W nim ważyły się losy tego starcia, bo Zdunek Wybrzeże Gdańsk po 14 biegach prowadziło 43:41. Miejscowi liczyli, że zwyciężą podwójnie i przechylą szalę wygranej w meczu na swoją korzyść. Nie udało im się tego zrobić, a decydujący okazał się pierwszy łuk, na którym zawodnik Wybrzeża, Jakub Jamróg, wyniósł się szeroko i uderzył w Marcina Nowaka.
Żużlowiec Orła Łódź nie przewrócił się, ale został wytrącony z równowagi na tyle, że nie miał już szans na jakąkolwiek rywalizację w dalszej fazie tego wyścigu. Zaraz po biegu gospodarze mieli ogromne pretensje do arbitra Tomasza Fiałkowskiego za to, że nie przerwał wyścigu po tym incydencie.
Rację łodzianom przyznał szef sędziów, Leszek Demski. - Ewidentnie zawodnik w kasku białym wynosi się szerzej, uderzając w zawodnika w kasku czerwonym. Wyjeżdża spod krawężnika ponad połowę szerokości toru i uderza w niego - analizował powtórki w magazynie eWinner 1. Ligi na antenie nSport+. - Tutaj bez wątpienia zawodnik w kasku czerwonym zdecydowanie miał utrudnioną jazdę, spadł na ostatnią pozycję. W mojej ocenie ten bieg powinien być przerwany i zawodnik w kasku białym nadawał się do wykluczenia - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki mówi o chaosie i braku pewności siebie
Sytuacja z 15. biegu nie była jedyną kontrowersyjną w tym starciu. Emocje, choć mniejsze, wzbudziło też wykluczenie Luke'a Beckera z 10. odsłony. Amerykanin na drugim wirażu wywoził na zewnętrzną Wiktora Kułakowa. Rosjanin mocno się wyłamał, nie opanował motocykla, który następnie z impetem uderzył pędzącego za tą dwójką Aleksandra Łoktajewa. Całe zdarzenie wyglądało koszmarnie.
Sędzia Tomasz Fiałkowski uznał, że winnym zajścia był Becker. Tymczasem Leszek Demski ma inny pogląd. - Na wyjściu z drugiego łuku zawodnik w kasku czerwonym poszerzył tor jazdy. Upadł zawodnik w kasku żółtym. Pytanie czy to poszerzenie było na tyle duże, że zawodnik w kasku żółtym nie mógł kontynuować jazdy, musiał upaść, mało tego, wypuścił motocykl, który uderzył zawodnika w kasku niebieskim - zastanawiał się szef arbitrów. - W mojej ocenie było na tyle dużo miejsca, że zawodnik w kasku żółtym mógł tę jazdę kontynuować. Nie musiał z tego motocykla zsiadać, ani go wypuszczać - dodał.
Wyjaśnił też kwestię tego, że po tym fatalnym wypadku Łoktajew pierwotnie był niezdolny do jazdy, a kilka biegów później kontynuował udział w meczu. - Tego typu sytuacje miały i bardzo często mają miejsce. Zawodnik decyzją lekarza może być niezdolny do udziału w biegu powtórzonym lub do końca zawodów. W tej sytuacji był niezdolny do udziału w powtórce - rozwiał wątpliwości Demski.
Omówił on też wyścig inaugurujący sobotnie zmagania w Łodzi, który również był powtarzany. Raz z powodu upadku Krystiana Pieszczka, potem arbiter dopatrzył się nieprawidłowości na starcie ze strony zawodnika Wybrzeża. W tym miejscu Leszek Demski wskazał okoliczności łagodzące dla sędziego.
- Powtórki pokazały, że start był prawidłowy. Jest to jedna z takich sytuacji, w których aż prosi się o elektronikę. Niestety ludzkie oko w tym zakresie jest mało precyzyjne. Całe szczęście, że sędzia nie przyznał ostrzeżenia, bo wtedy błąd byłby podwójny. Z elektroniką nie mielibyśmy jednak niepotrzebnego przerwania biegu po tym starcie - podkreślił.
Czytaj również:
-> Ogromne kontrowersje po meczu w Łodzi! Ekspert pyta: co by było, gdyby Nowak upadł?!
-> Widowisko w Łodzi! Okręt z Gdańska nie dał się zatopić i wraca do portu z pełną pulą [RELACJA]