Tak poważnie podchodzi pan do czwartkowego półfinału krajowych eliminacji do GP, że zdecydował się na wcześniejszy trening w Poznaniu?
- Absolutnie nie. Moja wizyta tutaj związana jest z Speedway Milion Teamem ? pomagałem chłopakom przygotować ich sprzęt. Dodatkowo chciałem skorzystać z okazji do jazdy, bo praktycznie przez tydzień nie siedziałem na motocyklu.
Liczy Pan na walkę o awans do przyszłorocznego cyklu GP?
- Wystartuję przede wszystkim, żeby sobie pojeździć, ale oczywiście chce również awansować dalej. Po ubiegłorocznym finale eliminacji (Dobrucki zajął 5. miejsce w GP Challenge, a awans uzyskała pierwsza trójka ? dop. red.) otworzyła mi się klapka, że jeszcze GP nie jest dla mnie stracone.
Miał Pan już niezbyt udaną przygodę z GP (w 2001 roku jako stały uczestnik Dobrucki zajął 21. miejsce ? dop. red.). Czy po tych kilku latach doświadczeń czuje się Pan na siłach, aby ponownie spróbować rywalizować z najlepszymi?
- Wtedy wyleczyłem się z Grand Prix. Nie było najlepiej, ale jedną z przyczyn była kontuzja kręgosłupa, z którą cały sezon jeździłem i którą pod koniec tamtego roku operowałem. Miało to na pewno jakiś wpływ i trochę mnie do całego cyklu zniechęciło. Pomału jednak pomysł na mistrzostwa świata na nowo we mnie kiełkuję, startuje jednak bez żadnej presji na wynik. Postaramy się pracować najlepiej, jak potrafimy i zobaczymy na ile to wystarczy.
Wróćmy do ligi. Jak ocenia pan sytuację, która zaistniała w Tarnowie?
- Nie ma zbytnio co komentować. Jest to po prostu niespotrowe zachowanie. Jakakolwiek polemika nie ma sensu, bo fakty przemawiają same za siebie. Taką sytuację, która miała miejsce w Tarnowie, należy przykładnie ukarać, żeby już więcej nie miała miejsca. Bo w innym przypadku będą kolejne.
Jeżeli będziecie musieli pojechać 14. kwietnia...
- Mówi się trudno, ale pojedziemy. Będzie to wprawdzie totalne nieporozumienie, obnaży kolejne luki w regulaminie i problemy Ekstraligi Żużlowej, bo był to ewidentny przykład spreparowania toru i umyślnego niedopuszczenia do meczu.
W niedzielę żużlowe święto ? Derby Ziemi Lubuskiej. Nie jest pan rodowitym zielonogórzaninem czy więc presja i emocje przed tym spotkaniem są mniejsze?
- Chciałbym właśnie z takim dystansem podejść do tego meczu. Nasłuchałem się wiele o rywalizacji zielonogórsko ? gorzowskiej i wydaje mi się, że taka postawa byłaby dla mnie najlepsza. Oczywiście te emocje się udzielają i nie ma możliwości od tego uciec. Chce się jednak przygotować jak najlepiej i skupić się tylko na jeździe.
Będzie to dla was pierwszy mecz w tym sezonie.
- Może to mieć jakieś znaczenie. Pocieszam się tym, że gorzowianie mogą być zmęczeni, bo dzień wcześniej odjadą mecz z Atlasem. Będzie więc jakaś sprawiedliwość (śmiech). Odjechaliśmy kilka zawodów towarzyskich, na pewno w piątek potrenujemy w Zielonej Górze, myślę więc, że dobrze przygotujemy się do tego spotkania.
Zielonogórski tor ma jeszcze przed panem tajemnice?
- Teraz już skupiam się tylko na dopasowywaniu sprzętu, próbowaniem różnych ustawień, wjeżdżaniem się w sezon. Jakieś niespodzianki z torem czasami się jeszcze przytrafią, ale nie są one zbyt duże.
Odczuł pan już magię Falubazu?
- Zdecydowanie tak! Kibice i ich fanatyzm, w dobrym tego słowa znaczeniu, jest ogromny. Żużel w Zielonej Górze to jest święto, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.