Żużel. Jarosław Szymkowiak zachwycał ofensywną jazdą. Kibice dalej pamiętają jego biegi

Facebook / media klubowe Falubazu Zielona Góra / Jarosław Szymkowiak, Maciej Jaworek i Andrzej Huszcza
Facebook / media klubowe Falubazu Zielona Góra / Jarosław Szymkowiak, Maciej Jaworek i Andrzej Huszcza

Jarosław Szymkowak przez lata był filarem zielonogórskiej drużyny. Z lubuskim klubem był związany niemal przez całą karierę od efektownego debiutu po pozycję menedżera zespołu. W pamięci kibiców ciągle pozostaje jego bezkompromisowa postawa na torze.

Jarosław Szymkowiak zadebiutował w barwach Falubazu Zielona Góra niedługo po swoich 17. urodzinach. Trzeba przyznać, że zaliczył okazały start w ligowej drużynie - 7 punktów oraz 4 bonusy w meczu przeciwko Unii Tarnów. Ten bardzo dobry, jak na juniora, wynik pozwolił mu na stałe wskoczyć do pierwszego składu zielonogórskiej ekipy.

W pierwszym sezonie startów pojawił się na torze 11-krotnie i w tych spotkaniach uzyskał średnią biegopunktową na poziomie 1,696. Będąc solidnym punktem zespołu w wyraźny sposób pomógł Falubazowi zająć 4. miejsce w ówczesnej 1. Lidze (dzisiaj PGE Ekstraliga). Wraz z kolejnymi sezonami jego wyniki były coraz lepsze, a ofensywny styl zachwycał kibiców.

Szczyt formy Jarosława Szymkowiaka przypadł na sezony 1989-1992. Wówczas w lidze odnotowywał regularnie średnią biegopunktową w okolicach 2,00 oraz to właśnie wtedy odnosił największe sukcesy w swojej karierze. W 1989 roku sięgnął po pierwsze znaczące indywidualne wyróżnienie - na torze w Zielonej Górze zajął 2. miejsce w Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski. Przez lata to był najlepszy wynik zielonogórskiego młodzieżowca w tych rozgrywkach. W tym samym roku uplasował się również zajął 2. miejsce w MMPPK oraz bardzo dobrze spisał się w finale Srebrnego Kasku (3. miejsce).

ZOBACZ WIDEO Żużel. Gollob i Hancock byli ikonami, w które wcielał się gdy grał na komputerze

Wychowanek zielonogórskiego klubu kontynuował dobrą passę w 1990 roku kiedy to awansował do finału IMŚJ we Lwowie. Tam jednak obyło się bez sukcesu - 9. miejsce z 6 punktami na koncie. Zdecydowanie lepiej poszło mu w finale Srebrnego Kasku, w którym zajął 2. miejsce.

W 1991 roku wraz z drużyną Morawskiego Zielona Góra sięgnął po Drużynowe Mistrzostwo Polski. Szymkowiak debiutujący jako senior był wtedy liderem zespołu. Co ciekawe, z tym historycznym sezonem wiąże się również historia, która przytaczana jest zawsze przy okazji Lubuskich Derbów.

15 września 1991 roku na stadionie Stali Gorzów odbywały się Lubuskie Derby. Zielonogórzanom wówczas już niewiele brakowało do przypieczętowania drużynowego mistrzostwa polski, jednak nie potrzebowali dodatkowej motywacji na to spotkanie, bo samo starcie dwóch odwiecznych rywali miało wystarczający ciężar gatunkowy. Wtedy właśnie dała o sobie znać brawurowa jazda Jarosława Szymkowiaka. W 6. biegu spotkania na drugim okrążeniu zielonogórzanin zaatakował Piotra Śwista. Okazało się jednak, że miejsca na skuteczny atak było zbyt mało i obaj z impetem upadli na tor. Po tym zdarzeniu na torze pojawił się ojciec Piotra Śwista, który własnymi rękoma wymierzył sprawiedliwość Szymkowiakowi za atak na jego syna. W efekcie tego starcia, wychowanek zielonogórskiego klubu został wykluczony do końca spotkania. Pomimo tego osłabienia już na początku meczu, Morawski sięgnął po zwycięstwo w tym spotkaniu 43:47.

Wielu zawodnikom tamta sytuacja mogłaby pokazać, ze brawura na torze jest nieopłacalna. Jednak tak nie było w przypadku Szymkowiaka. To był jeden z tych zawodników, dla którego nigdy nie było za mało miejsca na atak. Jeżeli tylko miał jakąkolwiek szansę na wyprzedzenie rywala to to robił. Dzięki takiej postawie do dzisiaj kibice wspominają biegi z jego udziałem.

Taki ponadczasowy wyścig miał miejsce w finale IMP w 1992 roku w Zielonej Górze. Jarosław Szymkowiak sięgnął wtedy po srebrny medal, jednak jego rywalizacja z Tomaszem Gollobem z 10. biegu przeszła do historii polskiego żużla. Więcej informacji na temat tej potyczki można zobaczyć TUTAJ.

Niestety ofensywny styl Szymkowiaka miał też swoje negatywne skutki. W 1992 roku zanotował fatalny upadek podczas zawodów w Ostrowie Wielkopolskim. Doznał wtedy poważnego złamania ręki i od tego czasu systematycznie było widać regres formy wychowanka Falubazu. Co prawda jeszcze przez lata był solidnym ligowcem, jednak nie potrafił już wskoczyć na tak doskonały poziom jak wcześniej.

Niemniej, Jarosław Szymkowiak to jedna z cichych legend zielonogórskiego klubu. O ile nie wymienia się go w pierwszym szeregu największych gwiazd Falubazu to jego wkład w wynik drużyny przez lata był ogromny. Co więcej, jego niemal cała kariera związana była z zielonogórską drużyną. Jedynie w 1999 roku miał przerwę na występy w Grudziadzu oraz w 2002 roku na zakończenie kariery występował w Krakowie. Po zakończeniu kariery zawodnika, na początku XXI wieku sprawował funkcję menedżera drużyny z południa województwa lubuskiego.

Zobacz także: Pociejkowicz zachwycał wrocławskich kibiców
Zobacz także: Kułakow nie jest ofiarą regulaminu

Komentarze (7)
avatar
Gryzoń
22.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Akurat wypadek w Ostrowie nie był efektem jego ofensywnej jazdy tylko bezmyslnej jazdy Pawła Jądera który wjechał w niego na wyjściu z łuku 
jotefiks
19.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"W 1989 roku sięgnął po pierwsze znaczące indywidualne wyróżnienie - na torze w Zielonej Górze zajął 2. miejsce w Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski. Przez lata to był najlepszy Czytaj całość
avatar
KSFZ
19.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kariera Jarka zalamala się po śmierci przyjaciela Andrzeja Zarzeckiego. Zaczął jeździć bojazliwie i asekuracyjnie. Ale wcześniej to był niezły kozak. Trzymaj się Szymek i wypij na pohybel tym n Czytaj całość
avatar
baraboszkin
19.01.2021
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
...pamiętam jak Falubaz w 1985 przywoził Szymkowiaka - młodziutkiego adepta jeszcze przed licencją na zawody młodzieżowe do Wrocławia, by zaprezentował się publice między biegami... ależ on śmi Czytaj całość
avatar
Wasylczuk
19.01.2021
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Atak Szymkowiaka na Śwista był bez głowy.Nie ma co się dziwić,że ojciec Śwista wybiegł na tor i wypalił mu lepe.Rok wcześniej Piotrek ledwo uszedł z życiem.Miał groźny wypadek w Wiener Neustadt
Czytaj całość