Dwójka wspaniałych Duńczyków dzieliła między sobą indywidualne tytuły w latach 1984-1989. Obaj zawodnicy zdobyli wtedy po trzy złote medale. W 1986 roku do Chorzowa Erik Gundersen przyjeżdżał jako główny faworyt do pierwszego miejsca. Bronił wówczas tytułu wywalczonego rok wcześniej w Bradford.
Jednocześnie w kuluarach mówiło się, że Gundersen jest tym zawodnikiem, którego trener Ole Olsen ceni najbardziej. Wydawało się, że Hans Nielsen zawsze będzie zajmować u niego pozycję tego drugiego. Warto jednocześnie podkreślić, że jakiś czas przed finałem w Chorzowie miał miejsce nietypowy trening.
- Latem do Katowic na trening przyjeżdża Olsen z Gundersenem i Janem Osvaldem Pedersenem, pamiętam sierpień, szybki przyjazd 3 dni i odjazd. Hansa nie ma, nie ma też solidnego, inteligentnego Tommy Knudsena. Ciekawe, prawda? - wspomina Adam Jaźwiecki, felietonista sportowy, znawca żużla na swojej stronie internetowej.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Co robić podczas zawieszenia? Patryk Dudek: Rok mija szybko. Ja nadrobiłem szkołę i zdałem maturę
Nadszedł dzień zawodów. W pierwszej serii startów Gundersen planowo wygrał, a Nielsen był drugi. Później jednak to "Profesor z Oxfordu" wziął sprawy w swoje ręce, bo wygrał pozostałe wyścigi i z dorobkiem 14 punktów został mistrzem świata. Największy z faworytów natomiast nie miał swojego dnia.
- ERIK dopiero dziesiąty! Sensacja. Pogrom, tylko 7 punktów. Spotykam go po zawodach w hotelu "Katowice" razem z żoną Hellą, zdezorientowany kompletnie, wprost zszokowany, pytam co się stało, że przegrał, a złoty medal wywalczył Hans Nielsen... Erik mówi cudacznie: "a kto to jest Nielsen?". Finał zadbany przez Hansa, przypilnowany przez Olsena, faworyt z porażką. Jakaś zadra wierci dziurę, o co chodzi? Nie ma odpowiedzi - kontynuuje wspomnienia Adam Jaźwiecki.
Po zachowaniu Gundersena było widać, że między nim a Nielsenem nie było łatwych relacji. Z jednej strony byli reprezentacyjnymi kolegami, a z drugiej największymi asami światowych torów. Każdy zamierzał wygrywać, każdy chciał także wkupić się w łaski trenera. Przed finałem w Chorzowie jednak nikomu, by nie przyszło do głowy, że Gundersen może zająć dopiero 10. miejsce. Co ciekawe, jego kolega z kadry i małego zgrupowania w Katowicach, Jan Osvald Pedersen, zajął w Chorzowie 2. pozycję. Podium uzupełnił Brytyjczyk Kelvin Tatum, dla którego był to jedyny medal IMŚ w karierze.
W ostatnim finale IMŚ w Chorzowie startował tylko jeden Polak. Wynikało to z ogromnej dysproporcji sprzętowej między naszymi zawodnikami a tymi z Zachodu. Jednak jedno miejsce w finałowej rozgrywce Polska miała zapewnione. Szansę startu otrzymał Ryszard Dołomisiewicz, który spisał się przyzwoicie. Bydgoszczanin zdobył 6 punktów i zajął 11. miejsce.
- Na występ w Indywidualnych Mistrzostwach Świata w 1986 roku Ryszard otrzymał motocykl złożony z elementów kilku innych maszyn. Wszystko po to, aby wynik był jak najlepszy. Tak to kiedyś wyglądało. Celem Ryszarda było to, aby nie zająć ostatniego miejsca. To się udało, bo reprezentant Polski pojechał solidne zawody - mówił w niedawnej rozmowie z naszym portalem Henryk Grzonka, dziennikarz żużlowy.
Patrząc na świetną atmosferę na Stadionie Śląskim, to na pewno szkoda, że więcej finałów IMŚ w Chorzowie już się nie odbyło. Polskim kibicom zapadł w pamięci najbardziej oczywiście ten z 1973 roku, kiedy złoto zdobył Jerzy Szczakiel, a brąz Zenon Plech. Natomiast zawody z 1986 zostały zapamiętane głównie z powodu zaskakująco gorszego wyniku Gundersena oraz tajemniczego konfliktu.
Czytaj także:
Ove Fundin mówi o karierze, problemach żużla, mamie w samochodzie oraz Polsce i Zmarzliku [WYWIAD]
Reprezentant Polski zginął w skandalicznych okolicznościach. Ta sprawa wciąż budzi niedowierzanie i złość