Mowa o sytuacji z 16. wyścigu sobotnich zawodów GP w Lublinie, gdy Fredrik Lindgren bezpardonowo zaatakował Macieja Janowskiego. Reprezentant Polski cudem wyratował się przed upadkiem.
Choć finalnie Janowski nie wylądował na torze, sędzia Krister Gardell dopatrzył się faulu Lindgrena, za co wykluczył Szweda już po biegu. Ten nie zgadzał się z decyzją arbitra (telefonował do niego) i zdania w tej sprawie do teraz nie zmienił.
- Nadal nie jestem zadowolony z tego, co się stało. Był tam ruch, ale nie sądzę, by to była niebezpieczna sytuacja - komentuje Fredrik Lindgren dla speedwaygp.com, sugerując błąd nie swój, a Janowskiego.
ZOBACZ WIDEO Czy Hampel i Lampart mieli pretensje do Kubery?
- Zostawiłem Janowskiemu miejsce przy bandzie. Do ogrodzenia zdecydowanie było jeszcze z pół metra. Janowski mógł wykorzystać tę przestrzeń, ale zdecydował się tego nie robić - stwierdza.
Mimo wykluczenia, Lindgren awansował do półfinału, a z niego do finału sobotniego turnieju Grand Prix Polski w Lublinie. W nim dojechał do mety na czwartej pozycji, za plecami Dominika Kubery, Bartosza Zmarzlika i Artioma Łaguty.
- Wykluczenie postawiło mnie w dość niezręcznej sytuacji przed ostatnią gonitwą, w której musiałem zdobyć kilka punktów. Konieczna była duża koncentracja, by zrobić swoje - przyznaje Lindgren.
Teraz przed najlepszymi żużlowcami świata zmagania w Malilli. Turniej Grand Prix Szwecji zostanie rozegrany w najbliższą sobotę.
Zobacz też:
Konflikt z motocyklem bez happy endu. Polski kandydat do tytułu ma nad czym myśleć
Żużel. Co za charakter i niezłomność Dominika Kubery. Teraz nie ma czego żałować [BOHATER WEEKENDU]