Nominacja Australijczyka do startu na Motoarenie im. Mariana Rosego wzbudziła niemałe kontrowersje. Ówczesny prezes PZM Andrzej Witkowski miał "poświęcić" dwie z trzech "dzikich kart" na turnieje Grand Prix 2011 w Polsce w zamian za całoroczne zaproszenie dla Janusza Kołodzieja. Tym samym w sierpniowych zawodach w Toruniu i październikowych w Gorzowie Wielkopolskim z numerem 16 na plecach wystąpił zawodnik z kraju kangurów - Darcy Ward.
Australijczyk był słusznie uznawany za największy talent w świecie speedwaya. Miał dopiero 19 lat, a na koncie m.in. już dwa złote krążki IMŚJ. Notował również wtedy znakomity sezon na zapleczu Ekstraligi. Jeździł w barwach Wybrzeża Gdańsk, będąc wypożyczonym z Unibaksu Toruń. Wcześniej też nie miał możliwości jazdy w światowym cyklu, dlatego z uwagi na ustalenia Witkowskiego ze światowymi decydentami, okazja do debiutu była przednia.
Znajomość toruńskiego owalu to jedno, ale zmierzenie się z taką stawką to drugie. Ward zaczął ściganie przeciętnie, bo dwukrotnie przyjechał do mety na trzecim miejscu. Przyszła jednak trzecia seria fazy zasadniczej, która okazała się dla młodziana z Antypodów przełomowa.
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka
W wyścigu dwunastym pod taśmą ustawili się od krawężnika: pozostający bez punktów Chris Harris, zmierzający po mistrzostwo Greg Hancock i aktualny czempion Tomasz Gollob, którzy mieli na koncie po pięć "oczek". Startujący spod bandy Ward miał więc trudne zadanie, a przecież kolejna strata punktów mogłaby powoli zamykać mu wrota awansu do półfinału.
Jednakże to, co wydarzyło się w tym biegu, przeszło absolutnie do historii żużla. Zostawmy Harrisa, który przyglądał się wszystkiemu z ostatniej pozycji. Ward krótko po starcie obrał tor jazdy do wewnętrznej, napędzając się, ale nie na długo ciesząc się z prowadzenia. Jeszcze szybszy był - ku uciesze nadkompletu widzów - na dojeździe do drugiego wirażu Gollob.
Na początku trzeciego okrążenia uwielbiający wykorzystywać wolne przestrzenie Hancock wyskoczył przed Polaka i wydawało się, że teraz to on będzie rozdawać karty. Ward cały czas budował prędkość i uważnie zerkał na "starych lisów", jadąc tuż za nimi, w bliskim kontakcie. Na prostej przeciwległej do startu nastolatek uznał, że czas zaatakować. Przy samej bandzie w niezrozumiały sposób zmieścił się obok Golloba, który z kolei bardzo blisko po lewej miał Hancocka. Zaprzeczenie prawom logiki i jazda na milimetry!
Ten manewr pomógł Australijczykowi na tyle, że na ostatnim okrążeniu postawił wisienkę na tym smakowitym torcie i na wjeździe w drugi łuk od wewnętrznej wyprzedził zdecydowanym manewrem Amerykanina, jadąc przy tym... przednim kołem po trawie. Ward wygrał więc swój pierwszy bieg w karierze w cyklu GP, a następnie całe zawody w Toruniu ukończył na trzecim miejscu, ustępując tylko Andreasowi Jonssonowi i Jarosławowi Hampelowi.
Zobacz fenomenalny wyścig z udziałem Warda:
CZYTAJ WIĘCEJ:
Kolejna taka statuetka Zmarzlika! Ustąpił dwóm wybitnym postaciom polskiego sportu!
2012 dostarczył huśtawki nastrojów. Tragedia we Wrocławiu i pamiętne boje w Toruniu