Przypomnijmy, że Stal złożyła wnioski do miasta, które opiewają łącznie na cztery miliony złotych. Jerzy Synowiec twierdzi, że to gruba przesada. - To rak, który zeżre wszystko, nie dając żyć innym - przekonuje radny i były działacz gorzowskiego klubu.
- Nie chciałbym wchodzić w buty prezydenta ani klubu z Gorzowa i rozstrzygać, co jest słuszne, a co nie - komentuje Robert Dowhan, były prezes Falubazu Zielona Góra. - Na pewno nie mogę być hipokrytą, bo jako prezes walczyłem o dotacje. Trzeba też uczciwie przyznać, że jako żużel nie dostawaliśmy w Zielonej Górze mało. W rozmowach z innymi działaczami dało się wyczuć później żal. Niektórzy mówili, że otrzymali grosze, za które nie da się kupić nawet strojów. Każdy walczy jednak o swoje. Trzeba przyjąć odpowiednią miarę, a to już zadanie dla prezydenta i radnych. To szczególnie istotne w dobie pandemii, kiedy miasta mają mniejsze wpływy - przekonuje Dowhan.
Były prezes Falubazu, a obecnie senator przekonuje, że zastosowanie odpowiedniej miary polega na znalezieniu złotego środka pomiędzy masowością dyscypliny a jej popularnością. - Gdyby ocenić żużel czy skoki narciarskie przez pryzmat masowości, to te dyscypliny nie miałyby racji bytu i nie powinno się ich dotować. Z drugiej strony mamy jednak popularność. Żużel w Zielonej Górze czy Gorzowie bije inne dyscypliny. Trzeba to wyważyć. To zadanie dla samorządu - przekonuje Dowhan.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Trzeba podkręcić sprzęty rolnicze podczas zawodów. Maciej Janowski tłumaczy dlaczego
Od dłuższego czasu w środowisku żużlowym słychać głosy, że miejskie dotacje cechuje duża niesprawiedliwość. W PGE Ekstralidze mamy kluby, które dostają miliony i takie, które muszą radzić sobie bez wielkiego wsparcia ratusza. W związku z tym pojawiają się opinie, że należy określić, jaką kwotę maksymalnie może dostać klub z miasta.
- Nie mam wątpliwości, że samorządy powinny nadal decydować i mieć swobodę. Mam nadzieję, że nie dojdziemy do załatwiania takich tematów dekretem z Warszawy. To byłoby złe i już to przerabialiśmy. Sterowanie centralne i plany pięcioletnie nie kojarzą się nam najlepiej - przekonuje Dowhan.
- Dla tych, którzy dostają mniej, to na pewno niesprawiedliwe, bo takie kluby muszą nadgonić temat sponsorami i finansowaniem z innych źródeł. To samo jest zresztą ze spółkami skarbu państwa. W Falubazie walczyłem o takie wsparcie, ale poza małymi rzeczami niewiele zdziałałem. Spoglądałem wtedy na Tarnów, gdzie Azoty i Rafineria Trzebinia kładły ogromne pieniądze. Dzięki temu jeździli tam Tomasz Gollob, Tony Rickardsson czy Maciej Janowski. Mieli dwóch partnerów, którzy załatwiali cały budżet - podsumowuje Dowhan.
Zobacz także:
Żona Jerzego Szczakiela wzruszona