Żużel. Zmarzlik i Łaguta jedynymi w swoim rodzaju. W Grand Prix nigdy nie było takiej ucieczki dwóch ludzi

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu (od lewej): Emil Sajfutdiow, Artiom Łaguta i Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu (od lewej): Emil Sajfutdiow, Artiom Łaguta i Bartosz Zmarzlik

Oderwali się od pozostałych już w Lublinie, w Malilli powiększyli przewagę, a po Togliatti widać dobitnie jak dominują nad resztą. Bartosz Zmarzlik i Artiom Łaguta toczą walkę o złoty medal w Grand Prix. Historia cyklu pokazuje, że jedyną taką.

Dominacja tej dwójki w tegorocznej edycji Grand Prix nie podlega żadnej dyskusji i potwierdza to nie tylko sytuacja punktowa w klasyfikacji przejściowej cyklu (patrz link obok), ale chyba przede wszystkim fakt, że na osiem rund w aż siedmiu(!) wygrywał któryś z nich. Inauguracja padła jeszcze łupem Macieja Janowskiego, lecz już później pierwsze miejsca zajmowali Bartosz Zmarzlik (czterokrotnie) i Artiom Łaguta (trzykrotnie).

Do końca mistrzostw pozostały trzy turnieje. 11 września karuzela pojedzie do duńskiego Vojens, a na początku października do Torunia, gdzie wszystko się rozstrzygnie i tam dowiemy się, kto zgarnie złoto. Przewaga Polaka nad Rosjaninem wynosi obecnie zaledwie punkt, natomiast tego drugiego nad trzecim Fredrikiem Lindgrenem aż 30. Kiedy więc po raz ostatni tak bardzo dwóch zawodników zdominowało rywalizację w GP?

Ucieczki tylko dwóch zawodników i tak wyraźnej ich przewagi na krótko przed końcem nie było nigdy. W 2005 roku Tony Rickardsson i Jason Crump wyraźnie odjechali pozostałym, z tym że zaciętej walki o złoto nie było, bo... Szwed wyraźnie uciekł Australijczykowi. Na trzy rundy przed końcem Rickardsson miał nad Crumpem niewiarygodne wręcz 54 punkty zapasu. Dodajmy, że wtedy też - dokładnie tak jak teraz Polak i Rosjanin - we dwóch wygrali siedem imprez z rzędu.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Murawski, Chomski i Noskowicz gośćmi Musiała

Przegląd klasyfikacji generalnych na koniec sezonu pokazał, że cykl potrafił kończyć się wyraźną przewagą złotego i srebrnego medalisty nad brązowym (przykładem lata 1996, 1999, 2001, 2007 czy 2018), choć niekiedy wynikało to z powiększenia przewagi już w samej ostatniej rundzie. Trudno natomiast znaleźć przykład aż takiej dominacji dwóch ludzi, a jakiej na tym etapie dokonali w tegorocznym rozdaniu Zmarzlik i Łaguta.

Największy smaczek to minimalne różnice między nimi po kolejnych rundach, co przy takiej powtarzalności wjeżdżania obu zawodników do finałów (Łaguta ma siedem finałów, Zmarzlik sześć), zaczyna mocno pachnieć tym, że o wszystkim zadecyduje końcówka ostatniego turnieju, a niewykluczone, że być może nawet finałowy wyścig na Motoarenie.

Odkąd istnieje formuła GP, tylko raz zdarzyło się, by ostatnia gonitwa sezonu decydowała o mistrzostwie świata. W 1996 roku w Vojens wielki triumf odniósł Billy Hamill, choć w finale nie rywalizował bezpośrednio z rywalem do złota. Hans Nielsen z parku maszyn obserwował bowiem wydarzenia na torze, ostatecznie swoją przegraną i sukces Amerykanina.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Historyczna Grand Prix w Togliatti dla Łaguty. Zmarzlik tuż za Rosjaninem [RELACJA]
Wojna gigantów elektryzuje kibiców. Komarnicki mówi, jakie miał obawy o Zmarzlika

Źródło artykułu: