Cytryna potrafi zdumiewać swą mocą. Neil Street, geniusz urodzony w Melbourne w czasach, gdy szanowało się każdą kromkę chleba, potrafi zjeść całą cytrynę ze skórką. Gdy Neil nie żegluje po falach oceanu z Ferdynandem Magellanem, nie zaczytuje się biografią Nelsona Mandeli i nie naprawia silników, wówczas dba o drzewka w swoim ogrodzie. "Streety" potrafi zagłaskać listki cytrynowca niczym matka ukochane niemowlę. Wychował się w świecie, który nakazywał pielęgnować wszelkie płody ziemi i umysłu. Smak cytryny pochodzącej z ogrodu dziadka Streeta zachwyca swą różnorodnością. Słodkość miesza się z kwaśnym odcieniem, a kolor przypomina ziarna piasku z ulicy, na której Neil stawiał pierwsze kroki jako żwawy brzdąc. Te ziarna są dziś nasączone tysiącami mil, które przebył podczas niezliczonych podróży, stąd każdy plasterek owocu jest ponętny jak księga zawierająca opowieści Neila.
36 lat temu w lutowy poranek, w australijskim Bairnsdale wyhodowano inną cytrynę. Zwie się Mark Lemon. Sięga się po niego w sytuacjach nadzwyczajnych. Lemon jest ulubieńcem promotorów borykających się z kłopotami kadrowymi. W środę 12 sierpnia, Alun Rossiter powołał Lemona pod broń na wyjazdowy mecz w Poole. "Rosco" nie mógł skorzystać z usług Paula Hurry i pod numerem 8 pojawiła się przerażająca dziura. Marek "Cytryna" wypełnił ją w cudowny sposób. Zdobył 10 punktów + bonus, walczył do kreski z zawodnikami Poole i głównie dzięki jego determinacji, ekipa Swindon wygrała mecz 47:43. Lemon naładował "Rudziki" solidną porcją witamin. To zawodnik, który kojąco wpływa na kolegów z toru.
Jason Crump, stary kumpel Lemona, pofatygował się 8 lipca na mecz z udziałem Marka. "Crumpie" może nie ścigać się na Wyspach Brytyjskich, ale nie potrafi żyć bez atmosfery parkingu. Przerwę w startach przed Drużynowym Pucharem Świata wykorzystał na odwiedziny Marka. Nie wpadł jednak pod strzechę Lemona, tylko przyjechał na stadion King’s Lynn przy Saddlebow Road. Jakby nie patrzeć, Jazon ścigał się dla "gwiazd" z King’s Lynn w latach 2000-2001, więc uległ magii sentymentów i zaproponował Lemonowi, że wcieli się w rolę mechanika. Cóż za urzekający płodozmian... "Crumpie" lubi eksplorować nowe lądy. Pewnikiem dziadek przekazał mu w genach zamiłowanie do zakładania nowych szat, stąd w tym samym parkingu, w którym Jason przywdziewał plastron King’s Lynn, teraz paradował w podkoszulce i z kluczem w dłoni. Lemon wypełnił Crumpowi brakujący fragment horyzontu, sprawił ogromną frajdę, ale był taki moment podczas meczu, kiedy Marek "Cytryna" musiał na chwilę opuścić park maszyn. - Spędziliśmy z Jasonem wspaniały wieczór. Powspominaliśmy stare czasy, pożartowaliśmy jak marynarze, a wiadomo, że "Crumpie" uwielbia oderwać się na moment od rzeczywistości i sięgnąć pamięcią wstecz. Musiałem jednak wyjść z parku maszyn, gdy Jason przystąpił do zmiany opony. "Crumpie" nie robił tego od… nie przymierzając 15 lat. Dzieje się tak z prostej przyczyny - Jason ma od tego ludzi i zawsze ktoś go wyręczał. Nie mogłem patrzeć jak on to robi, więc musiałem delikatnie oddalić się od naszego boksu! - śmieje się Lemon. Crumpie sporo wie na temat mechaniki, ale wyszedł z wprawy, skoro od lat ma zręcznych mechaników pokroju Dariusza Sajdaka czy Rafała Piątka - syna galicyjskiej ziemi. Lemon nie błysnął podczas wieczoru wspomnień – zdobył dla Newcastle Diamonds 7 punktów w pięciu wyścigach, a jego zespół doznał dotkliwej porażki ulegając King’s Lynn 28:64. Marek "Cytryna" nie należy jednak do ludzi, którzy rozdzierają szaty po nieudanych występach. Jego twarz promieniała uśmiechem, gdy wraz z Jasonem przyglądali się jak rosną dwa australijskie brzdące: Kozza Smith i Darcy Ward. Kozza wykręcił 14 punktów, a Darcy 9 + bonus w 4 startach. Skąpany w ciemnościach stadion Norfolk Arena był świadkiem wzruszającej sceny. Dwaj zaprawieni w bojach Australijczycy przyglądali się jak młode kangury uczą się sztuki polowania na punkty, aby przetrwać z dala od swych domów na antypodach. Lemon i Crump wyglądali jak aborygeńscy rodzice, którzy z radością i troską spoglądają na igraszki maluchów wypuszczonych do wąwozu pełnego walabii...
Lemon wprawił szefów Swindon w doskonały humor, bo jego szalona jazda sprawiła, że "Piraci" z Poole przełknęli gorycz porażki pomimo, że Holder ścigał się jak natchniony i wykręcił komplet czysty jak łza. Wygrana "Rudzików" na wyjeździe pozwoliła złapać im głębszy oddech i umocnić się na pozycji lidera. Zajęcie pierwszego miejsca po zasadniczej części sezonu jest o tyle istotne, że pozwala na dowolność wyboru przeciwnika w półfinałach play-off. Jeśli Swindon obroni fotel lidera, wówczas Rossiter będzie mógł wybierać między trzecim a czwartym zespołem Elite League. Dodatkowo Swindon otrzyma zapas 8 punktów nad półfinałowym rywalem, co może okazać się decydującym czynnikiem w obliczu dwumeczu z niżej notowanym przeciwnikiem. Kto wie czy wybór Rosco nie padnie na Peterborough. Leigh Adams lubi tor "Panter", a Matej Zagar też należy do fan klubu East of England Showground. 13 lipca Słoweniec znakomicie ścigał się w Peterborough podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata. Matej zdobył wówczas 10 punktów. Mark Lemon również potrafi błysnąć na obiekcie "panter" o czym dobitnie przekonał niedowiarków podczas finału Elite League w 2006 roku, gdy wzmocnił siłę ekipy Reading Bulldogs. Marek "Cytryna" dzielnie wspierał wówczas Grega Hancocka i Janusza Kołodzieja.
Rossiter nie boi się o formę Leigh Adamsa, pomimo faktu, że wierny sługa Swindon obniżył loty w Grand Prix. W lidze Adams wciąż pozostaje solidnym filarem "rudzików". 23 lipca Leigh świętował swój pięćsetny występ w barwach Swindon. Jubileusz przypadł na mecz z Belle Vue. Leigh wykręcił 13+2 bonusy, ale co istotniejsze "wstąpił w poczet bogów". Na liście rekordzistów, którzy założyli plastron Swindon, Adams okupuje zaszczytne, czwarte miejsce. Przewodzi Martin Ashby, który ma na koncie 641 występów w barwach Swindon. Drugi jest Mike Broadbank (560), a trzeci zmarły podczas ostatniej zimy Bob Kilby (556). Alun Rossiter był jednym z tych, którzy towarzyszyli Bobowi Kilby’emu w ostatniej drodze, niosąc trumnę z ciałem legendarnego żużlowca. "Rosco" przestrzega przed grzebaniem szans Adamsa na świetny występ w play-offach. - Nikt nie potrafi motywować chłopców tak jak Leigh. Wytłumaczył Juricy jak ważna dla jego rozwoju jest jazda na Wyspach. Patrząc na jego ostatnie występy odbiegające od oczekiwań, Leigh zasugerował Chorwatowi, aby ściągnął do Anglii część sprzętu z Polski. Nie mogłem uwierzyć w jazdę Juricy na torze Lakeside, gdy przywiózł trzy zera i zaliczył jeden upadek. Pamiętam, że Pavlic potrafił zdobyć na obiekcie "młotów" 21 punktów, więc lekko zdębiałem widząc niemoc Juricy... - przyznał "Rosco".
7 sierpnia Swindon przegrało wyjazdowy mecz z Lakeside 45:48, a ponieważ Alun Rossiter lubi znajdować winnych porażki, tym razem trafiło na… Piotra Świderskiego. - Szkocki sędzia Jim McGregor nie miał tak pięknej perspektywy jak ludzie stojący w parkingu. Piotr Świderski trzy razy wjechał w moich zawodników na przeciwległej prostej, bo jest sprytny i wie, że oko sędziego nie sięga tak daleko. Świderski czynił to świadomie. Dwa razy zahaczył o Adamsa, ale Leigh zdołał utrzymać się na motocyklu. Za trzecim razem, Świderski osiągnął cel - zerwał łańcuch w motorze Mateja Zagara. Sędzia ukarał jeszcze Mateja grzywną w wysokości 300 funtów za używanie wulgarnych słów, które musiały paść z ust Słoweńca, bo arbiter odstawił niezłą szopkę. Nie dziwię się reakcji Mateja, który z murawy wygrażał Świderskiemu, bo aż do ostatniego wyścigu Zagar był bezbłędny i gdyby nie faul Polaka, wygralibyśmy mecz z Lakeside - grzmiał "Rosco". Piotr Świderski inaczej widzi zajście ze Słoweńcem. - Leigh i Matej nie zostawili mi miejsca przy bandzie w 13 wyścigu, więc odwdzięczyłem się Zagarowi za wcześniejsze grzeszki. Nie podarowałem mu wolnej przestrzeni w decydującym starciu. Taki jest speedway - przyznał Piotr.
7 sierpnia zapisał się jako czarny dzień w pamiętniku Rossitera, ale dla "Panter" ta data jest powodem do celebry. 7 sierpnia 2008 roku Rick Frost uratował Peterborough przed bankructwem. Jego poprzednik, Colin Horton, był na tyle niepoważnym promotorem, że utopił klub w kosmicznych długach. Hans Andersen podniósł larum i przeniósł swoje zabawki do Coventry, gdyż nie mógł dłużej słuchać obietnic Hortona o tym, że "pieniądze już za chwilę znajdą się na koncie Duńczyka". Frost nie ukrywa, że rok temu kupił klub pod wpływem impulsu i wbrew woli małżonki. Nie żałuje tego kroku. - Przejmując klub, podjąłem decyzję o błyskawicznym uregulowaniu długów wobec wszystkich zawodników. Następnie spłaciłem wszelkie należności wobec BSPA i innych zespołów, bo kwoty za wypożyczenia żużlowców wcale nie były niskie. Zakupiliśmy sprzęt do przygotowania toru, nawieźliśmy 200 ton szlaki - wyznaje nowy właściciel, choć "Szlaka", leszczyński strażak i mechanik "Skóry", nie wsparł "Panter" w tym przedsięwzięciu. Frost nie może nadziwić się lawinie listów gratulacyjnych od kibiców i firm sponsorujących żużel w Peterborough. - Półfinał Drużynowego Pucharu Świata był ogromnym sukcesem. Wiele osób powiedziało mi, że były to najlepiej pokazane w telewizji zawody żużlowe w tym sezonie. Najbardziej cieszy mnie fakt, że odzyskaliśmy wiarygodność. Płacimy zawodnikom na bieżąco, stopniowo poprawiamy infrastrukturę stadionu. Chcemy awansować do czołowej czwórki i walczyć o najwyższe trofea, bo wciąż czkawką odbija nam się udział w ubiegłorocznych play-offach o utrzymanie się w lidze. Mamy ambitne plany dotyczące upiększenia stadionu w przyszłym roku, gdy klub będzie obchodził 40-lecie istnienia. Będziemy ciężko pracować, aby podwoić liczbę fanów na trybunach, bo tylko wtedy będziemy mogli pokryć koszty organizacji spotkania - twierdzi patrzący daleko za horyzont Rick Frost.
Peterborough straciło Clausa Vissinga, który odniósł kontuzję w finale duńskim, ale "Panterom" udało się załatać dziurę w składzie kontraktując Darcy Warda na czwartkowy mecz z Belle Vue Aces. Ward, kolejny talent z Antypodów, spisał się znakomicie inkasując 13 punktów+3 bonusy w 6 startach. Chłopcy z Peterborough czerpią inspirację ze świetnych występów Kennetha Bjerre, który błyszczy w Grand Prix. Bjerre stanął na podium w Daugavpils i awansował do Wielkiego Finału w Malilli. Kenneth ostrzy sobie zęby na poniedziałkowy pojedynek ze Swindon. On wie doskonale, że zwycięstwo przedłuży nadzieje Peterborough na play – off i premię finansową od Ricka Frosta. W przypadku porażki z "rudzikami", sezon może smakować jak plasterek cytryny zerwanej z cudzego drzewka...
Tomasz Lorek