Trzej bracia Cieślewiczowie na przełomie XX i XXI wieku byli wschodzącymi gwiazdami polskiego żużla. W ocenie wielu, największe "papiery" na profesjonalne uprawianie żużla miał najmłodszy Marek. Jego kariera skończyła się jednak szybciej niż zaczęła.
Żużlowe rodzeństwo pochodzi z wielkopolskiego Trzemeszna. Wszyscy trzej bracia zdobyli licencje w Starcie Gniezno, a następnie reprezentowali różne kluby.
W 2001 roku wszyscy spotkali się w Wybrzeżu Gdańsk. Przypomnijmy kontekst. Gdańszczanie mieli wówczas problemy finansowe. W 2000 roku spadali Ekstraligi po tym, jak po pierwszej rundzie... prowadzili w tabeli, rok wcześniej zdobywając brązowe medale.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bracia Holderowie komentują zmiany regulaminowe w PGE Ekstralidze
Najbardziej doświadczony - Tomasz Cieślewicz, który nad morzem jeździł też trzy lata wcześniej, był jednym z liderów pierwszoligowego klubu. Dawid kończył wiek juniora i ze średnią 1,641 był jednym z najlepszych juniorów w lidze, a najmłodszy Marek miał za sobą zaledwie dwa mecze w macierzystym klubie.
Jak się jednak okazało, swoim charakterem na torze 17-letni wówczas Marek nie ustępował braciom. Już w tak młodym wieku zdobył 60 punktów i 15 bonusów, a jego talent bardziej rozbłysnął w Ekstralidze. Po awansie, Cieślewicz pomimo braku dostępu do takiego sprzętu jak rywale, uzyskał średnią biegową 1,367, wygrywając indywidualnie aż 19 biegów.
Gdański zespół, który miał wówczas problemy kadrowe, cudem utrzymał się w lidze po barażu ze... Startem Gniezno. Wybrzeże wygrało dwumecz, a Marek Cieślewicz zdobył w nim 9 punktów i 3 bonusy w 8 biegach, mimo że trzy razy nie ukończył wyścigu i kończył spotkanie w takim stanie, w jakim niewielu byłoby w stanie kontynuować jazdę.
W tym samym sezonie, w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów w Daugavpils, Marek Cieślewicz zdobył 11 punktów i zajął 4. miejsce - przed nim znaleźli się jedynie Matej Zagar, Kenneth Bjerre i Fredrik Lindgren, a najmłodszy z braci za swoimi plecami pozostawił m.in. Krzysztofa Kasprzaka, Roberta Miśkowiaka, Antonio Lindbaecka, Piotra Świderskiego i Martina Smolinskiego. Już to pokazuje skalę jego talentu.
Żużlowiec nieco obniżał loty w kolejnych latach. Jako junior był pożyteczny, ale w kolejnych dwóch latach w Ekstralidze nie osiągnął już tak wysokiej średniej jak jako 18-latek. Jeszcze w Wybrzeżu, po tym, gdy klub nie płacił mu pieniędzy, zrezygnował z przyjeżdżania na treningi. Przeszedł do Polonii Bydgoszcz i tam też furory na torze nie zrobił. Został natomiast skazany - jak informowały wówczas media - na 14 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata za posiadanie narkotyków oraz użyczanie środków odurzających. Przed kolejnym sezonem, w którym miał bronić barwy bydgoskiego klubu, przez dwa tygodnie nie pojawiał się na treningach.
Trafił do Grudziądza, jednak jego kariera tym razem zamiast na torze, jak informowała "Gazeta Wyborcza", skończyła się w Zakładzie Karnym w Gębarzewie, po tym jak sąd odwiesił mu jeden z trzech wyroków, które miał na swoim koncie. Na sam koniec kariery wrócił do Gniezna, jednak nie wrócił już do regularnego ścigania.
Karierę zakończył w wieku 23 lat. W tym czasie jego koledzy z finału IMEJ z Daugavpils zaczęli doliczać kolejne zera do umów w sporcie żużlowym. Postawili jednak w stu procentach na sport, czego u Marka ewidentnie zabrakło - ze szkodą dla niego i dla całego polskiego żużla.
Zobacz także:
- O mistrzostwo świata walczył ze złamaną nogą. O tytuły rywalizował z Polakami
- Nie zdążył pokazać pełni talentu. Jego koszmar rozegrał się podczas sparingu