Żużel. Awantura w Gorzowie. Dowhan mówi o dzieleniu miejskich pieniędzy. Dekret z Warszawy to byłby zły pomysł?

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Robert Dowhan z Robertem Korzeniowskim
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Robert Dowhan z Robertem Korzeniowskim

Moje Bermudy Stal Gorzów wnioskuje o wielkie pieniądze z budżetu miasta, a radny Jerzy Synowiec protestuje i uderza w klub. Awantura trwa w najlepsze. Senator i były prezes Falubazu Robert Dowhan mówi nam jednak, że takie spięcia to nic szczególnego.

Przypomnijmy, że Stal złożyła wnioski do miasta, które opiewają łącznie na cztery miliony złotych. Jerzy Synowiec twierdzi, że to gruba przesada. - To rak, który zeżre wszystko, nie dając żyć innym - przekonuje radny i były działacz gorzowskiego klubu.

- Nie chciałbym wchodzić w buty prezydenta ani klubu z Gorzowa i rozstrzygać, co jest słuszne, a co nie - komentuje Robert Dowhan, były prezes Falubazu Zielona Góra. - Na pewno nie mogę być hipokrytą, bo jako prezes walczyłem o dotacje. Trzeba też uczciwie przyznać, że jako żużel nie dostawaliśmy w Zielonej Górze mało. W rozmowach z innymi działaczami dało się wyczuć później żal. Niektórzy mówili, że otrzymali grosze, za które nie da się kupić nawet strojów. Każdy walczy jednak o swoje. Trzeba przyjąć odpowiednią miarę, a to już zadanie dla prezydenta i radnych. To szczególnie istotne w dobie pandemii, kiedy miasta mają mniejsze wpływy - przekonuje Dowhan.

Były prezes Falubazu, a obecnie senator przekonuje, że zastosowanie odpowiedniej miary polega na znalezieniu złotego środka pomiędzy masowością dyscypliny a jej popularnością. - Gdyby ocenić żużel czy skoki narciarskie przez pryzmat masowości, to te dyscypliny nie miałyby racji bytu i nie powinno się ich dotować. Z drugiej strony mamy jednak popularność. Żużel w Zielonej Górze czy Gorzowie bije inne dyscypliny. Trzeba to wyważyć. To zadanie dla samorządu - przekonuje Dowhan.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Trzeba podkręcić sprzęty rolnicze podczas zawodów. Maciej Janowski tłumaczy dlaczego

Od dłuższego czasu w środowisku żużlowym słychać głosy, że miejskie dotacje cechuje duża niesprawiedliwość. W PGE Ekstralidze mamy kluby, które dostają miliony i takie, które muszą radzić sobie bez wielkiego wsparcia ratusza. W związku z tym pojawiają się opinie, że należy określić, jaką kwotę maksymalnie może dostać klub z miasta.

- Nie mam wątpliwości, że samorządy powinny nadal decydować i mieć swobodę. Mam nadzieję, że nie dojdziemy do załatwiania takich tematów dekretem z Warszawy. To byłoby złe i już to przerabialiśmy. Sterowanie centralne i plany pięcioletnie nie kojarzą się nam najlepiej - przekonuje Dowhan.

- Dla tych, którzy dostają mniej, to na pewno niesprawiedliwe, bo takie kluby muszą nadgonić temat sponsorami i finansowaniem z innych źródeł. To samo jest zresztą ze spółkami skarbu państwa. W Falubazie walczyłem o takie wsparcie, ale poza małymi rzeczami niewiele zdziałałem. Spoglądałem wtedy na Tarnów, gdzie Azoty i Rafineria Trzebinia kładły ogromne pieniądze. Dzięki temu jeździli tam Tomasz Gollob, Tony Rickardsson czy Maciej Janowski. Mieli dwóch partnerów, którzy załatwiali cały budżet - podsumowuje Dowhan.

Zobacz także:
Żona Jerzego Szczakiela wzruszona

Źródło artykułu: