ROW Rybnik do Ostrowa Wielkopolskiego według zapowiedzi prezesa Krzysztofa Mrozka - jechał na wojnę. Jednak słowa to jedno, a tor to drugie. W niedzielę byliśmy tego świadkami.
- Może trochę nieskromnie powiem, ale Rybnik został rozjechany. Tego nikt się nie spodziewał - ani ja, ani trener, zawodnicy również. Frekwencja była znakomita i fajnie, że tak wyszło. Skoro jest wojna, to niech wszystkie takie będą - przyznaje prezes Arged Malesy Ostrów, Waldemar Górski w rozmowie z PZMtv.
Już początek meczu pokazał, że to spotkanie przebiegnie pod dyktando miejscowych, a ekipie Marka Cieślaka ciężko będzie się podnieść z kolan. Po pierwszej serii przewaga ostrowian wynosiła już dwanaście punktów.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy kluby przesadziły z przygotowaniem torów? Radykalne rozwiązania bywają ryzykowne
- Po czwartym biegu myśleliśmy, że korekty w sprzęcie, jakieś rezerwy taktyczne i to pójdzie w dobrą stronę ze strony rybnickiej, ale nie poszło. I systematycznie powiększaliśmy przewagę, bo punktowała cała drużyna i gdyby nie jakieś defekty, to wynik byłby jeszcze wyższy - dodaje Górski.
Wielu uważa, że słowa wypowiadane przez prezesa klubu z Rybnika były zupełnie niepotrzebne i wprowadziły nerwowość w szeregach jego zespołu. - Zawsze drużynie bardziej pomaga spokój. Chłopacy przygotowywali się spokojnie i bez napinki. Przewaga była mała, ale udało się i jestem bardzo szczęśliwy - zauważa prezes finalistów eWinner 1. Ligi.
Waldemar Górski podkreśla, że jednym z kluczy do osiągnięcia tegorocznego sukcesu ostrowian był fakt, że drużyna potrafi załatać ewentualne dziury. - Widać, że gdy ktoś jedzie słabiej, jak np. Nicolai, to odpala Gapiński. Uzupełniamy się, a naszym dużym plusem są juniorzy.
Czytaj także:
Zmarzlik i Łaguta tworzą coś genialnego. Długo będzie się o tym mówić
Czy możliwy jest powrót Buczkowskiego do GKM-u? Zawodnik zabrał głos!