Stanisław Tkocz - legenda rybnickiego speedwaya. Jego sylwetki fanom czarnego sportu na Górnym Śląsku nikomu przedstawiać nie trzeba.
Do dziś zostaje najbardziej utytułowanym zawodnikiem w Drużynowych Mistrzostwach Polski, w których startował w latach 1955-1972 i zdobył, aż jedenaście medali w tym 11 złotych (1956-1958, 1962-1968, 1970) oraz po dwa - srebrne (1959, 1961) i brązowe (1969, 1971).
Niemalże całą karierę wierny rybnickiemu Górnikowi i ROW-owi. Prawie, bo w 1972 roku reprezentował Kolejarz Opole i po tym sezonie zjechał z żużlowych torów.
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka
Dwukrotny Indywidualny Mistrz Polski (1958, 1965), triumfator Złotego Kasku w 1965 roku. Dwa razy świętował Drużynowe Mistrzostwo Świata - w 1961 i 1969 roku. Dwa razy kwalifikował się do indywidualnych finałów IMŚ: w 1961 roku w Malmoe zajął 15. miejsce, a pięć lat później w Goeteborgu był dziewiąty.
Tkocz w rybnickim zespole był nie tylko zawodnikiem, ale wraz z Joachimem Majem pomagali Józefowi Wieczorkowi w nauczaniu żużlowego rzemiosła. To właśnie Stanisław Tkocz odpowiadał za selekcję w rybnickiej szkółce, kiedy zgłosił się do niej m.in. Andrzej Wyglenda.
Zmarł 19 maja 2016 roku i został pochowany na cmentarzu w niemieckim Ettlingen.
"Powrót do przeszłości"
Dziś w kadrze rybnickiego ROW-u, którą poprowadzi Antoni Skupień, ponownie widnieje nazwisko Tkocz. Dla najstarszej części kibiców to nieco podróż sentymentalna do czasów, kiedy na torach szalał Stanisław Tkocz. Młodej krwi o tym nazwisku jednak jeszcze daleka droga do tego, by zbliżyć się w jakimkolwiek stopniu do sukcesów legendy. Na razie - Kacper Tkocz, bo to o nim mowa, musi się jeszcze wiele żużlowego rzemiosła nauczyć. Jednak ma papiery na to, aby być solidnym młodzieżowcem.
Kacper Tkocz urodził się 29 stycznia 2005 roku. Stanisław Tkocz był kuzynem jego dziadka. On sam nie pamięta, aby kiedyś spotkał legendę czarnego sportu ze swojego miasta. Jeśli taka sytuacja miała miejsce, to wyłącznie, kiedy był małym brzdącem.
Gdy miał pięć lat, tata zabrał go na zawody mini żużlowe do Rybnika-Chwałowic. Spodobało mu się. Naturalnie kolejnym krokiem była wizyta na obiekcie przy ul. Gliwickiej. Chłonął miłość do speedwaya. Na tyle, że pojawił się pomysł, aby samemu spróbować jazdy w lewo. Obycie z motocyklami miał, bowiem od najmłodszych lat dosiadał wszelkiego rodzaju motocykli crossowych.
Do szkółki rybnickiego ROW-u dołączył w kwietniu 2019 roku. Po nieco ponad roku treningów udał się m.in. z Pawłem Trześniewskim do Torunia, gdzie 31 lipca odbywał się egzamin na licencję żużlową. Niestety dla niego, podczas treningowego przejazdu na drugim łuku zaliczył upadek, a wstrząs mózgu wykluczył go z dalszej jazdy tego dnia.
Na motocykl wrócił późno, bowiem dopiero we wrześniu. Choć bardzo chciał, to nie było mu już dane jechać na żaden egzamin. Na swoją szansę musiał poczekać do kolejnego sezonu, a konkretniej do 27 maja. Wówczas to adepci walczyli o żużlowe "prawo jazdy" w Bydgoszczy i Tkocz był jednym z tych, którym szczęśliwie udało się przebrnąć pozytywnie.
Po otrzymaniu wyników i stosownych dokumentów oczekiwał na debiut. Nikt wówczas nie przypuszczał, że nastąpi on w meczu ligowym. Tkocz bez jakiegokolwiek biegu w oficjalnych zawodach dostał powołanie od Marka Cieślaka na domową konfrontację z Unią Tarnów. Jak wspominał - start w lidze był jego marzeniem, ale nie myślał, że to nastąpi tak szybko. Trener kazał mu przyjechać na trening, a podczas niego otrzymał informację, że pojedzie przeciwko "Jaskółkom".
Z licencji na mecz ligowy
Debiut w eWinner 1. Lidze był dla Tkocza niesamowitym przeżyciem. Rybniczaninowi nie udało się wywalczyć żadnego punktu - był defekt, zero i drugie zero, które dowiózł po wcześniejszym upadku. Nie ukrywał swojego rozczarowania, o czym pisał w mediach społecznościowych.
Fani jednak docenili jego ambitną postawę i fakt, że na tyle, na ile mógł, to czynił starania, by zaprezentować się z najlepszej możliwej strony. W pomeczowym wywiadzie przyznał, że stres i postawa na motocyklu zrobiły swoje. - Stałem na haku cały łuk i przez to wynosiło mnie na odsypane. Gdybym jechał tak, jak na treningu, to może powalczyłbym o jakiś punkt - mówił Tkocz.
Brak doświadczenia nie przeszkadzał Cieślakowi w tym, by zabierać Tkocza na kolejne mecze eWinner 1. Ligi Żużlowej. Ostateczne młodzieżowiec wystąpił w sumie w dziesięciu wyścigach (siedem spotkań), w których nie udało mu się wywalczyć żadnego punktu. Docenić jednak trzeba fakt, że Tkocz nie ukończył tylko trzech biegów, a upadek notował ledwie dwukrotnie.
Swoje robił w rozgrywkach młodzieżowych. Łapał nie tylko wiedzę i obycie z motocyklem oraz rywalami, ale również pierwsze punkty. Był w stanie nawiązywać równą walkę z zawodnikami, którzy jeżdżą znacznie dłużej od niego. Junior zdaje sobie sprawę z tego, jakie nosi nazwisko i jakie mogą pojawić się wkrótce oczekiwania. - Nazwisko Tkocz daje mi naprawdę dużą motywację, by pokazać, na co mnie stać - mówił Kacper w jednym z wywiadów.
Szansa na to, aby udowodnić swój potencjał już za nieco ponad dwa miesiące. Antoni Skupień na papierze ma do swojej dyspozycji sześciu młodzieżowców. Pewniakiem do składu wydaje się być Paweł Trześniewski, który powinien przejąć pałeczkę lidera do lat 21 po Mateuszu Tudzieżu. Forma na pierwszych treningach oraz podczas meczów sparingowych pokaże nam, kto będzie numerem dwa. Wydaje się, że najpoważniejszym kandydatem do tej roli jest właśnie Kacper Tkocz.
Czytaj także:
Został mistrzem Polski, a ciągle nie ma drużyny na tegoroczny sezon!
W małej gminie też można zrobić żużel. Są wicemistrzami Polski, nie chcą robić konkurencji dla dużego sąsiada