W pierwszym wyścigu Duńczyk zmierzał po pewne trzy punkty. Od mety dzieliło go niespełna 100 metrów. - I wówczas urwał mi się łańcuch. Byłem wściekły. Uciekły nam cenne punkty. Później pech nas nie oszczędzał. Byliśmy na pewno w stanie wygrać wyżej, ale niestety szwankowały motocykle moich kolegów. Brakuje mi słów, żeby opisać ogrom nieszczęść, które prześladują nas w tym sezonie - powiedział Nicolai Klindt.
Pomimo nikłego zwycięstwa, Duńczyk nie zamierza się poddawać. - My naprawdę chcemy utrzymać się w tej lidze. Ostrów zasługuje na pierwszą ligę. Musimy zrobić wszystko, by w rewanżu obronić przewagę. Mam nadzieję, że ja też pojadę lepiej i pomogę zespołowi utrzymać się. W rundzie zasadniczej w Grudziądzu przegraliśmy tylko jednym punktem. Nie było mnie w tamtym spotkaniu. Myślę, że gdybym wówczas mógł wystartować, mój zespół zwyciężyłby. W rewanżu wszystko może się zdarzyć. W rywalizacji tak wyrównanych drużyn niczego nie można być pewnym. W niedzielę my mieliśmy pecha. Kto wie, może w drugim meczu role się odwrócą - dodaje Klindt.
Duńczyk w tym sezonie zawodził ostrowskich kibiców przede wszystkim w meczach wyjazdowych. W Grudziądzu w rewanżu będzie startował po raz pierwszy w karierze. - Nigdy wcześniej nie jeździłem w Grudziądzu. Pytałem się już kolegów jak wygląda tamtejszy obiekt. Słyszałem, że jest krótkim i technicznym torem, gdzie liczy się przede wszystkim dobry start - mówi Duńczyk w barwach Klubu Motorowego Ostrów.
Zanim jednak Klindt będzie rywalizował w Grudziądzu, dzień wcześniej pojedzie w finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów w Gorzowie. - Bardzo chciałbym wywalczyć ze swoją narodową drużyną złoty medal, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że faworytem są Polacy. Macie świetnych młodych zawodników, ale my postaramy się sprawić niespodziankę. Każdy z czterech zespołów ma szanse wygrać. Medal to plan minimum. Marzę jednak o złocie na zakończenie wieku juniora - podkreśla Nicolai Klindt.