Słynny polski klub na dnie. Mieli gwiazdy, potężnego sponsora i byli postrachem ligi

Na początku XXI wieku zbudowali dream-team. W Tarnowie jeździli bracia Gollobowie i Tony Rickardsson. Unia Tarnów miała potężnego sponsora i była postrachem ligi. Teraz jest na samym dnie. Wielki klub za chwilę może przestać istnieć.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
kibice Unii Tarnów WP SportoweFakty / Marcin Imiołek / Na zdjęciu: kibice Unii Tarnów
Na trzy kolejki przed końcem rundy zasadniczej eWinner 1. Ligi Unia Tarnów jest już pewna spadku do 2. Ligi Żużlowej. To najniższy poziom rozgrywkowy w polskim żużlu. Klub po 11 rozegranych meczach ma w swoim dorobku zero punktów. Drużyna od dłuższego czasu spisuje się dramatycznie, mimo że przed startem ligi była wymieniana w gronie faworytów. Wiele wskazuje na to, że zakończy sezon bez zwycięstwa. Jeśli tak się stanie, pobije niechlubny rekord, bo w XXI wieku na szczeblu pierwszoligowym nie zdarzyło się, by ktokolwiek kończył sezon z kompletem porażek.

To wszystko dzieje się w klubie, który w ostatnich 20 latach, zdobył trzy złote medale DMP. Pierwsze dwa zostały wywalczone w latach 2004 - 2005, kiedy w Tarnowie zbudowano drużynę marzeń. Bracia Tomasz i Jacek Gollobowie oraz sześciokrotny mistrz świata Tony Rickardsson rozstawiali wtedy rywali po kątach. Później przyszły chudsze lata, ale w 2012 roku ekipa prowadzona przez trenera Marka Cieślaka wróciła na szczyt i została mistrzem po raz trzeci w historii. W trzech kolejnych sezonach tarnowianie zdobywali brązowe medale.

Był bogaty sponsor i polityka ciepłej wody

Unia Tarnów swoje sukcesy zawdzięcza w dużej mierze Grupie Azoty. Potężny sponsor wykładał na klub wielkie pieniądze i ratował go z różnych opresji. - Klub miał za płotem kogoś, kto sprawiał, że wszystko się kręciło. Mam wrażenie, że właśnie to zgubiło Unię. Wszyscy skupili się tylko na Azotach i zatracili chęć do szukania środków gdzieś indziej. Niektóre rzeczy Unii przychodziły zbyt łatwo - wspomina Krzysztof Cegielski, żużlowy ekspert, a także menedżer Janusza Kołodzieja, wychowanka klubu, który zdobył z nim wszystkie trzy tytuły.

ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek

- Unia wybrała drogę pewnej stagnacji. Za czasów jednego z premierów nazywano to polityką ciepłej wody w kranie. Tarnowianie działali podobnie. Mieli żużel, odbywały się mecze, ale nie działo się nic więcej. Nigdy nie mogłem zrozumieć, że Unia w niedzielę zdobywała mistrzostwo Polski, a w poniedziałek klub był zamknięty. Za sukcesem nie szły żadne działania. Nikt nie potrafił go marketingowo wykorzystać i ulżyć Grupie Azoty. Poza tym czasy sukcesów były idealne, by doprowadzić do modernizacji stadionu. To się nie wydarzyło. Efekt jest taki, że dziś wiele osób boi się pójść na tarnowski obiekt, bo w każdej chwili coś może spaść im na głowę. Lista zaniedbań jest ogromna. Nawet do toalety trzeba udać się we dwójkę, bo jedna osoba musi przytrzymać zepsute drzwi - tłumaczy Cegielski.

Pieniądze na kontrakt mistrza zajął Urząd Skarbowy

Najczęściej Unię z tarapatów ratował Jan Marciniak, były prezes Azotów. Przez wiele lat to on wraz z trenerem Markiem Cieślakiem negocjował z zawodnikami kontrakty i budował w Tarnowie drużynę. Był kimś więcej niż tylko prezesem głównego sponsora.

Do jednej z najbardziej kuriozalnych sytuacji doszło, kiedy w klubie z Tarnowa jeździł czterokrotny mistrz świata Greg Hancock. - Kontrakt Amerykanina miała finansować wtedy firma Tauron. Okazało się, że pieniądze, które przelali na konto klubu, zostały zarekwirowane przez Urząd Skarbowy. To były naprawdę duże środki. Już wtedy zastanawiałem się, jakim cudem Unia przechodziła audyty i otrzymywała licencję - wspomina Cieślak.

Jan Marciniak pomógł Unii nie tylko w sprawie Hancocka, ale jeszcze wiele razy. Kiedy go zabrakło, klub zaczął zmierzać w coraz bardziej niebezpiecznym kierunku, choć nadal miał wsparcie Grupy Azoty. - Pamiętam, że w pewnym momencie pojawił się nowy minister skarbu i prezes poszedł w odstawkę, choć żadna krzywda mu się nie stała. Od tego czasu już nic wyglądało tak samo. Nowi ludzie w Azotach nie byli tak oddani. To były osoby, które nie pochodziły z Tarnowa. Przelewali pieniądze na klub, bo taki był zwyczaj od lat, ale nie dawali od siebie już nic ekstra - wspomina Cieślak.

Klub został z długami, a prezesa szuka w Internecie

Nie dość, że Unia jest już pewna spadku do drugiej ligi, to nie wiadomo, czy w ogóle przetrwa. Na razie klub pozostaje bez prezesa. Nowego szefa w Tarnowie szukają... w Internecie. Niedawno na oficjalnej stronie internetowej pojawił się komunikat, że Rada Nadzorcza rozpoczęła postępowanie kwalifikacyjne na to stanowisko. Swoje podania można składać osobiście lub pocztą do 14 lipca 2021 roku. Znane są nawet zarobki. Za pracę w Unii można zarobić od 8 do 12 tysięcy złotych. Ze znalezieniem chętnego może być jednak problem.

- Nie wiem, kto będzie chciał być prezesem klubu, który tak mocno podupadł. Kiedy rozmawiam z zawodnikami i opowiadają o długach Unii, to jestem naprawdę przerażony. Skala jest ogromna, a lista nazwisk bardzo długa. Nie dość, że klub spada do drugiej ligi, to jeszcze robi to z takim bagażem. To najgorszy możliwy scenariusz. Trzymam jednak za nich kciuki, bo do Tarnowa zawsze będę mieć wielki sentyment. Kiedy byłem tam przy okazji ostatniego meczu ligowego, to kibice znakomicie mnie przyjęli. Od podpisywania autografów i moich książek bolała mnie ręka - przekonuje trener Cieślak.

- Ile Unia ma zobowiązań? Nie wiem i nie wiem, czy ktokolwiek wie. Kiedy pojawiają się potencjalni sponsorzy, którzy są zainteresowani przejęciem klubu, to nie są w stanie się dowiedzieć, jakie jest realne zadłużenie. Nikt nie chce im tego powiedzieć. Nie mam wątpliwości, że tam musi pojawić się ktoś nowy. Mam tylko obawy, czy ktoś poważny będzie chciał to firmować swoim nazwiskiem - podsumowuje Krzysztof Cegielski.

Zobacz także:
Kolejna runda Grand Prix w Polsce
Kto zostanie mistrzem Polski?

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×