Stanisław Burza (Orzeł Łódź): Niestety muszę ponarzekać na tor, bo po ostatnim meczu, który tutaj jechaliśmy był zdecydowanie równiejszy, dobry do jazdy, do walki. Tym razem to była sztuka przetrwania czterech okrążeń. Cóż, na pewno jesteśmy faworytem do wygrania ligi. Chcemy awansować do pierwszej. Takie mieliśmy ustalone cele przed sezonem i chcemy je zrealizować. Na pewno pasowałoby się dobrze wypowiedzieć o drużynie gospodarzy, którzy na pewno chcieli i mieli szanse nas pokonać, bo we wcześniejszym meczu byli zdecydowanie lepsi. Ale widać było, że dopisywało nam szczęście, omijały nas defekty, które niestety zdarzały się gospodarzom. Jedziemy zadowoleni, przygotowujemy się do kolejnych zawodów, których z pewnością nie możemy zlekceważyć, bo nie zawsze tak jest, że wygrywamy tutaj, a łatwiej nam będzie w Łodzi. Rywala zawsze trzeba traktować poważnie. A potem zostanie nam już tylko przygotowywanie się do meczu finałowego, który będzie dla nas najważniejszy.
Mariusz Franków (Orzeł Łódź): Te zawody były już z tej rangi ważnych zawodów. Już żarty się skończyły. Musimy wygrać te półfinały, żeby być w finale. Myślę, że dużą część tego półfinału dzisiaj załatwiliśmy. Myślę, że u nas to będzie już tylko formalność. Po meczu w Łodzi mobilizujemy siły na finał, który nie wiem z kim pojedziemy.
Piotr Dym (Orzeł Łódź): Pierwszy mój bieg to była katastrofa. Zastanowiłem się po tym biegu nad sobą, w motocyklu nic nie zmieniałem, odkręciłem gaz i jechałem po swojemu. Tor był bardzo niebezpieczny. Dziurawy i przyczepny, pierwszy raz w tym roku jeździłem na takim torze. Ale się spasowałem. Dziękuję wszystkim, chłopakom, działaczom, sponsorom, kibicom. Jest dobrze. Mnie mobilizują mecze takie jak ten, który nas czeka czyli finałowy. Jeśli cel jest jasny, to aż chce się jechać.
Ireneusz Kwieciński (trener KSM Krosno): Do meczu przygotowywaliśmy się lepiej, niż do innych, które u siebie wygrywaliśmy. Fatum jakieś zawisło nad tym meczem. Zaczęło się od telefonu od Kennetha Hansena, że jednak nie da rady przyjechać na to spotkanie, później w drodze na trening Mateusz Kowalczyk miał wypadek samochodowy, w którym skasował samochód i trzy motocykle. Tym razem jechał na pożyczonych, nie mógł wcześniej potrenować i to na pewno odbiło się na wyniku. Masa defektów Kristera Jacobsena... Co mogę powiedzieć. No nie możemy narzekać, że coś nam nie wyszło. Przyjechała do nas drużyna bardzo silna i po prostu nas rozjechali.
Jan Jaros (KSM Krosno): Przegraliśmy. Teraz czeka nas mecz z Lublinem o trzecie miejsce. Oczywiście wcześniej jest mecz w Łodzi, ale tam będzie ciężko o dobry wynik, więc myślę już o meczach z Lublinem i mam nadzieję, że będzie lepiej niż tym razem.
Krister Jacobsen (KSM Krosno): Myślę, że musimy się zastanowić nad przygotowaniem dzisiejszego toru. Niestety, był on za trudny dla nas. Uważam, że każda drużyna robi tor pod siebie, a dzisiaj nie było tego u nas. Wszyscy dawali z siebie wszystko, ale nam nie wyszło. Musimy wyciągnąć wnioski z dzisiejszego spotkania. Po upadku boli mnie szyja, ale nie ma tragedii, przeżyję.
Mateusz Kowalczyk (KSM Krosno): Przede wszystkim nie było tego luzu co wcześniej. Mam problemy z mięśniami szyi, ponieważ po tym wypadku wszystko jest ponaciągane. Wczoraj w ogóle nie mogłem spojrzeć w lewą stronę tak mnie głowa bolała. Co poza tym... Motocykle nie te co powinny być. Tamte co miałem zostały całkowicie zniszczone. Jeden motocykl miałem pożyczony, drugiemu czegoś brakowało. Nie miałem możliwości potrenowania wcześniej. Małe fatum, ale trudno się mówi.