Żużel. Marek Cieślak komentuje finały Speedway of Nations. "Nie opowiadajmy, że srebro to nasz sukces"

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak

- Srebro w takiej stawce nie może być uznane za sukces, choć przez dwa dni w Manchesterze byliśmy najlepszą parą - mówi Marek Cieślak, były trener żużlowej kadry po finałach Speedway of Nations.

Polacy byli faworytem finałów Speedway of Nations i od początku to potwierdzali. Wygrali fazę zasadniczą i od razu awansowali do wyścigu finałowego. Ostatecznie ich rywalem byli w nim reprezentanci Wielkiej Brytanii, którzy pokonali w barażu Danię.

Wyścig finałowy początkowo też układał się po myśli naszych żużlowców. Start wygrał Bartosz Zmarzlik, a Maciej Janowski nabrał dużej prędkości pod bandą. W pewnym momencie wydawało się, że wrocławianin wyjedzie na drugą pozycję. Niestety, 30-latek przeszarżował i upadł. To sprawiło, że ze złota cieszyli się gospodarze.

- Zawsze można mówić, że medal to medal i dlatego srebro jest sukcesem. Moim zdaniem nie w tym przypadku - mówi nam Marek Cieślak, były trener kadry. - Lepszej okazji do wygranej nie mogliśmy sobie wyobrazić. Nie było Rosjan, nie jechał Tai Woffinden, a w Szwecji startował tylko junior. Można było zatem od początku zadawać sobie pytanie: kiedy jak nie teraz? Skoro nie cieszyliśmy się z drugiego miejsca, kiedy stawka była silniejsza, to tym bardziej nie powinniśmy teraz - przyznaje Cieślak.

ZOBACZ WIDEO Jakub Miśkowiak: Wejdziemy do czwórki i pokażemy jacy jesteśmy silni

- Oczywiście, żałuję naszych zawodników, bo przez te dwa dni byli najlepszą parą. Wiedzieliśmy jednak dobrze, jaki jest regulamin. W Togliatti też wygraliśmy dwudniowy maraton, a finał nie ułożył się po naszej myśli. Z kolei rok temu przerwali nam zawody. Na tym jednak polega specyfika tych zawodów. Trzeba je dobrze rozegrać taktycznie, a poza tym trzymać nerwy na wodzy. Niestety, nie wszystko wyszło na końcu tak, jak powinno - zauważa doświadczony szkoleniowiec.

Co zdaniem Cieślaka zaważyło, że to rywale cieszyli się złota? - Chcę od razu zaznaczyć, że nikogo za nic nie obwiniam i nikomu nie wytykam błędów. Z perspektywy kibica, który oglądał zawody przed telewizorem, mogę jednak powiedzieć, że pewne rzeczy zrobiłbym inaczej. Zdaję sobie jednak sprawę, że na miejscu w parkingu perspektywa nie jest taka sama. Ja siedzę w domu i jestem poddenerwowany, więc wyobrażam sobie, co musiało się dziać tam. Mogę jednak powiedzieć, że przed finałem potrzebny był spokój. Tymczasem my pojechaliśmy tak, jakbyśmy musieli wygrać ten bieg 7:2. Skończyło się to bardzo źle. Być może swoje zrobiła wielka chęć zgarnięcia tego złota, którego nam ciągle brakuje - zwraca uwagę trener.

- Poza tym zamieniałbym chłopaków polami startowymi. Bartek jest mistrzem nad mistrzami w jeździe kombinacyjnej. Potrafi robić różne rzeczy, kiedy jest z tyłu. A taki tor, jak ten w Manchesterze, gdzie ten pierwszy łuk jest podniesiony, naprawdę temu sprzyja. W tym biegu należało zrobić wszystko, żeby to Maciej znalazł się jak najszybciej z przodu. Moim zdaniem to właśnie on miał jechać z pierwszego pola. Bartek z zewnętrznego rozpracowałby stawkę momentalnie - komentuje Cieślak.

Trener podkreśla, że po finałach w Manchesterze nie można wprawdzie mówić o sukcesie, ale też nie ma powodu do ogłaszania narodowej tragedii. - Musimy się brać do roboty. Rok szybko zleci i trzeba spróbować wziąć rewanż. Jeszcze raz jednak podkreślam, że nie ma sensu nikogo obwiniać. Rafał Dobrucki pracuje z kadrą pierwszy rok. To zupełnie coś innego, bo wszystko obserwuje cała żużlowa Polska. Trener na pewno będzie wyciągać wnioski - podsumowuje Cieślak.

Zobacz także:
Wielka Brytania czekała na to bardzo długo!
Lindbaeck znalazł klub w Polsce

Źródło artykułu: