Żużel. Nicki Pedersen: Ludzie winią mnie za wszystko, bo tak jest najłatwiej [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

- Przywykłem, że niektórzy winią mnie za wszystko. Tak jest najłatwiej. Nie mam z tym problemu. Mają go ci, którzy patrzą w lustro, ale nie widzą tam swoich wad. Oni nigdy nie ruszą z miejsca - mówi nam Nicki Pedersen, zawodnik MrGarden GKM-u.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: W MrGarden GKM-ie doszło do zmian kadrowych. Nie ma Artiom Łaguty, a także Krzysztofa Buczkowskiego. W drużynie pojawili się za to Krzysztof Kasprzak i Norbert Krakowiak. Na co będzie was stać?[/b]

Nicki Pedersen, zawodnik MrGarden GKM-u Grudziądz, trzykrotny mistrz świata: Najważniejsze, żeby wszyscy zawodnicy GKM-u poprawili swoją formę i wrócili na normalny poziom. Jeśli to się nie wydarzy, to oczywiście będzie nam bardzo trudno. Musimy zatem ciężko pracować, wprowadzić jak najlepszą atmosferę i iść w górę jako drużyna. To nie będzie zespół, w którym jeden zawodnik załatwi sukces.

Uważam jednak, że jako drużyna nie mamy nic do stracenia. Możemy sprawić wiele niespodzianek. Ja chcę być tym zawodnikiem, który zadba o atmosferę i sprawi, że wszyscy będą się szanować. Pewnie, że najłatwiej było przyjąć za prawdę to, co mówią ludzie i uznać, że zlecimy do pierwszej ligi. Jeśli byśmy tak zrobili, to by znaczyło, że przegraliśmy już na starcie. To kompletnie nie w moim stylu. Lubię sprawiać niespodzianki i o to się postaramy.

Powiedział pan, że zadba o atmosferę w zespole. Wcześniej w wywiadzie dla oficjalnej strony mówił pan, że zaopiekuje się Krzysztofem Kasprzakiem i Przemysławem Pawlickim, żeby wrócili na wysoki poziom. W Polsce prawie nikt w to nie wierzy. Niektórzy pukają się w głowę, kiedy słyszą, że Pedersen zadba o klimat w zespole i będzie pomagać kolegom.

Zrobiłem w żużlu naprawdę wiele. Zdobywałem tytuły mistrza świata. Oczywiście, byłem przy tym zawodnikiem, który jeździł twardo, ale nikt nie powinien negować mojego ogromnego doświadczenia, które zdobyłem przez te wszystkie lata. Powiem zresztą, że rozmawiałem już o tym z Kasprzakiem i Pawlickim, bo mieliśmy okazję się spotkać. Oczywiście, że w zeszłym roku były pewne nieporozumienia, ale to zostało już załatwione. Oni wiedzą, że muszą wrócić na poziom, do którego wcześniej wszystkich przyzwyczaili. Prace trzeba jednak zacząć od siebie. Każdy musi najpierw spojrzeć w lustro, zdać sobie sprawę z własnych błędów, nie uciekać przed nimi i iść do przodu. Jeśli będę mógł im w tym pomóc nawet w 5 proc., to tak zrobię. A ludzie? Mogą wierzyć, w co tylko chcą. Przemek i Krzysztof są w moim zespole, więc uważam, że współpraca jest możliwa. Ja naprawdę wyznaję stare zasady i wierzę, że najpierw trzeba coś od siebie dać, żeby później dostać coś w zamian. Może nawet nie od tych samych ludzi, którym coś najpierw ofiarowałeś.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

Kibicom trudno w to wszystko uwierzyć, bo pamiętają, jak wyglądała w zeszłym roku pana współpraca na torze z Przemysław Pawlickim i co mówił o panu starszy z braci.

Najpierw proponuję, żeby wszyscy sprawdzili, ile punktów zdobywałem w zeszłym roku ja, a ile Przemek Pawlicki. Wtedy uzyskają odpowiednią perspektywę, z której będzie widać jak na dłoni, kto miał prawdziwy problem. Przemkowi długo nie szło, nie mógł się odnaleźć, męczył się z tematami sprzętowymi, ale co z tego? Najłatwiej winić Nickiego. W życiu jest zresztą tak samo. Najłatwiej szuka się winnych wokół, a moim zdaniem lepiej spojrzeć w lustro, zacząć od siebie, a z innymi budować relacje oparte na wzajemnym szacunku. Jeśli chodzi o mnie, to w zeszłym roku wykonałem naprawdę dobrą robotę. Nie mam poczucia, że coś zawaliłem. To Przemek miał problemy. Nie mam jednak również kłopotu z tym, żeby to wyczyścić, zostawić za sobą i pomóc, jeśli będę mógł, to zrobić.

Naprawdę uważa pan, że ludzie zrzucają winę na pana, bo tak jest najłatwiej?

Tak, to najłatwiejsze. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, co widzę w lustrze. Jeśli zawaliłem, to nie mam problemu, żeby podnieść rękę i się do tego przyznać, a później przeprosić. Nie będę jednak przepraszać za to, że żyję. Problem mają ci, którzy patrzą w lustro i nie widzą w nim swoich błędów. A popełniamy je przecież wszyscy. Rzecz w tym, że jeśli ktoś ich nie zauważa, to nigdy nie ruszy z miejsca i nie wróci na właściwe tory.

Jeszcze raz jednak powtórzę, że dla niektórych zrzucanie winy na mnie stało się dobrą wymówką, bo przecież media, sponsorzy i wszyscy inni na pewno uwierzą, że to przez Nickiego. Ja doskonale wiem, że jest inaczej. Oczywiście, mi też zdarzają się błędy, ale one są incydentalne. Poza tym ja też mógłbym obwiniać wszystkich wokół, że jadę z tyłu. Tylko co mi to da? Nic, bo w praktyce mój prawdziwy problem i tak pozostałby nierozwiązany.

Przed sezonem 2021 mieliśmy w PGE Ekstralidze bardzo ciekawy okres transferowy. Kto pana zdaniem będzie najsilniejszy w tegorocznych rozgrywkach?

Trudno powiedzieć ze względu na przepis o zawodniku do 24. roku życia. Jestem jednak przekonany, że nadal bardzo mocna będzie Fogo Unia Leszno. Zobaczymy, co wydarzy się w Gorzowie, ale wygląda to obiecująco, bo przecież wraca Martin Vaculik. Nie mam jednak wątpliwości, że będziemy zaskakiwani, a ubiegły sezon jest tego najlepszym przykładem. Stal miała świetną drużynę, a w pierwszych kilku meczach kompletnie zawodziła. Później się pozbierali, wjechali do play-off, a na końcu nawet do finału. Żużel bywa dziwny. Czasami na papierze wszystko się zgadza. Masz znakomitą drużynę, ale jeśli wszyscy nie trafią z formą, to zaczynają się schody.

A jak ocenia pan przepis o zawodniku do 24. roku życia?

Wprowadzanie przepisów i szukanie rozwiązań mnie nie dziwi. To coś normalnego w sporcie. To samo dzieje się w Formule 1. Teraz mamy nowy przepis w żużlu. Czy to zadziała? Nie przekonamy się, jeśli nie sprawdzimy. W teorii uważam, że ten pomysł może wypalić, zwłaszcza pod kątem rozwoju młodych zawodników. Trudno mi jednak mówić o konkretnych wnioskach, bo jest za wcześnie. Musimy poczekać. Jako doświadczony zawodnik jestem jednak otwarty i uważam, że należy pomagać młodzieży. W silnej PGE Ekstralidze jest miejsce zarówno dla nich, jak i dla zdecydowanie bardziej doświadczonych żużlowców, którzy udzielają im cennych rad.

Od sezonu 2021 każdy zawodnik startujący w PGE Ekstralidze może wybrać maksymalnie jedną dodatkową ligę. Wiem, że w przypadku tego przepisu nie ma pan żadnych wątpliwości.

Uważam, że to wielka szkoda dla całego żużla. Zawsze porównywałem naszą dyscyplinę do cyrku, który podróżuje po całej Europie. Dzięki temu rozwijamy się my i ligi w różnych krajach. Oczywiście, nie mam wątpliwości, że najsilniejsze rozgrywki mamy obecnie w Polsce, ale warto pomyśleć także o tym, co dzieje się gdzieś indziej.

Z pewnością ten przepis nie zmieni nic od razu, ale poważnie zastanawiam się, co wydarzy się w perspektywie pięciu lat. Co będzie, jeśli z czasem zabraknie zawodników w Szwecji, Anglii czy Danii? Część z nich może się rozwinąć, ale wielu i tak nie będzie mieć szansy na kontrakt w Polsce. Jeśli pójdziemy w kierunku ograniczania startów, to obawiam się, że prędzej czy później na żużlowej mapie zostanie tylko polska liga z polskimi zawodnikami. Przyznam szczerze, że trochę się tego obawiam. Uważam, że na dyscyplinę należy patrzeć szerzej. Musimy mieć bohaterów z różnych krajów.

W Polsce panuje przekonanie, że jazda zawodnika nawet w jednej lidze to byłby dobry pomysł, bo dzięki temu szansę w Szwecji, Danii czy Anglii otrzymają młodzi żużlowcy. A PGE Ekstraliga, która płaci najlepiej, będzie mieć dla siebie zawodników.

Moim zdaniem to błędne założenie. Jestem na ogół pozytywnie nastawiony do różnych zmian, ale w tym przypadku obawiam się o to, jakie będą konsekwencje zmian w przyszłości. Uważam zresztą, że jazda w samej PGE Ekstralidze też nie załatwia tematu, bo zawodnicy rozwijają się, kiedy startują w meczach. Jeśli spisujesz się słabo, to nie jedziesz. Wtedy możliwości są już niewielkie. Można trenować, ale to nigdy nie zastąpi prawdziwej rywalizacji. Jeszcze raz powtórzę jednak, że zawodnicy, którzy nie załapią się do polskiej ligi i tam nie zarobią, będą mieć bardzo trudno. W efekcie żużlowców będzie coraz mniej. Dyscyplina w innych krajach nie będzie się rozwijać.

Rozumiem, że poza PGE Ekstraligą pojedzie pan w Danii?

Tak. Główną ligą będzie oczywiście polska, a do tego dołożę Danię. To jednak nic wielkiego, bo w moim kraju uzbiera się od 7 do 10 meczów.

Nie wiem, czy śledzi pan, co dzieje się w polskich mediach, ale od pewnego czasu trwa u nas także dyskusja na temat powiększenia PGE Ekstraligi do 10 drużyn.

To dobry pomysł. Uwielbiam jazdę w PGE Ekstralidze. W Polsce wszystko jest bardzo profesjonalne. Złego słowa o zarządzających rozgrywkami na pewno nie powiem, bo robią to świetnie. Najlepiej świadczą o tym kontrakty z telewizją. Dzięki temu ten sport wchodzi na coraz wyższy poziom. Pozostaje tylko żałować, że inne kraje nie biorą z tego przykładu. Wracając jednak do tematu, większa liga to same korzyści, bo zwiększy się liczba meczów, a żużla będzie jeszcze więcej w telewizji.

Po sezonie 2021 pana kontrakt z MrGarden GKM-em dobiegnie końca. Co dalej?

Na pewno zamierzam nadal ścigać się w Polsce. Wygasający kontrakt nie jest dla mnie problemem, bo oznacza czasami nowe wyzwania. To może wiązać się z jazdą w nowym klubie, ale wcale nie musi. Jestem całkiem zadowolony z dotychczasowej współpracy z GKM-em i otwarty, by ją kontynuować. Każdego dnia uczymy się siebie nawzajem. Dobrze się tutaj czuję, ale zawsze powtarzam, że przyjacielskie relacje muszą współgrać z kwestiami zawodowymi. Rodzinne relacje to świetna sprawa, ale od strony biznesowej też wszystko musi się zgadzać. Business is business, ale odpowiednie połączenie obu kwestii oznacza naprawdę wiele przyjemności.

Zobacz także:
Były prezes mówi, żeby opóźnić start ligi nawet o miesiąc
Jerzy Kanclerz zapowiada arcyciekawy sezon w eWinner 1. Lidze

Źródło artykułu: