Żużel. Trener Unii mówi o szansach na powrót kontuzjowanych zawodników i dlaczego z ROW-em zabrakło Nilssona [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Paweł Baran
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Paweł Baran

- Matematyka cały czas nam daje szanse i można powiedzieć, że nadzieja się jeszcze żarzy. Aby jednak zdała ona swój egzamin, my musimy mieć kim wygrywać mecze - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty, trener Unii Tarnów Paweł Baran.

Stanisław Wrona, WP SportoweFakty: Unia przegrała po raz dziesiąty w sezonie. Choć trudno było spodziewać się innego scenariusza, biorąc pod uwagę jej sytuację kadrową, to dosyć długo stawiała jednak opór zawodnikom ROW-u. Jak ocenia pan to spotkanie?

Paweł Baran (trener Unii Tarnów): Przed zawodami wiedzieliśmy, w jakim jesteśmy położeniu, jeśli chodzi o nasz zespół. Przygotowaliśmy się w miarę możliwości i jechaliśmy tym składem, jakim mogliśmy. Powiedzieliśmy sobie z zawodnikami, że tanio skóry nie sprzedamy. O zwycięstwo miało być ciężko, ale chcieliśmy po prostu walczyć najlepiej, jak potrafimy. Do pewnego momentu to wychodziło. Można powiedzieć, że nadrabialiśmy dziury w składzie rezerwami taktycznymi, bo akurat one przynosiły punkty i to pomagało nam jechać w kontakcie. Później jednak w biegu czternastym zabrakło nam zawodnika i przegraliśmy 1:5, tym samym ostatni wyścig był taką "kropką nad i", postawioną przez rybniczan.

Czy można było dostrzec w tym meczu jakieś pozytywy?

Ciężko szukać w porażkach pozytywów, zwłaszcza po przegraniu dziesiątego spotkania w sezonie. Bardziej wiemy, czego nam brakowało, żeby wygrać ten mecz, niż możemy znaleźć w tym jakiś konkretny pozytyw. Może to, że Dawid pojechał w miarę dobrze.

ZOBACZ WIDEO Przyjaźń mistrzów świata. Tomasz Gollob: Bartosza wyróżnia ciężka praca i konsekwencja

Wracając do Dawida Lamparta, to został on zakontraktowany przed poprzednim spotkaniem w Rybniku, w związku z sytuacją kadrową i kontuzjami w zespole. Tymczasem był on dwukrotnie jednym z dwóch najlepszych zawodników. Ten ruch okazał się chyba zatem trafiony?

Dokładnie. Rynek mocno się skurczył, Dawid był do wzięcia i dogadaliśmy się z nim. Można powiedzieć, że spełnia powierzone mu zadanie. Tym bardziej, że dużo nie jeździł, wszedł w sezon "z marszu" i jedzie dobrze.

Kilka słów o tarnowskim torze. Pomimo upału i ogromnego kurzu, ścieżka po zewnętrznej "nosiła" wyjątkowo dobrze. Ten mecz był najciekawszym w tym sezonie, jeśli nie nawet w ciągu dwóch ostatnich. Czy coś zmieniono w przygotowaniu?

Trzeba powiedzieć, że w danym meczu widowisko stwarzają również zawodnicy. Jedyne, co różniło ten tor, to fakt, że przyjął on większą ilość wody. Przy takim upale jednak tej różnicy nie było widać, bo i tak się kurzyło. To również zależy od zawodników i może jazdę Dawida Lamparta wymuszał Jepsen Jensen, który jechał bardzo szeroko. Pozostali to widzieli, chcieli wykorzystać i też kilka razy odbijali się oni od bandy. Może to sprawiało wrażenie ciekawszego pojedynku. Tam zawsze "przy płocie" była najlepsza ścieżka, tylko nie zawsze zawodnicy nią jadą.

Po raz kolejny mieliśmy dwie sytuacje skrajnie ryzykowne. Najpierw Alexandrowi Woentinowi miejsca nie zostawił Mateusz Tudzież i Szwed musiał bronić się przed upadkiem, a później na prostej startowej o bandę otarł się Artur Mroczka. Serce drży, gdy zawodnicy są w takich sytuacjach, zwłaszcza w okolicznościach, z którymi drużyna mierzy się aktualnie?

Tak naprawdę to jest ułamek sekundy. Faktycznie w biegu czwartym Alexander się napędzał i młody zawodnik z Rybnika nie zostawił mu tam miejsca. Na szczęście Szwed się wybronił i nie skończyło się to upadkiem. To samo miało miejsce w przypadku Artura. Czy serce wtedy drży? To jest chwila i moment. Na pewno drży wtedy, gdy zawodnik już leży na torze, a czasami człowiek nie zdąży pomyśleć, a sytuacja się wyjaśni. Problem pojawia się, gdy mamy do czynienia z jakąś kraksą i bieg jest przerwany.

Jeszcze kilka słów o Alexandrze Woentinie. Jechał on w kolejnym meczu i cały czas widać, że ze startu wychodzi nieźle, ale na dystansie nadal nie przywozi punktów. Jakie są przyczyny?

Rozmawiałem z nim w niedzielę i on sam przyznał, że nie czuje tarnowskiego toru i żaden trening - choćby jeździł na nich dużo - nie odda bojowych warunków meczowych. Sam mówi, że lepiej się odnajduje się na trochę mniejszych i bardziej przyczepnych owalach, może bardziej zbliżonych do szwedzkich. W Tarnowie jest tor długi, twardy i ciężko mu znaleźć odpowiednie ustawienie na trasę i dobiera też podczas jazdy złe ścieżki. On o tym wie, jest tego świadom, ale doświadczenie również musi przyjść z czasem. To jest jego debiut w polskiej lidze, a ona nie jest łatwa. Jest on widocznie takim zawodnikiem, który potrzebuje więcej czasu, a my tak naprawdę go nie mamy. Zobaczymy, co mu przyszłość przyniesie, czy później znajdzie klub w polskiej lidze i będzie mu dane się w niej rozwijać.

Dlaczego w niedzielnym meczu z ROW-em Rybnik w składzie zabrakło Kima Nilssona?

On ma ważny kontrakt, ale obecnie nie jest zainteresowany startami w polskiej lidze. Mówi, że chce się skupić na swoich występach w Szwecji. Tak miał już wszystko zaplanowane, że jemu nie pasowało przyjechać do Polski. Nie będziemy nikogo zmuszać do jazdy, bo to zawodnik powinien chcieć jeździć, a nie traktować tego jako przymus. To nie o to chodzi.

Wiemy, że poważnej kontuzji doznał Niels-Kristian Iversen, który nadal przebywa w szpitalu w Rybniku. Jak natomiast wygląda sytuacja w przypadku Ernesta Kozy i Oskara Bobera? Czy jest szansa na ich powrót na tor w tym sezonie i ewentualnie kiedy?

Rozmawiamy z Ernestem. Nie chcę podawać konkretnego terminu, bo później pojawiałyby się głosy, że miał zdążyć, a mu się to nie udało. On na pewno chce zrobić wszystko, żeby sezon mu jeszcze nie uciekł i po zespoleniu obojczyka jest na to duża szansa. Czuje się dobrze, a z takimi kontuzjami zawodnicy również dosyć szybko wracali na tor. On w tym upatruje swoją szansę. Każdy jest jednak inny. Obecnie jego rekonwalescencja przebiega dobrze i wszystko idzie we właściwym kierunku.

Rozmawiałem również z Oskarem i on też chciałby zdążyć przed końcem sezonu. Ciężko jednak powiedzieć, kiedy to może nastąpić, bo oprócz kręgu doszła jeszcze rzepka i kontuzja barku. Można stwierdzić, że ona doskwiera mu w tym momencie najbardziej i najmocniej ją odczuwa. Jeśli się z nią upora i poradzi sobie z bólem, to będzie chciał jeszcze wrócić w tym sezonie do ścigania. Z jego strony nie padały jednak żadne deklaracje, tylko chęci. Najważniejsze to w którą stronę będzie podążało leczenie.

Gdy rozmawialiśmy przed meczem w Rybniku, to mówił pan tajemniczo o możliwości wzmocnienia polskim zawodnikiem. Okazało się, że wówczas udało się ściągnąć do zespołu Dawida Lamparta. Do końca sezonu zostały cztery mecze, czy są zatem jakiekolwiek plany dołączenia kogoś w miejsce Nielsa-Kristiana Iversena?

Jeśli chodzi o wzmocnienia, to tak naprawdę nie ma zawodników, gwarantujących, że coś zrobią. Po drugie też nie mamy możliwości, aby ściągnąć jakiegoś innego zawodnika.

Start Gniezno chyba dosyć nieoczekiwanie przegrał z bydgoską Polonią i nadal ma sześć punktów w ligowej tabeli. Matematyka zatem cały czas daje nadzieje na pozostanie Unii w eWinner 1. Lidze. Czy one się jeszcze tlą?

Tak, matematyka cały czas nam daje szanse i można powiedzieć, że nadzieja się jeszcze żarzy. Aby jednak zdała ona swój egzamin, my musimy mieć kim wygrywać mecze. Niektóre z ostatnich spotkań pokazywały, że nawet Rohan miał problemy z wygrywaniem biegów i w tym jest cały problem. Zamiast ratować wyścigi i doganiać przeciwników, to nieraz po tych z jego udziałem wynik nam uciekał. Zrobimy na pewno wszystko, żeby jeszcze jechać mecze w optymalnym składzie i walczyć do końca. Wiemy jednak, że sytuacja jest bardzo ciężka.

Czytaj także:
Żużel na świecie. Zawody w 42-stopniowym upale. Weteran znów najlepszy w Auburn
Trener Arged Malesy bierze na klatę stratę punktu. Drugi raz zdarzył się ten sam problem

Źródło artykułu: