Uderzył kilka razy głową o tor. Po jego wypadku stadion zamarł

Jechał z prędkością ponad 100 km/h i upadł. Później uderzył kilka razy głową o tor. Wypadek Grigorija Łaguty wyglądał fatalnie, ale skończyło się na strachu. - To pokazuje, ile zależy od kasku i jaki mamy postęp - mówi Jacek Gajewski.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Grigorij Łaguta WP SportoweFakty / Motor Lublin / Piotr Wieczorek / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta
12 września Motor Lublin pokonał Moje Bermudy Stal Gorzów 47:43 i wjechał do finału żużlowej PGE Ekstraligi. To największy sukces klubu od 30 lat. Nic więc dziwnego, że po meczu miejscowi kibice długo świętowali. Wcześniej byli jednak przerażeni, bo w wyścigu 11. na tor upadł ich kapitan, Grigorij Łaguta. Prezes miejscowej drużyny Jakub Kępa, przyznał, że tak koszmarnego wypadku nie widział nigdy. Całe zdarzenie wyglądało naprawdę fatalnie. Telewizja na powtórki zdecydowała się dopiero, gdy było jasne, że nie doszło do poważnych obrażeń.

- Lublin jest torem z długimi prostymi. Zawodnicy rozpędzają się tam nawet do 120 km/h. Upadek Łaguty nastąpił w miejscu, gdzie zawodnicy osiągają maksymalne osiągi, aczkolwiek Rosjanin nieco zwolnił. Nie mam jednak wątpliwości, że i tak jechał z prędkością ponad 100 km/h - mówi nam Jacek Gajewski, były menedżer klubu z Torunia i ekspert WP SportoweFakty, który był w niedzielę na stadionie w Lublinie.

- Te obrazki wyglądały strasznie. Do upadku doszło w newralgicznym miejscu, gdzie zawodnicy byli rozpędzeni. Najgorsze, że zawodnik uderzył kilka razy głową o tor. Od osób, które pełniły funkcje w trakcie meczu, dowiedziałem się, że po tych uderzeniach jego kask pękł. To akurat dobrze, bo znaczy, że spełnił swoją rolę. Skorupa kasku odebrała większą część energii związanej z uderzeniem - zauważa Gajewski.

ZOBACZ WIDEO Stadion aż zamarł! Zobacz groźny wypadek Grigorija Łaguty

Nasz ekspert na co dzień prowadzi sklep JG Sport. Handluje artykułami niezbędnymi do uprawiania sportów motorowych. Z jego oferty korzystają także żużlowcy, między innymi Patryk Dudek czy Emil Sajfutdinow. Gajewski uważa, że po upadku Grigorija Łaguty warto wspomnieć, jak ogromną rolę w żużlu odgrywają obecnie kaski zawodników i jak duży postęp dokonał się w wykorzystywanych w nich technologiach na przestrzeni lat.

- Warto o tym mówić, bo w przypadku Łaguty było to widać jak na dłoni. Tematem zajmuję się około 30 lat i postęp, który się dokonał, jest ogromny - przekonuje Gajewski. - Obecnie w kaskach stosowana jest już technologia 6D oznaczana także jako ODS. To świeża sprawa, bo obecna może od czterech lat. Chodzi o specjalny system pod skorupą kasku, który ma rozkładać energię związaną z uderzeniem. Żużlowcy już z tego korzystają, choć są też inne systemy - wyjaśnia Gajewski.

- Jest też system MIPS, który wcześniej pojawiał się w kaskach rowerowych. Część producentów postanowiła go wykupić. Dzięki specjalnej wkładce można zredukować zwłaszcza uderzenia pod kątem. Producenci kasków jednak bez przerwy rywalizują. Wiele zmienia się także, jeśli chodzi o samą skorupę kasków. Cały czas wprowadzane są nowe konstrukcje - podkreśla Gajewski.

Kaski dla żużla przygotowuje wiele film. Do najpopularniejszych producentów zaliczani są SHOEI, ARAI, AIROH, TLD czy BELL. Każdy zawodnik przed sezonem kupuje minimum cztery kaski, choć niektórzy wolą mieć zapas. - Za każdy z nich trzeba zapłacić minimum dwa tysiące złotych, ale nikt na tym nie oszczędza. Zawodnicy dobierają kaski starannie, bo ważne jest dopasowanie. Można powiedzieć, że z kaskiem jest trochę jak z butami. To mocno indywidualna sprawa. Trzeba wszystko dokładnie zmierzyć. U poszczególnych producentów "rozmiarówka" jest różna - tłumaczy Gajewski.

- Żużlowcy o to naprawdę dbają. Coraz większą uwagę do kasków przywiązują także ludzie, którzy powinni dbać o bezpieczeństwo na zawodach. Nie dochodzi już do sytuacji, że ktoś zakłada po upadku ten sam kask, który został w dodatku uszkodzony. Komisarze naprawdę pilnują, by do tego nie dochodziło i chwała im za to. Poza tym świadomość wśród żużlowców jest na bardzo wysokim poziomie, bo przecież mieliśmy różne historie, które pokazały, jak ważny jest kask. Tak było między innymi podczas tragicznego wypadku Krystiana Rempały w Rybniku, kiedy zsunął się on z głowy młodego zawodnika. Konsekwencje były niestety tragiczne - podkreśla Gajewski.

Były menedżer mówi jednak, że w temacie kasków jest jeszcze sporo do zrobienia. Gajewski czasami z przerażeniem obserwuje wydarzenia, do których dochodzi po upadkach zawodników. - Ubolewam nad tym, że ludzie, którzy są w otoczeniu żużlowca po upadku, nie zawsze wiedzą, w jaki sposób należy ściągnąć kask, by nie pogłębić urazu. To jest niesłychanie istotna sprawa. Powinniśmy zadbać mocniej o odpowiednie szkolenia - zauważa.
- Najpierw trzeba odblokować zapięcie, a później wyciągnąć poduszki. Wtedy kask łatwiej schodzi z głowy. Niestety, czasami obserwuję, że niektórzy szarpią i się siłują. Nie przez przypadek mechanicy, który znają się na rzeczy, biegną szybko do swoich żużlowców. Uważam, że osoby, zwłaszcza te z zabezpieczenia medycznego, powinny być w tym zakresie szkolone. Technologia idzie naprawdę do przodu, ale mamy jeszcze trochę do zrobienia, bo może być bezpieczniej - podsumowuje Gajewski.

Zobacz także:
Finansowe szaleństwo w eWinner 1. Lidze

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×