Żużel. Oszustwa na limiterach? Frątczak atakuje. Mechanicy się bronią i mówią o domysłach

Materiały prasowe / PGE Ekstraliga / Na zdjęciu: przygotowywanie motocykla do zawodów
Materiały prasowe / PGE Ekstraliga / Na zdjęciu: przygotowywanie motocykla do zawodów

- Jestem wręcz pewny, że nie wszystkie cewki były ograniczone na 13500 obrotów. To nie jest ani wina zawodników ani mechaników - mówi Dariusz Sajdak w sprawie rzekomych oszustw, których mieli dopuszczać się żużlowcy w kwestii tzw. limiterów.

Jacek Frątczak, były żużlowy menedżer, w "Przeglądzie Sportowym" postawił odważną tezę, że część żużlowców w 2020 roku potrafiło obejść kwestię tzw. limiterów, które ograniczały obroty silników do 13500. Wszystko przez to, że - zdaniem Frątczaka - nie było regularnych kontroli technicznych.

- Myślę, że pan Frątczak coś wie. Nie chce do końca powiedzieć co, i nie wiem jednak, czy zdaje sobie sprawę, o co chodzi, zarzucając mechanikom czy zawodnikom próby jakiegoś oszustwa - mówi Dariusz Sajdak o podejrzeniach Jacka Frątczaka. - Jeżeli chodzi o cewki, to pan Frątczak twierdzi, że są oszuści, ale nikt jeszcze na tym nie został złapany. Nawet, jeśli miałbym cewkę, która nie spełnia wymogów, skąd ja miałbym o tym wiedzieć? Kupuję cewkę od dystrybutorów w Polsce z homologacją. Wierząc, że jest to produkt, który spełnia komplet wymagań technicznych - dodaje doświadczony mechanik, który w przeszłości współpracował z Tony Rickardssonem i Jasonem Crumpem, a obecnie pracuje w teamie Grigorija Łaguty.

Nikt nikogo za rękę nie złapał

- Zanim zacząłbym twierdzić, że ktoś oszukuje, zastanowiłbym się, w jaki sposób możemy skontrolować, że cewka sprzedana ze sklepu, spełnia lub nie warunki określone w homologacji. My dostajemy produkt i praktycznie nie wiemy, co zakładamy do motocykla, ale ponosimy odpowiedzialność za potencjalnie wadliwą część. Konsekwencje tego są naprawdę straszne i drastyczne dla zawodnika i teamu. Jeżeli miałbym coś elektronicznie w tej cewce zmieniać, to chciałbym, żeby kontroler potrafił to sprawdzić - dodaje Dariusz Sajdak.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Trzeba podkręcić sprzęty rolnicze podczas zawodów. Maciej Janowski tłumaczy dlaczego

- Nie słyszałem o jakiś dowodach na oszustwo żużlowców czy mechaników. Jeśli nie było kontroli, a zawodnicy byli pewni, że ich nie ma, wcale bym się nie zdziwił, że niektórzy próbowali rozwiązań bez tych limiterów. Generalnie na początku sezonu był to problem dla zawodników. Nie ulega wątpliwości, że było to kuszące, by spróbować, ale tego czy ktoś to zrobił, nie wiem - mówi Krzysztof Cegielski, żużlowy ekspert i szef Stowarzyszenia "Metanol".

- Trudno mi odnosić się do tego, czy ktoś oszukiwał. Każde z tych urządzeń fabrycznie ma homologację. Nie słyszałem o żadnym przypadku, żeby komukolwiek postawiono jakiś zarzut odnośnie próby manipulacji przy tego typu urządzeniu. Wszystko to są generalnie domysły - uważa Rafał Lewicki, menedżer i mechanik Artioma Łaguty, a także dystrybutor żużlowych części w firmie Speed Products.

- Chciałbym, żebyśmy bazowali na faktach. Każdy, kto głębiej siedzi w przygotowaniu silników, zakres pracy silnika żużlowego waha się między 9 000 a 11500 obrotów. Czasami spada poniżej 9 tys. Nigdy nie zbliża się do tego górnego pułapu, poza tym momentem, gdy zawodnik przytrzymany dłużej pod taśmą, nakręci manetkę gazu - tłumaczy Rafał Lewicki.

Wyrywkowe kontrole były przeprowadzane

- Wyrywkowe kontrole były prowadzone. Były zakładane urządzenia, które mierzyły te obroty. Szczegółowe informacje odnośnie kontroli posiadają delegaci techniczni FIM-u. Podczas turnieju Grand Prix, między innymi we Wrocławiu, Artiom Łaguta miał wyrywkowo zakładane takie urządzenie. Tak jak wspomniałem, tutaj nie ma jednak pola do jakiegokolwiek oszustwa - uważa Rafał Lewicki.

- Jestem wręcz pewny, że nie wszystkie cewki były ograniczone na 13500 obrotów. Przypuszczam, że to nie jest ani wina zawodników ani mechaników, tylko to są cewki, które wychodziły z fabryki i do końca nie były zgodne z regulaminem, ale miały homologację. To są te same cewki, których wszyscy używają, ale wybrane mogą mieć zakres odcinania obrotów wyżej niż inne - uważa z kolei Dariusz Sajdak.

- To tylko pokazuje, że generalnie ten pomysł z limiterami był nietrafiony. Ktoś coś wymyślił, ale nie kontrolował tego. Jak widać producent nawet różne produkty wypuszczał na rynek. Wprowadzenie limiterów, moim zdaniem, to jedno wielkie nieporozumienie - podkreśla Cegielski.

Mechanik Grigorija Łaguty opowiada nam z kolei sytuację, jakiej był świadkiem podczas zeszłorocznego turnieju Grand Prix Challenge w Chorwacji. - Jestem pewien, że coś było nie tak. Byliśmy na Grand Prix Challenge w Gorican. Podczas treningów były tam zakładane elektroniczne czytniki. Takie testery do motocykli miało założone kilku wybranych zawodników, m.in. Grigorij Łaguta, dla którego pracuję. Na odprawie przed zawodami padło stwierdzenie, że wykryto cewki, które puszczają więcej obrotów. Jeżeli któryś z zawodników będzie tego używał, zostanie zdyskwalifikowany, bez wskazania kogo to dotyczy - tłumaczy sytuację Dariusz Sajdak.

- Byliśmy na stadionie, bez odpowiednich przyrządów i w jaki sposób mieliśmy stwierdzić, czy moja cewka jest dobra, czy nie? - pyta retorycznie Sajdak. - Sytuacja była taka, że przed samymi zawodami jeden z zawodników, mianowicie Krzysztof Kasprzak w towarzystwie komisarzy technicznych, wkręcał motocykle na bardzo wysokie obroty, sprawdzając czy te cewki odetną obroty. Czy one odcięły czy nie, nie wiem. Jedno jest pewne - Krzysztof Kasprzak nie został zdyskwalifikowany, co oznaczało, że wszystko było w porządku - dodaje nasz rozmówca.

Rzucanie podejrzeń bez dowodów?

- Jacek Frątczak twierdził, że zawodnicy posuwali się do oszustw w kwestii limiterów, bo z uwagi na pandemię nie przeprowadzano kontroli. Jeśli zna nazwiska, niech je poda, bo w tej chwili jest to tylko rzucanie negatywnego wizerunku na nasze środowisko "oszustów i kombinatorów" - denerwuje się Sajdak.

- W ostatnich latach dużo mówi się o oszustwach technologicznych, ale nie pamiętam żeby kogoś złapano i ukarano. Może ciężko niektórym zrozumieć i zaakceptować, że niektórzy zawodnicy są po prostu lepsi od innych? - zastanawia się Dariusz Sajdak.

- W tym roku było kilka kontroli technicznych. Jestem jak najbardziej za kontrolami.
W stu procentach to popieram. W przypadku cewki takie kontrole musiałyby się odbywać przed zawodami, abyśmy mieli pewność ze nie mamy wadliwej cewki na motocyklu. Są przecież stacjonarne testery co cewek, które pokazują, ile dana cewka kręci obrotów. Oczywiście musi to być certyfikowane urządzenie. Powinno to być zrobione w taki sposób, żebym nie musiał kręcić silnika do 13500 obrotów na stojaku.  Pan komisarz ma prawo wydać każde polecenie. Jeśli zawodnik ma dobry silnik, to jest on warty górę złota. Przez wkręceniu na takie obroty, ryzykujemy awarię lub utratę sprawności silnika przed zawodami - tłumaczy mechanik.

- W momencie wybuchu przy takich wysokich obrotach, dużo z takiego silnika nie zostaje. To są nie tylko koszty dla zawodnika, ale także problem dla drużyny, bo w Ekstralidze każdy punkt się liczy, a chcemy używać najlepszego sprzętu, jakim dysponujemy. Są żużlowcy, którzy potrafią na jednym silniku zdobyć mistrzostwo świata, a po drodze wywalczyć wiele punktów dla swojej drużyny i zarobić na nim sporo pieniędzy w lidze. Słyszymy, że zawodnicy kupują 6-7 silników, a jeżdżą tylko na dwóch. Nie dlatego, że mają taki kaprys, ale te dwa są po prostu najlepsze - dodaje Dariusz Sajdak.

- Cała akcja z limiterami to szukanie dziury w całym. Motocykl żużlowy na obroty powyżej 13500 wchodził jedynie po nawinięciu gazu po zapaleniu zielonego światła. To jedyny moment, kiedy te obroty mogłyby być wyższe. To nie ma absolutnie żadnego znaczenia odnośnie wydajności silnika. Zbyt dużo obrotów mogło powodować trochę szybsze zużywanie się podzespołów, aczkolwiek zawodnicy profilaktycznie i tak wysyłali silniki na serwisy, tak jak przed wprowadzeniem limiterów - uważa Lewicki.

Słowem, coś co miało teoretycznie obniżyć koszty eksploatacji silników dla żużlowców, zupełnie nie przyniosło takiego efektu. Przyczyniło się z kolei do podejrzeń i spekulacji o potencjalnych oszustwach.

Zobacz także: Papa Zmarlik - konstruktor maszyn
Zobacz także: Stawką meczu było kilkaset tysięcy złotych

Źródło artykułu: