Żużel. Po bandzie: Rozmontują Betard Spartę? Nie wierzę [FELIETON]

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maciej Janowski i Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maciej Janowski i Bartosz Zmarzlik

- Zmarzlik to podwójny mistrz świata bez złota IMP, natomiast Janowski - podwójny mistrz Polski bez złota IMŚ. Nie liczcie jednak, że zechcą oni uzupełnić swoje zbiory po koleżeńsku - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Branżowe media informują, że Betard Sparta może mieć największe problemy na posezonowej giełdzie transferowej, a skład zostanie rozmontowany. Osobiście tego typu scenariusza nie przewiduję. Mało tego, uważam, że klub znajduje się w najlepszej sytuacji od wielu lat, a może i w historii. Dlaczego?

Po pierwsze - stabilizacja finansowa. Na tegoroczną działalność drużyny, bo wsparcia z tytułu organizacji rund Grand Prix nie liczę, klub otrzymał z miasta 3,2 mln zł, a prezydent Jacek Sutryk jest wiernym kibicem spartan. Nie sądzę, by zdecydował się obciąć miejską subwencję, mimo nowego, grubego kontraktu PGE Ekstraligi z telewizją.

ZOBACZ WIDEO Żużlowiec Falubazu odpiera zarzuty po ostatnim meczu: Nie spanikowałem

Druga noga to firma Betard, wspierająca wrocławski żużel od dekady, za co zresztą Beata i Artur Dziechcińscy otrzymali ostatnio Nagrodę Prezydenta Wrocławia podczas uroczystej sesji rady miejskiej z okazji obchodów święta miasta. Nie da się ukryć, że tak potężny i hojny mecenas na pokładzie to dar od losu dla Andrzeja Rusko i Krystyny Kloc. Złapali oni Pana Boga za pięty również z tego powodu, że szefowie firmy, niezwykle skromni i pomocni ludzie, absolutnie nie mają ambicji zarządczych. Ich w ogóle nie interesuje wpływanie na codzienne funkcjonowanie klubu. Oni chcą tylko zabrać w niedzielę rodzinę i bliskich na stadion, wziąć ze sobą trąbki, flagi oraz piszczałki i cieszyć się sukcesami drużyny. Z punktu widzenia klubowego szefostwa, sponsor idealny.

Trzecia noga podtrzymująca budowlę to grono pozostałych sponsorów, którzy po renowacji Stadionu Olimpijskiego zaczęli walić do siedziby klubu drzwiami i oknami. Pamiętacie, co się działo wiosną zeszłego roku, gdy zaczęła nas straszyć pandemia? Jedni mieli nogi z waty, tymczasem WTS urządzało właśnie pokaz siły, regularnie prezentując kolejne umowy patronackie.

Zatem we Wrocławiu nie brakuje sponsorów, ale też kibiców na trybunach miejskiego obiektu, z którego klub korzysta za symboliczne pieniądze i na którym czuje się jak prawowity właściciel. A nie można też zapomnieć o przyjaznych relacjach z Ryszardem Czarneckim, mającym swoje dojścia do publicznych pieniędzy.

Dwie dekady temu modne było we Wrocławiu odwiedzanie Hali Ludowej, gdzie wygrywał koszykarski Zepter Śląsk z Zielińskim, Wójcikiem i Tomczykiem. Chciałeś się liczyć towarzysko, musiałeś do Ludowej zaglądać. A teraz przeniosła się śmietanka nieopodal, na Olimpijski. Gdzie gwarantem ciągłości i stabilizacji jest Andrzej Rusko, który od wielu już lat powtarza, że jest rentierem. On nie musi wiele pracować, bo jego biznesy pracują na niego. Natomiast żużel jest jego pasją i zabawką. Rusko nie szuka już szczęścia w futbolu, który - de facto - nigdy jego pasją nie był. Eksplorował go z innego powodu. Szukał tam spełnienia ambicji, nakarmienia ego, pieniędzy. A dziś ma 70 lat i piłkarski etap daleko za sobą. Zresztą, prywatnie nigdy nie dążył do dyskusji o nim, w sercu zawsze nosił żużel.

A więc Betard Sparta wydaje się być w najlepszym punkcie swojej historii. Świetnie pamiętam czasy, nie tak odległe przecież, gdy jesienią, po sezonie, klub, po prawdzie, przestawał istnieć. Drzwi zmurszałego Olimpijskiego zamykały się na cztery spusty, a siedziba przenosiła na okres zimowy do domu handlowego Solpol, gdzie siedziała sekretarka z panią Krysią. I to był klub. A dziś? Dziś siedziba WTS-u mieści się w koronie odświeżonego Stadionu, gdzie nie wstyd stacjonować, a blisko dziesięcioosobowy dział marketingu, zatrudniony na etatach, przychodzi do pracy przez okrągły rok. Ma co robić i kim się opiekować. Trochę tylko szkoda, że właściciele klubu jego początki datują na lata 90., kiedy sami pojawili się w klubie, a to, co było przed nimi, oddzielili grubą kreską. Do tej samotni trafiło wielu klubowych protoplastów.

Można zakładać, że ten biznes wreszcie się opłaca, nie tylko gdy chodzi o zaspokajanie potrzeb serca. Trudno zatem sądzić, by prezes Rusko w nerwach oczekiwał najbliższego okienka transferowego. Raczej bym powiedział, że jest wyjątkowo spokojny, a ewentualny sukces tylko go wzmocni i ugruntuje popyt na speedway.

Kadra zawodnicza? Tai Woffinden dopiero co zamieszkał w pobliskiej Długołęce. We Wrocławiu spędza dziesiąty z kolei sezon, a dłuższym okresem wierności spośród obecnie jeżdżących w PGE Ekstralidze obcokrajowców może się tylko pochwalić Chris Holder. Oczywiście, miejsce zamieszkania nie jest najmniejszą przeszkodą przy zmianie barw klubowych, niemniej mistrzowi świata winno zależeć na WTS-ie tak samo mocno, jak Sparcie na nim. Bo mistrz zaczyna wkraczać w nieco inny etap kariery. Jest już syty, żonaty, dzieciaty i doświadczony przez los. A papierek lakmusowy, którym są pojedynki z silną Fogo Unią na przestrzeni ostatnich lat, właśnie to wykazują. Że forma wciąż jest wysoka, lecz niekoniecznie wymarzona.

Artiom Łaguta? Rychło się przekonał o wypłacalności klubu, który - po grudziądzkiej kadencji - serwuje mu dodatkowo cztery mecze więcej i szansę na złoto DMP. Do czego, rzecz jasna, sam zawodnik przykłada rękę, będąc brakującym ogniwem. Nie wierzę, że Andrzej Rusko go wypuści. Raczej jestem pewien, że poczynił już kroki, by temat zamknąć.

I wreszcie Maciej Janowski, który obcego chleba, w Tarnowie, już posmakował. Swoją wrocławskość manifestuje choćby poprzez numer, z którym ściga się w cyklu Grand Prix (71). Pewnie, że zmieniając barwy klubowe nie musi od razu zmieniać cyferek na plastronie. To nawet można ładnie sprzedać - że w sercu wciąż Wrocław. Nie dostrzegam jednak ani pół powodu, dla którego miałby się skazywać na tułaczkę po Polsce. To teraz we Wrocławiu, przy wsparciu m.in. Rafała Haja i Grega Hancocka, zbudował życiową formę, którą pragnie przełożyć na medal IMŚ, najlepiej złoty. Nawiasem mówiąc, zatrudnienie Amerykanina to kolejny dowód na to, że we Wrocławiu nie brak pieniędzy na wzmocnienie teamu. Bez względu na to, czy Rusko płaci Hancockowi, czterokrotnemu mistrzowi świata, za dzielenie się wiedzą 5, 15 czy 25 tysięcy złotych.

Fakty są takie, że Janowski ma obecnie niesamowitą przewagę prędkości nad resztą świata. Jest najczęściej wyprzedzającym zawodnikiem PGE Ekstraligi, a przecież, paradoksalnie, charakterystyka jego jazdy nie uległa zmianie. Nadal jest roztropny, przewidujący i odpowiedzialny. Nadal nie szuka guza. To pokazuje skalę przewagi. Bo Janowski po przegranym starcie, gdy wymaga tego sytuacja i ciasnota, nadal zamknie gaz na pierwszym okrążeniu. Nic tu się nie zmieniło. Poza tym, że już za chwilę jest w stanie odrobić 30, 40 metrów w pół okrążenia. Albo na jednej prostej. Wystarczy tylko, że poruszy prawym nadgarstkiem. Bez specjalnego wyginania się czy siadania na błotniku. Jest to bez wątpienia zagadka dla szpiega, która intryguje i zastanawia, co takiego o tym decyduje. Zapewne wszystkie klocki, które udało się tak ociosać, że pasują do siebie wyjątkowo idealnie. A to się zdarza w sporcie raz na jakiś czas.

Tak czy siak, obaj dostawcy żużlowego sprzętu pracują obecnie we Wrocławiu - wspomniany Haj przy Janowskim, a Rafał Lewicki przy Łagucie, który szybkością imponował od zawsze. A to kolejne atuty klubu, który jest z kolei dostawcą wrażeń i mnóstwa atrakcji dla kibiców.

Nie wierzę, by Andrzeja Rusko nie było stać na zatrzymanie tych, którzy zasłużą. I dołożenie im finansowych bonusów. Zwłaszcza przy nowej umowie z C+. Na razie jednak czekam na niedzielny finał IMP. To będzie ciekawa próba sił pomiędzy Zmarzlikiem i Janowskim na niespełna tydzień przed startem wyścigu o kolejną koronę. A tak się składa, ciekawostka, że obaj mają w swoich zbiorach deficyty. Otóż Zmarzlik to podwójny mistrz świata bez złota IMP, natomiast Janowski - podwójny mistrz Polski bez złota IMŚ. Nie liczcie jednak, że zechcą uzupełnić swoje zbiory po koleżeńsku. Sport to przecież rywalizacja o przywództwo w stadzie i miano najsilniejszego samca alfa, a przywódca może być tylko jeden. I może się też czaić gdzieś z tyłu, choć obecnie trudno nam to sobie wyobrazić.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Krzysztof Mrozek o formie ROW-u, powrocie do parku maszyn i kolejnym okresie transferowym [WYWIAD]
Trener kadry komentuje temat opon w PGE Ekstralidze. Mówi o złych decyzjach i słabości dyscypliny [WYWIAD]

Komentarze (42)
avatar
UkrainiecLubelski
8.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
przeciez IMP powinien wygrac zawodnik z najwieksza iloscia punktow w fazie zasadniczej a nie robienie jakis dodatkowych biegow o final.Przeciez w finale najlepszemu moze sie noga potknac.Zmarzl Czytaj całość
Tlokston
8.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brałbym i tak Zmarzlika. Takie bajki o super prędkości Janowskiego już słyszałem tylko efektów brakuje. 
avatar
MolonLabe
8.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
@janusz antoni z Poznania: Ty masz kolego chyba urojenia :) Kuberę wyniosło jak amatora na wyjsciu z łuku, no chyba że chciał się wynieść, czym spowodował kontakt z Maćkiem. Równie dobrze można Czytaj całość
avatar
janusz antoni z Poznania
8.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Janowski zamknie gaz na 1 okrążeniu? he, he, a co było w biegu z Kuberą, wpychał się na 1 łuku po starcie między Kuberą a bandą, był ewidentnie z tyłu i ostentacyjnie się położył choć miał miej Czytaj całość
avatar
fan Lwów
8.07.2021
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Panie redaktorze- odrobina za dużo wazeliny