Sam jeździł niewiele i bez fajerwerków. Od lat szykuje sprzęt zawodnikom, a teraz juniorom Stali

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Paweł Nizioł
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Paweł Nizioł

Jako zawodnik nie zawojował świata żużla, startując łącznie przez sześć sezonów. Od lat jednak szykuje zawodnikom sprzęt, a propozycje składał mu sam Jason Crump. Teraz Paweł Nizioł trzyma pieczę nad maszynami juniorów Moje Bermudy Stali Gorzów.

Urodzony 19 stycznia 1978 roku w Kostrzynie nad Odrą Paweł Nizioł poznał żużel w sposób znany wielu ludziom. Zainteresowanie przeszło bowiem z ojca na syna. - Ojciec mnie zabierał na żużel, jak byłem mały. Pamiętam, że w 1982 roku pierwszy raz byłem na meczu. Mam jeszcze program z ligowych zawodów z Motorem Lublin. Później, jak byłem już troszkę starszy, to sam jeździłem - przyznał.

Zaczęło się więc niewinnie, ale w 1994 Nizioł postanowił samemu posmakować jazdy w lewo. - Teraz mogę powiedzieć, że to moja siostra podpisała papiery, żebym mógł trenować, bo rodzice byli w Niemczech. Od małego zawsze miałem jakiś motorek. Rodzice mi kupili i ujeżdżałem go w Wawrowie. Żużel mi się spodobał i zacząłem myśleć o tym, by samemu spróbować w nim swoich sił - zdradził wychowanek Stali Gorzów.

W sumie przejeździł sześć sezonów, z czego w ostatnim był wypożyczony do Śląska Świętochłowice z macierzystego klubu. Największe sukcesy to brąz w finale Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski z sezonu 1995 i srebro DMP z 1997, kiedy to dorzucał po kilka punktów, występując w większości spotkań gorzowskiego zespołu. - Dobrze wspominam zawodniczą karierę, bo to zawsze jakaś przygoda. W tamtych czasach nie mieliśmy jednak łatwo. W porównaniu do tego, co teraz mają zawodnicy. Dojść do nowinek może nie brakowało, ale już pieniędzy na to, żeby nas juniorów wyposażyć w konkretny sprzęt, tak - zauważył były zawodnik. - Nie było takiego momentu, że żałowałem podjęcia się kariery - dodał po chwili.

ZOBACZ WIDEO Mało znany tuner wkracza do PGE Ekstraligi. "Nie odstaje od Kowalskiego"

Żalu może nie było, ale Paweł Nizioł nie był zadowolony z tego, jak wyglądały jego starty na torze żużlowym. Musiał minąć pewien czas, zanim wrócił do speedwaya w innej roli. - Trochę się obraziłem na ten sport. Nie wyszło mi, a chciałem, żeby ta przygoda lepiej wyglądała. Po roku zacząłem pracować u zawodników, a konkretnie u Roberta Flisa. Poprosił mnie, bym u niego pracował. Wcześniej sporadycznie wyjeżdżałem do Szwecji z Piotrem Paluchem i Mariuszem Staszewskim - opowiadał.

Przez kilka lat do swojego CV nazbierał wiele nazwisk pracodawców i jeszcze więcej wspólnych z nimi historii, jak chociażby ta z Matejem Ferjanem, w której Słoweniec kosił trawnik w nocy. - Na początku jeździłem z Robertem Flisem, później był Piotrek Świst, po nim Joonas Kylmaekorpi, Matej Ferjan, Daniel Nermark i obecnie w klubie. Było kilka ciekawych historii, a niektóre nie nadają się do druku. Miło wspominam okres spędzony z tymi zawodnikami. Wiadomo, były też gorsze chwile, multum pracy, ale generalnie fajnie - mówił nam mechanik, który swego czasu dostawał propozycje od samego Jasona Crumpa czy też Fredrika Lindgrena.

- Kiedyś Tomek Lorek mnie zaczepił, bo Jason zobaczył w Zielonej Górze jak pracowałem przy motocyklach i zapytał się kto ja jestem i czy nie chciałbym pracować. Wtedy po angielsku trochę rozumiałem, ale nie rozmawiałem. Bałem się. Z Piotrem Świstem wówczas dobrze mi się współpracowało, dlatego nie chciałem nic zmieniać. Teraz w sporcie żużlowym sobie poradzę z językiem angielskim. Innym razem Fredrik Lindgren chciał mnie do Anglii, ale ja nie za bardzo chciałem. Było trochę tych propozycji. Generalnie jednak nigdy nie byłem za tym, żeby często zmieniać pracę, ale nieraz byłem do tego zmuszony - wspominał Nizioł.

- Nic bym nie zmieniał z czasów współpracy z różnymi zawodnikami, ale parę rzeczy jak jeździłem już tak. Wtedy człowiek był młody i głupi. Nie wszystko rozumiał tak, jak teraz. Kiedyś ten sport był zresztą bardziej amatorski. Obecnie są trenerzy od przygotowania fizycznego. Ja zawsze byłem trochę cięższym zawodnikiem, bo nikt mi nie mówił, jak mam się odżywiać. To jest mega ważne. Jak bym wtedy wiedział to, co teraz wiem, to inaczej bym do tego wszystkiego podchodził - dodał, zapytany o to, co by poprawił w swojej przygodzie z żużlem.

Obecnie 44-latek pracuje w Stali i raczej nie przystanie już na propozycję od pojedynczego zawodnika. Podkreśla też, że w swoim fachu ciągle musi się uczyć. - Wydaje mi się, że jestem już za stary, by jeździć i myć w gumowcach motocykle. Przyzwyczaiłem się i nie narzekam na pracę w Stali, w której pracuję już dziewięć lat. W tym zawodzie wiedzę cały czas się nabywa. Non stop zmieniają się motocykle, części, podzespoły w ramach i silnikach. Człowiek wciąż się uczy. Jak w życiu - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.

W gorzowskim klubie pracuje już dziewięć lat, a współpraca zaczęła się jeszcze w czasach zatrudnienia u Daniela Nermarka. Gdy Szwed był kontuzjowany, to Nizioł pomagał Adrianowi Cyferowi. Później został już w drużynie, w której ma sporo obowiązków. - Jestem odpowiedzialny za podwozie, czyli cały motocykl, oprócz silnika. Zajmuję się składaniem wszystkich motocykli dla zawodników amatorów, juniorów i szkółki. W tej chwili dołączył do mnie Piotrek Rembas, więc jest trochę lżej, ale też mamy więcej sprzętu. W poniedziałki trening szkółki. We wtorek i środę przeważnie są zawody DMPJ. W czwartki różnego rodzaju eliminacje - Srebrny czy Brązowy Kask, Mistrzostwa Polski Par Klubowych. W piątek mamy trening pierwszego zespołu. W sobotę sprawdzenie i przygotowanie sprzętu, a w niedzielę liga. Praca siedem dni w tygodniu. Jest fajnie, jak mamy mecz ligowy w piątek, bo sobotę mamy wolną - opisał swoją pracę podczas sezonu żużlowego.

A jak to wygląda w tej chwili, gdy motocykle dopiero są przygotowywane w zaciszach  warsztatu? Tej zimy byłemu żużlowcowi pomoże inny ex-jeździec, mianowicie wspominany wyżej Piotr Rembas. - Zimą codziennie jest coś innego, zależnie od tego, jak przychodzą części, a obecnie jest z tym problem, bo producenci nie mają materiałów i trochę te dostawy kuleją. To od nich jesteśmy uzależnieni. Obecnie składamy trzy kompletne motocykle dla Oskara Palucha. W sumie w tym roku musimy skompletować 27 motocykli i pracy jest sporo. Na razie jeszcze mamy na to czas, więc wszystko na spokojnie. Najgorzej jest w marcu, kiedy słońce przyświeci, plany się zmieniają i trzeba szybko wyjeżdżać na tor - wyjaśnił klubowy mechanik Stali Gorzów.

O tym, że gorzowska formacja juniorska przechodzi ciężki okres, nikogo nie trzeba przekonywać. Jak na sezon 2022 zapatruje się opiekun sprzętu młodzieżowców? - Życzyłbym sobie, aby zdobywali jak najwięcej punktów, bez kontuzji oraz żebyśmy zdobyli medale juniorskie, jak i seniorskie. Nie wiem, na co będzie ich stać w PGE Ekstralidze. To są młodzi chłopcy, którzy potrzebują objeżdżenia. Najlepiej by było, jakby nikt nie wywierał na nich wielkiej presji. Ona przeszkadza, a media już piszą, że Oskar Paluch będzie dobrze jeździł i wszyscy na niego czekają. Dałbym mu jednak trochę czasu. Na pewno ma dobre papiery na jazdę, ale bez presji. Jak będzie miał spokojną głowę, to mu na pewno pomoże - zakończył Paweł Nizioł.

Czytaj także:
Stal w ostatnich latach miała wiele bardzo mocnych duetów.
Jego tuner pracował z Nickim Pedersenem. Chce zostać mistrzem świata

Źródło artykułu: