W sezonie muszę być w pełni skupiony na jeździe. Wówczas moje rodzicielskie obowiązki są ograniczone do tego stopnia, na ile mogę się im poświęcić, nie zaniedbując swojej pracy, czyli żużla. Często nie ma mnie w domu. Wyjeżdżam na treningi, mecze w Polsce czy ligę szwedzką. W sezonie tego sporo się zbiera. W ostatnim czasie piątkowe mecze w PGE Ekstralidze spowodowały, że kilka niedziel w ciągu lata udało się wygospodarować dla rodziny.

Jak wtedy spędzacie wolny czas?

Jesteśmy ludźmi, którzy lubią aktywnie spędzać czas. Nasze dzieci również mają dużo energii. Kiedy mamy wolny czas, dużo spacerujemy. Wybieramy się do pobliskiego lasu. Gdy jest bardzo ciepło, to dziewczynki uwielbiają pluskać się w basenie w ogrodzie. Pomysłów na spędzanie wolnego czasu jest sporo. Zawsze robimy to w aktywny sposób.

Córeczki oglądają już pana w telewizji? Rozpoznają, który to na motocyklu to tata?

Tak. Jak na razie rozpoznają mnie. Śmieją się, że jedzie tata i wujek Bartek (Zmarzlik - przyp. red.). Nie wiem, skąd im się to wzięło, ale jak się ich zapytać, w którym kasku jadę, to odpowiadają, że tata w żółtym, a wujek Bartek w czerwonym. Śmieję się, że mają chyba swoją tabelę biegową i kolory kasków.

Pamiętam, że w 2019 roku córeczki były nawet z panem na podium finału Mistrzostwo Polski Par Klubowych w Bydgoszczy, gdy zdobyliście srebrny medal z Bartoszem Zmarzlikiem. To był ich pierwszy raz na żużlu?

Tak. Wtedy były pierwszy raz na żywo na zawodach żużlowych. Udało nam się wówczas stanąć na podium. Fajnie było je przywitać jeszcze w kombinezonie. Bardzo były zaciekawione. Byłem nawet zdziwiony, że bez problemów do mnie i do Bartka poszły na ręce. Jak tylko miałem okazję, zabierałem je na stadion.

Często oglądają zawody na żywo czy jednak póki co widzą tatę głównie w telewizorze?

W tym pandemicznym sezonie było to utrudnione. Byliśmy może na jednym treningu w Bydgoszczy. Niestety, obostrzenia związane z COVID-19 spowodowały, że ich obecność na stadionie była utrudniona.

Często podkreślał pan, że rodzina pomogła przetrwać trudny okres w sezonie 2020. Najbliżsi są fundamentem tej odbudowy sportowej formy, którą obserwowaliśmy u pana w minionym sezonie?

Zdecydowanie. Kiedyś po nieudanym meczu, gdy wracałem do domu, myśli kłębiły się w głowie. Czasami to trochę trwało, zanim człowiek to wszystko sobie poukładał. Teraz to obojętnie w jakim nie byłbym nastroju, dzieci zawsze sprowadzają to do jednego wspólnego mianownika. Z nimi zawsze jest wesoło i radośnie. Niezależnie od tego, jaki nastrój towarzyszy mi w pracy czy po pracy, w domu przy dzieciach mogę zapomnieć o gorszym występie.

Zobacz także: Piotr Pawlicki mówi o powrocie do kadry
Zobacz także: Transferowy TOP 3 Adama Krużyńskiego

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×