[b][tag=62126]
Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Rafał Dobrucki odkrył kadry. Wraca pan do reprezentacji.[/b]
Piotr Pawlicki, żużlowiec Fogo Unii Leszno, reprezentant Polski: I od razu powiem, że jestem z tego naprawdę bardzo zadowolony. Znakomicie, że po tych wszystkich nieprzyjemnych sytuacjach udało nam się spotkać i porozmawiać.
Przy tej okazji chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz i ją wszystkim wyjaśnić. Przez dwa lata, czyli odkąd zostałem wydelegowany z kadry, nie miałem ani jednego telefonu od nikogo z Polskiego Związku Motorowego czy od żadnej osoby związanej z reprezentacją. Mówię o tym, bo w środowisku krążyły pogłoski, że telefony były wykonywane, ale już nikt nie odbierał. To naprawdę nie tak. Byłem u trenera Rafała dwa dni temu i sobie o tym szczerze pogadaliśmy. Przedstawiłem mu ten temat i sam był lekko zdziwiony. Proszę, żeby to wybrzmiało i zamknijmy ten temat.
Najważniejsze, że wracam, bo jazda w kadrze była moim marzeniem od zawsze. Dążyłem do tego z całych sił. Ostatnio nie byłem nominowany i nie startowałem, ale nie sądzę, że to zaszkodziło mojej karierze. Znalazłem sobie w głowie inne cele i na nich się skupiłem. Cieszę się jednak, że Rafał jest trenerem reprezentacji. My zawodnicy znamy się z nim bardzo dobrze. Rywalizowaliśmy nawet na torze. Poza tym jesteśmy z Leszna. To fajne, że trener od razu chciał się ze mną spotkać, dogadać i omówić wszystko, co się wcześniej działo.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
W kadrze pana ostatnio nie było, ale mówiło i pisało się o panu sporo. Nie zawsze pozytywnie. Dostał pan w kość czy wszystko po panu spływało?
Zawsze mówię, że na każdego cwaniaka znajdzie się większy cwaniak. Nie będę teraz świrować, że mam nie wiadomo jak mocny charakter i nic mnie nie rusza. Każdy chce się takimi historiami przejmować jak najmniej. Tak było też ze mną. Starałem się nie czytać, nie słuchać i nie kłaść sobie tego do głowy, ale nie dało się od tego całkowicie odejść. To do mnie docierało. Wychodzę jednak z założenia, że nie można płakać nad rozlanym mlekiem. Jeśli ludzie chcą, to niech piszą, a ja zrobię swoją robotę jak najlepiej.
W pewnym momencie uznałem, że nie ma sensu zabierać głosu i wykłócać się w mediach społecznościowych. Poza tym tata zawsze mi powtarzał, że lepiej się nie wychylać i mówić wynikami. Wiadomo, że nie jestem Bartoszem Zmarzlikiem, że nie zdobyłem dwóch tytułów mistrza świata, ale uważam, że moje rezultaty też nie były najgorsze. Od razu jednak dopowiem, że oczekuję od siebie jeszcze więcej. Będę do tego dążyć, choć niczego nie żałuję. Poza tym myślę, że swoją postawą udowodniłem, że powrót do kadry mi się należy.
Rafał Dobrucki na początku swojej drogi z kadrą mówi nie tylko o wygrywaniu, ale potrzebie uzdrowienia atmosfery wokół reprezentacji. Jego zdaniem trochę tego klimatu ostatnio brakowało. Trener twierdzi, że nie wszyscy ciągnęli wózek w jednym kierunku. Ma rację?
Od razu powiem, że sobie to dokładnie omówiliśmy. Nasze spotkanie miało potrwać pół godziny, a siedzieliśmy ponad trzy. Przegadaliśmy wiele tematów, ten także, i jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Wiele rzeczy wyjdzie dopiero w praniu. Zobaczymy, czy wokół Rafała będą też ludzie, którzy mu w tym wszystkim pomogą. Plan trenera brzmi jednak świetnie. Widać, że ma pomysł. Czuć w tym też dużo świeżości. Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. Cieszę się, że będzie trenerem, ale od razu chcę powiedzieć, że z jego poprzednikiem Markiem Cieślakiem też nie miałem żadnego problemu. Zawsze go szanowałem. Do tej pory mam do niego wielki szacunek, bo zrobił dużo dobrego dla tego sportu. Teraz pewnie będzie tęsknił, ale zapewne przyda mu się trochę oddechu.
Od dawna środowisko ekscytuje się pana kapitalną walką z Bartoszem Zmarzlikiem. Teraz będziecie mieli szansę pojechać w kadrze i zdobyć razem dla Polski złoto podczas Speedway of Nations.
Z Bartkiem w parze jeździmy tak, że staramy się sobie nie przeszkadzać. Obaj lubimy uciekać, bo mamy ogromną chęć wygrywania. Warto jednak przypomnieć sobie naszą współpracę w Speedway Best Pairs. Wtedy nie dawaliśmy się ogrywać rywalom. Przegraliśmy chyba tylko jeden turniej na trzy lata. W związku z tym wydaje mi się, że na naszą ewentualną współpracę można spoglądać z dużym optymizmem. To jednak melodia przyszłości, bo najpierw muszę prezentować odpowiednią formę, żeby pojechać dla Polski w Speedway of Nations. Na pewno byłoby jednak fajnie. Może ja i Bartek nie jeździmy super parowo, nie pilnujemy się na torze, ale sporo wygrywamy. To byłaby ciekawa opcja.
A co pan myśli o Speedway of Nations? Czy Drużynowy Puchar Świata powinien wrócić?
Jasne, że DPŚ powinien wrócić. Rezygnacja z tej imprezy była w mojej ocenie jednym z większych błędów. Puchar świata miał swój niepowtarzalny klimat. Przyjeżdżali na niego ludzie z całego globu. Poza tym w parkingu była nas piątka. Spotykaliśmy się już kilka dni wcześniej. Tak było choćby w Lesznie w 2017 roku. Był trening, spaliśmy razem w okolicach Leszna i ta atmosfera się wtedy tworzyła. Teraz tego brakuje, choć chciałbym podkreślić, że nie jestem przeciwnikiem Speedway of Nations. Mistrzostwa świata też powinny się odbywać, ale wróćmy do DPŚ.
Poza tym mam wrażenie, że gdy DPŚ wygrywał seryjnie ktoś inny, to nikomu specjalnie to nie przeszkadzało. Później my mieliśmy sukcesy, ale one nie przychodziły nikomu lekko. Musieliśmy w to włożyć wiele wysiłku. Żaden z krajów nie miał takich obozów i takiej organizacji wokół kadry. Może nie wylatywaliśmy na Gran Canarie, ale i tak działo się bardzo wiele. To przenosiło się później na tor i byliśmy mistrzami. Komuś to przeszkadzało i odwołali DPŚ.
Kiedyś na topie były inne kraje.
Dokładnie, ale wtedy nikt na to nie narzekał. Kiedy Polacy weszli na szczyt, to zaczęły się dyskusje. Przyznam szczerze, że trochę się denerwuję, kiedy o tym opowiadam. Naprawdę mnie to irytuje, bo uwielbiałem DPŚ, na którym byłem już kilka razy za dzieciaka. Pamiętam, że malowałem sobie nawet na twarzy flagę. Piękna sprawa. Tak samo, jak nasze tytuły z reprezentacją. To była impreza wielkiej rangi, więc apeluję do władz jeszcze raz: niech to wróci.
Wrócił pan z wakacji. Teraz przygotowania do sezonu?
Na wakacjach byłem z Maciejem Janowskim, Przemysławem Pawlickim i kuzynem. Pojechaliśmy całą ekipą do Meksyku i spędziliśmy tam dwa tygodnie. Akumulatory zostały naładowane. Dla mnie ten wyjazd był naprawdę wyjątkowy.
Dlaczego?
Od kilku lat nie wyjeżdżałem nigdzie. Przez ostatnie sezony leczyłem zimą kontuzje. W końcu mogłem sobie pozwolić, żeby się gdzieś ruszyć i odpocząć. Teraz jestem już w treningu. Zaczęliśmy na początku listopada. Najpierw była basta na dwa tygodnie i wtedy nie robiliśmy kompletnie nic. Na porządne obroty wejdziemy z początkiem stycznia. Na razie dbam o to, żeby był ruch. Chodzi o to, żeby na początku nie przesadzić. W moim przypadku to ważne, bo niestety mam problem z kostką i będę potrzebował nieco więcej czasu, by ją odpowiednio uruchomić, zanim dołączę do leszczyńskiej grupy. Później czeka nas pewnie obóz w Hiszpanii. Zobaczymy też, co ze zgrupowaniem kadry. Wiadomo, że staram się co roku coś delikatnie w tych przygotowaniach ulepszyć, ale z drugiej strony za bardzo nie kombinuję. Można powiedzieć, że jest podobnie. Trzeba pracować, bo sezon w sumie już niedługo.
Korzystając z okazji, chciałbym życzyć wszystkim zdrowych i spokojnych świąt, a także szczęśliwego nowego roku. Widzimy i słyszymy się niebawem. Do zobaczenia!
Zobacz także:
Andrzej Szymański zasypia i budzi się z bólem
Transferowy TOP 3 Marka Grzyba