"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Tytułem wstępu. Nie miałem i nie mam żadnych większych nadziei dotyczących ekspansji speedwaya, a związanych z nowym operatorem cyklu IMŚ. Mimo że Discovery znaczy - odkrywać. Mianowicie uważam, że zbyt wiele sobie obiecujemy po zmianie promotora Grand Prix. Bo to Międzynarodowa Federacja Motocyklowa powinna opracować plan rozwoju dyscypliny lub chociaż podejmować w tym kierunku próby. Powinna powstać specjalna komórka i stworzyć projekt. Wizję. Zajmować się tematem na co dzień, a nie tylko pozorować ruchy przy okazji. Wtedy, może, mielibyśmy efekty.
Natomiast obiecanki, że może się uda dotrzeć z cyklem IMŚ do jakiejś mitycznej Ameryki czy też innej odległej galaktyki, tylko mnie bawią. Bo to niezwykle naiwne - liczyć, że organizacja jednej rundy na pustyni albo w Tokio, Nowym Jorku czy New Delhi stanie się punktem zwrotnym w historii dyscypliny. Nie w tym rzecz. Tu raczej trzeba pogłówkować, jak reanimować żużel w Czechach czy na Węgrzech. Tam, gdzie on był i gdzie są bogate tradycje, a obecnie dogorywa.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Jedno okienko, killerów dwóch. Eksperci o składzie Apatora, Patryku Dudku i jego ewentualnym powrocie do Falubazu
Tymczasem, jak zauważam, Discovery nie chce odkrywać tego, co zapomniane. O czym świadczy m.in. majstrowanie przy Speedway of Nations i Drużynowym Pucharze Świata. To przecież nielogiczne, by ta pierwsza impreza stanowiła jednocześnie eliminację do drugiej. By skład dwuosobowy walczył o przepustkę dla składu dwukrotnie liczniejszego. Tym bardziej, że wiele egzotycznych żużlowo państw jest w stanie pokazać światu dwójkę reprezentantów, ale już czwórki niekoniecznie. A co, jeśli jeden z tej dwójki odniesie kontuzję lub zakończy karierę - to się w sporcie zdarza - i za rok będzie już tylko sportowcem w stanie spoczynku?
To kolejny czuły punkt nowego regulaminu - eliminacje do sezonu 2023 urządzane w sezonie 2022. Z tego właśnie powodu zdarzają się pomyłki w cyklu Grand Prix - bo sezon sezonowi nie jest równy i ktoś, kto rządzi dziś, za rok może kompletnie dołować. Lub odwrotnie. W tym względzie indywidualne mistrzostwa Europy (SEC) przewyższają globalne mistrzostwa.
Tyle się mówi w mediach o próbach poszerzania żużlowej mapy świata czy Europy. Taki się stawia cel. A tu proszę - takich Czechów, Węgrów czy Finów wycina się na wstępie. Zwyczajnie wyrzuca z żużlowej rodziny. Co, rzecz jasna, ma podłoże biznesowe. Ciężko jest przecież znaleźć organizatora rundy wstępnej SoN czy DPŚ. I jeszcze ciężej jest na tym zarobić.
A przecież piękno sportu polega również na tym, że maluczki chce utrzeć nosa mocarstwu. Że Dawid podnosi rękę na Goliata. Przykład? Łotysze, którzy kilka lat temu wyrzucili z Drużynowego Pucharu Świata Duńczyków. Nie na swoim torze, lecz w Skandynawii, na szwedzkiej ziemi. W eliminacjach do piłkarskiego EURO czy też mundialu zawsze biorą udział wszyscy najmniejsi i najmniej poważani. Właśnie po to - by mieć szansę złapać za koszulkę Ronaldo lub Lewego. By wypluć płuca, sensacyjnie z wielkim rywalem choćby zremisować i zostać bohaterem we własnym domu. A znaczenie ma to na koniec niebagatelne - otóż często bywa tak, że ten, kto straci punkty z amatorami, wypada z gry.
Oczywiście, zawsze się też pojawią głosy, że nie warto nadstawiać kości w niebezpiecznych żużlowych pojedynkach z kelnerami i że to w ogóle bez sensu. Dlatego też o finał DPŚ 2023 ma powalczyć ledwie osiem ekip - tych najlepszych ze Speedway of Nations 2022. Zatem zdecydujmy się - walczymy o żużlowy trzeci świat czy zamykamy się w grupie G-8. W której blisko połowa to już też półamatorzy.
Przypomnę, że nie tak dawno, bo w 1992 roku, jeździłem jeszcze do Leszna na tzw. Drużynowe Mistrzostwa Świata grupy C. I wtedy ścigaliśmy się w pięcioosobowych składach (Gollob, Świst, Olszewski, Pawlicki, Kowalik) z Finami, Włochami oraz Austriakami. Co miało swój niepowtarzalny urok. Po pierwsze - bo ich laliśmy! A po drugie - były to jeszcze na tyle romantyczne czasy, że na "skórze" Golloba brakowało choćby jednego sponsorskiego logosu. A kask miał prehistoryczny, z niemal niechronioną szczęką.
Dobrze, że nikt nas wtedy nie odstrzelił. Dzięki temu udało się jakoś odbudować i dotrzeć na sam szczyt.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Tomas Jonasson: Będę jeszcze lepszy, niż w czasach GP. Mój poziom samoświadomości i profesjonalizmu jest wyższy
- Eltrox Włókniarz otrzyma dotację z miasta. Poznaliśmy kwotę