Nasz skład zależy od wysokości budżetu - rozmowa z Leszkiem Tillingerem, prezesem Polonii Bydgoszcz

Bardzo wiele ciekawego działo się w bydgoskim klubie w trakcie rundy zasadniczej. Konflikt prezesa z kibicami, problemy finansowe i słaba dyspozycja niektórych zawodników. O tym wszystkim zdecydowaliśmy się porozmawiać z Leszkiem Tillingerem.

Adrian Dudkiewicz: Polonia ostatecznie w rozgrywkach Ekstraligi zajęła szósta lokatę, ale mimo wszystko runda zasadnicza kosztowała chyba Pana wiele zdrowia?

Leszek Tillinger: Na pewno. Przed rozpoczęciem sezonu w klubie jednak założyliśmy sobie, że będziemy walczyć o tą szóstą, bezpieczną lokatę. To zagwarantowało nam byt w Ekstralidze na najbliższy rok, a także możliwość walki w play-offach.

W opinii wielu ekspertów dało się słyszeć, że macie dobrą i młodą drużynę. Niestety, w trakcie sezonu okazało się, iż większość zawodników jednak zdecydowanie zawiodła oczekiwania?

- Kiedy podpisywaliśmy kontrakty z tymi żużlowcami, patrzyliśmy też na ich wiek oraz stojące przed nimi perspektywy. Dlatego zimą można było przypuszczać, że bez większej nerwówki powinni wywalczyć to szóste miejsce. Niestety, w trakcie rozgrywek było zupełnie inaczej.

Osobne zdanie należy postawić przy postawie Jonasa Davidssona. Dlaczego Szwed, pomimo słabych występów od pierwszej kolejki, ciągle otrzymywał szansę na rehabilitację?

- To trudna sprawa, a ja za trenera nie chciałbym się za bardzo wypowiadać. Zenon Plech z pewnością przy ustalaniu składu brał pod uwagę jego wyniki uzyskiwane na torach w Szwecji i Anglii. Dlatego mógł się łudzić, że on w końcu przełamie złą passę. Okazało się jednak, że Davidsson na polską ligę jest za słaby, bo to jest coś zupełnie innego niż jazda w innych krajach.

Czy to prawda, że szkoleniowiec Polonii nie miał pełnej władzy przy ustalaniu składu na poszczególne mecze?

- To jest całkowita nieprawda. Trener Plech w czasie okresu transferowego wybrał skład i go potwierdził. Nie było też sytuacji, w których ktoś wchodził mu w niuanse przy ustalaniu kadry. Nasz szkoleniowiec miał całkowicie wolną rękę przy ustalaniu wyjściowego składu na poszczególne mecze.

Po pierwszych kilku nieudanych kolejkach pojawił się też konflikt na linii prezes-kibice. Czy tą kwestię można już uznać za zamkniętą?

- Ja bym nie chciał w ogóle na ten temat się wypowiadać, bo trzeba się na tym trochę znać, a ja wiem co robię. Ale kibice też mają prawo do swoich ocen.

Na przełomie czerwca i maja na mieście chodziły plotki o tym, iż Ratusz chce odwołać prezesa Polonii. Jak odnosił się Pan do tych plotek?

- W ogóle się tymi pogłoskami nie przejmowałem, bo też nigdy takiej rozmowy w Urzędzie Miasta nie było. Plotki lubią się pojawić, a najczęściej na koniec wychodzi cała prawda i taka jest też wartość tych słów.

Skoro już mówimy o sprawach organizacyjnych, to powstaje pytanie o planowany remont stadionu. Środki na ten cel już chyba są zagospodarowane?

- W tej chwili trudno coś na ten temat powiedzieć. Jeśli chodzi o pieniądze, to nie wiem, czy nasze miasto ma tyle gotówki, czy też dopiero jej poszukuje. Na dzień obecny wiadomo tylko tyle, że Ministerstwo Sportu chce przeznaczyć na ten cel blisko połowę wszystkich potrzebnych środków.

Polonia Bydgoszcz właściwie już utrzymała się w Ekstralidze. Czy w związku z tym klub ma już jakąś ustaloną koncepcję składu na przyszły sezon?

- Runda zasadnicza pokazała na kogo możemy liczyć i co w dalszym etapie możemy zrobić. Skład drużyny będzie oczywiście się wiązał z wysokością budżetu. Wiemy jaka jest w Polsce obecna sytuacja gospodarza. Nie można budować silnego zespołu, na którego może zabraknąć środków finansowych. Nasze miasto na pewno stać na to, aby w przyszłym roku Polonia w spokoju mogła liczyć na miejsce w środku tabeli.

Czy Grigorij Łaguta otrzymał już ofertę startów w bydgoskiej ekipie?

- Nie, takich rozmów i oferty w ogóle nie było.

Z końcem sezonu kończy się umowa Emilowi Sajfutdinowowi. Czy rosyjski lider Polonii zostanie w Bydgoszczy?

- Tego nikt nie wie i tego dzisiaj nie powie. Na pewno ciężko byłoby się pozbyć takiego zawodnika. Jeśli chodzi o przyszły skład, to sześćdziesiąt-siedemdziesiąt procent obecnej kadry zostanie w Bydgoszczy, a reszta będzie musiała sobie szukać nowych klubów.

Blisko wywalczenia awansu do Grand Prix jest Antonio Lindbaeck. To chyba może wam pokrzyżować transferowe szyki, bo wówczas Szwed byłby trzecim jeźdźcem z cyklu?

- Regulamin rozgrywek może się zmienić, dlatego nie chciałbym na ten temat się za bardzo wypowiadać. W centrali trwają pewne rozmowy na temat zmiany limitu zawodników z Grand Prix i ostatecznie może się okazać, że jego awans w ogóle nie będzie nam przeszkadzać przy kompletowaniu nowego składu.

W październiku w Bydgoszczy odbędzie się właśnie ostatnia runda Grand Prix. Czy rozpoczęliście już przygotowania do tej imprezy?

- Z tym ruszyliśmy już dosyć dawno. Wymaga to trochę pracy, zwłaszcza tej papierkowej. W tej chwili stan przygotowań mogę ocenić na siedemdziesiąt procent. Zastanawiamy się tylko nad pewnymi sprawami organizacyjnymi, takimi jak usypanie nowej nawierzchni. Wówczas wszystko zajmie nam nieco więcej czasu, ale to zrobimy, kiedy zakończymy ligowy sezon.

Komentarze (0)