Żużel. Dziwny przypadek Martina Vaculika. Niewiele zabrakło, żeby lider Stali nie pojechał do Leszna!

Archiwum prywatne / Martin Vaculik / Na zdjęciu: Martin Vaculik
Archiwum prywatne / Martin Vaculik / Na zdjęciu: Martin Vaculik

W piątek działacze Moje Bermudy Stali stanęli na baczność, kiedy usłyszeli, że Martin Vaculik ma niejednoznaczny wynik testu na COVID-19. Słowak mógł opuścić inaugurację, choć nie miał żadnych objawów. Poza tym niedawno został zaszczepiony.

Na wstępie wyjaśnijmy, że czarny scenariusz się nie ziścił, bo Martin Vaculik pojechał ostatecznie w spotkaniu PGE Ekstraligi z Fogo Unią Leszno. Był w nim zresztą jednym z bohaterów Moje Bermudy Stali. Zdobył 10 punktów, a jego drużyna sprawiła sensację i pokonała mistrzów Polski 48:42.

Gdyby Słowaka zabrakło, to gorzowianie najpewniej musieliby skorzystać z gościa i pewnie by przegrali. Wtedy zamiast panującej od kilku dni w mieście euforii, mielibyśmy pytania o przyczyny kiepskiej inauguracji rozgrywek.

Vaculik w Lesznie pojechał, bo w sobotę działacze gorzowskiego klubu stanęli na głowie, żeby powtórzyć jego test. - Doprowadzenie do jego występu było dla nas wielkim wysiłkiem. Mieliśmy niewiele czasu, a poza tym były święta. To mocno utrudniało rozwiązanie problemu - mówi nam prezes Marek Grzyb, który od początku był przekonany, że Słowak nie jest zakażony.

ZOBACZ WIDEO Lambert opowiada o różnicach w poziomie lig. Mówi też o Motorze Lublin

Po pierwsze, zawodnik nie miał żadnych objawów. Po drugie, kilka dni wcześniej musiał przejść test na COVID-19, bo jego drużyna jechała mecze sparingowe przed startem PGE Ekstraligi. Poza tym Słowak przyjął 26 marca pierwszą dawkę szczepionki Pfizera. W Gorzowie od razu mieli podejrzenia, że mogło to mieć wpływ na niemiarodajny wynik piątkowego testu. Taką opinię działaczom Stali przekazali zresztą specjaliści, z którymi kontaktował się klub.

- Nie ma możliwości, żeby szczepionka spowodowała niewłaściwy wynik testu - mówi nam profesor Włodzimierz Gut, specjalista w zakresie wirusologii. - Mówimy o szczepionce mRNA. Gdyby miała ona charakter pełnego wirusa, to wtedy nie powinno się robić takich testów. W tym przypadku takiej sytuacji nie ma jednak sensu rozważać. Przy tej szczepionce odpowiedź pojawi się za dwa tygodnie i to jako przeciwciała. Nie dla całego wirusa, lecz tylko dla jednego białka. Test PCR jest wykonywany na kilka obszarów. Szczepienie nie ma zatem znaczenia - dodaje Gut.

Vaculik mógł oczywiście złapać zakażenie po przyjęciu pierwszej dawki szczepionki, bo nie zdobył jeszcze odporności. To wydaje się jednak wątpliwe, bo trzy z czterech testów PCR, które wykonał, dały wynik ujemny. Znacznie bardziej prawdopodobna jest zatem inna teoria.

- Nikt nie wymyślił jeszcze metody, która jest idealna. Jakiś odsetek pomyłek występuje zawsze. Może dojść do błędu pracownika lub błędu pobrania materiału i wtedy otrzymujemy wynik ujemny u dodatniego pacjenta. Trzeba jednak też pamiętać, że test PCR jest nadczuły, bo wykrywa jedną cząsteczkę, nie pytając, skąd ona jest. Czasami drobna pomyłka może sprawić, że uzyskamy wynik dodatni u osoby, która nigdy nie miała wirusa - przyznaje Gut.

Dodajmy, że Vaculik ostatni test PCR przeszedł w poniedziałek, a więc już po meczu. Uzyskał ponownie wynik ujemny. Słowak wykonał również wiele testów antygenowych od momentu, kiedy pojawił się problem ze startem w meczu z Fogo Unią. Żaden z nich nie był dodatni.

Ostatecznie finał okazał się szczęśliwy dla żużlowca i jego drużyny, ale nie ma żadnych gwarancji, że taka historia w PGE Ekstralidze się nie powtórzy. Władze rozgrywek znają temat i już teraz myślą o wprowadzeniu zmian do regulaminu sanitarnego. Konkretnych pomysłów na razie nie znamy, ale słyszymy, że zostaną one przedstawione w najbliższym czasie. W końcu gra toczy się o wielką stawkę.

Zobacz także:
Ekspert broni Pawlickiego
Iversen nie czuje się winny

Źródło artykułu: