Żużel. Przemysław Termiński o kryzysie w żużlu, powiększeniu PGE Ekstraligi i otwarciu stadionów [WYWIAD]

Newspix / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Przemysław Termiński i Greg Hancock.
Newspix / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Przemysław Termiński i Greg Hancock.

- Kryzys w żużlu jest, choć może na zewnątrz go nie widać, ale w klubach już tak - mówi Przemysław Termiński, właściciel toruńskiego klubu, który sceptycznie podchodzi do pomysłu powiększenia w niedalekiej przyszłości PGE Ekstraligi.

[b]

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Jak kryzys spowodowany pandemią COVID-19 może wpłynąć na sport żużlowy? Czy już ten kryzys widać, czy on może się pojawić w dłuższej perspektywie?
[/b]
Przemysław Termiński (właściciel drużyny eWinner Apator Toruń): Kryzys w żużlu już jest. Może jeszcze nie widać go aż tak bardzo na zewnątrz, ale w klubach da się go odczuć. Mamy przecież drastyczny spadek wpływów ze sprzedaży biletów i karnetów, czy mniejsze wsparcie ze strony samorządów. Kryzys uwidoczni się, gdy sezon ruszy bez kibiców. Nowych sponsorów specjalnie do żużla nie przybywa. Oczywiście słyszymy informacje o nowej umowie telewizyjnej na kolejne lata, co powinno trochę wyrównać te mniejsze wpływy z innych źródeł. Generalnie jednak kryzys w żużlu widać.

Jak zatem spożytkować potencjalnie większy kontrakt telewizyjny, tak by te czasy kryzysowe przetrwać i przejść przez nie suchą stopą?

Wszystko zależy od tego, o ile tych środków będzie więcej na konkretny klub.

ZOBACZ WIDEO Anders Thomsen gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!

Może więcej trzeba będzie przeznaczyć choćby na szkolenie, by był większy dopływ młodych zawodników do tej dyscypliny sportu?

Moim zdaniem to niewiele da. Na dzisiaj nie ma problemu ze środkami na szkolenie, a kłopot jest z kandydatami do tego szkolenia. Dobrych juniorów po prostu nie ma i tyle. Problemem żużla jest to, że coraz mniej młodych ludzi się do niego garnie. Chcą poczuć się jak żużlowiec, to sobie zagrają na Playstation. Taka jest brutalna prawda. Kiedyś jak w szkółce było dziesięciu adeptów, to jeden zostawał żużlowcem. Teraz czasami jednego adepta trudno doprowadzić do egzaminu.

Co pan myśli o pomyśle powiększenia PGE Ekstraligi? W sezonie 2022 to na pewno się nie wydarzy, ale w dłuższej perspektywie mówi się o dziesięciu zespołach w najlepszej żużlowej lidze świata.

Szczerze mówiąc, jestem sceptyczny co do powiększenia PGE Ekstraligi, właśnie z tych względów biznesowych. Poza tym powiększenie najwyższej klasy rozgrywkowej do dziesięciu drużyn, oznacza likwidację drugiej ligi. Nie miałby już kto tam jeździć. Wiem, że PGE Ekstraliga ma na to jakiś pomysł, ale to oni będą ogłaszać, w jaki sposób chcą pomóc klubom w niższych ligach. Nie chcę wychodzić przed szereg. Jeśli jednak dojdzie do powiększenia PGE Ekstraligi, płakać z tego powodu nie będę. Powiększą ją, to powiększą i tyle.

Jest pan sceptyczny tylko z uwagi na to, że będzie więcej chętnych do dzielenia wpływów z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych i sponsora tytularnego, czy kwestie sportowe też mają - pana zdaniem - znaczenie i brak tylu klasowych żużlowców do jazdy w PGE Ekstralidze?

Brak zawodników też ma znaczenie, a w zasadzie może nie tyle brak, co kontekst ich podziału pomiędzy drużynami. Te kluby, które mają wsparcie samorządów lokalnych idące w miliony złotych, są w stanie zbudować zdecydowanie mocniejsze zespoły, przez co powstanie liga dwóch czy nawet trzech prędkości. Wtedy nie będzie już tylu emocji. Najlepsi żużlowcy pójdą tam, gdzie dostaną więcej pieniędzy. To logiczne. Większa liga sprawi, że faktycznie do klubów wpłynie mniejszy strumień pieniędzy z praw telewizyjnych i sponsorskich, a jednocześnie koszty wzrosną. Przy dziesięciu zespołach oznacza to dla każdego minimum cztery mecze więcej, a przy bardziej rozbudowanym systemie play-off jeszcze więcej.

Słowem, powiększenie PGE Ekstraligi to żaden biznes?

Wystarczy policzyć, że jeden mecz to koszt około 300 tysięcy złotych. Jeśli do tego dodamy organizację i obsługę meczu, co razem daje kwotę w granicach 350 tysięcy złotych. Przemnożymy to razy dodatkową liczbę spotkań, przykładowo osiem, daje nam to około 3 milionów złotych na każdy klub. W przypadku dziesięciu zespołów dodatkowo potrzeba w systemie jakieś 30 milionów złotych. Wpływy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych w skali jednego sezonu tego nie zrekompensują.

Czyli tylko przy utrzymaniu ośmiozespołowej PGE Ekstraligi kluby realnie odczują większy kontrakt telewizyjny?

Z tego, co wiem, a nie chcę wchodzić w tym momencie w szczegóły, telewizja jest skłonna zapłacić więcej za prawa do pokazywania PGE Ekstraligi, ale też ma dużo więcej wymogów, co spowoduje wzrost kosztów działalności klubów. Jedno zazębi się więc z drugim.

Cały czas nie ma zielonego światła od rządu odnośnie choćby częściowego otwarcia stadionów dla publiczności. Pana zdaniem lepiej poczekać za kibicami i opóźnić nieznacznie start sezonu, czy ruszać z rozgrywkami zgodnie z planem na początku kwietnia, bez względu na obecność kibiców na trybunach?

Jeśli miałaby to być kwestia opóźnienia sezonu o miesiąc, osobiście czekałbym na otwarcie stadionów dla kibiców. Gdyby trzeba było dłużej opóźniać, to uważam, że sezon powinien ruszyć zgodnie z terminarzem. Generalnie kibice powinni móc wejść na stadion. Aktualnie mamy w kraju absurdalną sytuację, że do kina czy teatru, a więc pomieszczeń zamkniętych, może zostać wpuszczona połowa publiczności, a na otwarte stadiony nie ma wstępu nawet 25 procent widzów. Z logiką to niestety nie ma wiele wspólnego. Może ktoś w rządzie pójdzie po rozum do głowy i zluzują obostrzenia, by od kwietnia te stadiony otworzyć dla kibiców.

Kibice w Toruniu jednak specjalnie nie rzucili się na kupno karnetów. Martwi to pana?

Jest to rzeczywiście problem. Potwierdzam, że jest małe zainteresowanie sprzedażą karnetów. Generalnie z kibicami jest tak, że tych zapalonych fanatyków, którzy przychodzą na stadion bez względu na wynik, jest może tysiąc, góra półtora tysiąca. Reszta to są kibice sukcesu. Jest wynik, przychodzą. Świeci słońce i jest ładna pogoda, przyjdą. Wiele czynników decyduje o frekwencji na trybunach.

Konstruując budżet na sezon 2021, zakładaliście w klubie wpływy ze sprzedaży karnetów i biletów, czy tej pozycji nie braliście pod uwagę z uwagi na pandemię?

Oczywiście, że konstruowaliśmy budżet z kibicami na trybunach, bo gdy to robiliśmy, to jeszcze wszystko było pootwierane. Dopiero później nastąpiła druga fala pandemii i rząd wprowadził ostrzejsze restrykcje. Zakładaliśmy, że sezon 2021 odjedziemy z udziałem publiczności.

Gdyby się okazało, że rząd nie otworzy stadionów, to co w takim razie? Szukanie innych źródeł czy renegocjacja kontraktów?

Nowych źródeł finansowania się nie znajdzie, bo w obecnych czasach wszyscy mają problemy. W kwestii renegocjacji umów, wyraźnie było zapisane w regulaminie PGE Ekstraligi, że przy braku kibiców na stadionach, kontrakty są z automatu obniżane o tysiąc złotych za punkt. Z drugiej strony, ni jak to się ma do faktycznej wysokości kontraktów.

Wspomniał pan wcześniej o mniejszym finansowaniu klubów przez samorządy. Też to odczuliście na własnym przykładzie w tym roku?

Odczuliśmy, choć do końca nie wiemy jeszcze, jaka będzie ostateczna wysokość wsparcia w skali całego roku. Dotację mamy przyznaną na pół roku. Jest ona mniejsza niż w zeszłym roku. Nie wiemy, jaka będzie to kwota na drugie półrocze. W poprzednim roku dotację mieliśmy na poziomie 600 tysięcy złotych, a teraz dostaliśmy 260 tysięcy na półrocze.

Dodatkowym wsparciem jest organizacja turnieju Grand Prix w Toruniu, na którym zarabiacie…

Owszem, jest to wsparcie, tyle tylko, że patrząc na sprzedaż biletów na Grand Prix widzę, że ludzie czekają na decyzje odnośnie możliwości wejścia na stadion. W zeszłym roku mieliśmy dwa turnieje i mogliśmy wpuścić po 50 procent pojemności obiektu. Myślę, że w tym sezonie gorzej nie będzie, dlatego sprzedaż biletów na Grand Prix już jest prowadzona. Połowa Motoareny to około 8 tysięcy, a do tej pory rozeszło się około 2 tysiące wejściówek na SGP.

Jaki wynik zespołu w sezonie 2021 zadowoli pana jako właściciela klubu?

Musimy ustabilizować się sportowo. Środek tabeli to jest cel realny do osiągnięcia. Mamy jeden z młodszych zespołów w lidze. Musieliśmy zrezygnować z Jasona Doyle'a, nad czym ubolewam, bo bardzo lubię tego zawodnika. Drużyna nie jest jednak z gumy i wszyscy się w niej nie zmieścili.

Zobacz także: Najlepsi wychowankowie Apatora Toruń
Zobacz także: Z Łagutą będzie jak z Hampelem i Kołodziejem?

Źródło artykułu: