Kosił trawnik o drugiej w nocy i nie przyjął łapówki. Choć w Gorzowie jeździł krótko, został jej legendą

Newspix / Piotr Nowak / Matej Ferjan
Newspix / Piotr Nowak / Matej Ferjan

Był pracoholikiem i możliwe, że taki styl życia dał mu w kość - zastanawia się mechanik Mateja Ferjana Paweł Nizioł. Słoweniec jeździł dla Stali Gorzów w latach 2007-2008. Niegdyś poinformował, że otrzymał propozycję łapówki, z której nie skorzystał.

Edward Jancarz, Zenon Plech, Bogusław Nowak, Antal Kocso to tylko kilka z wielu nazwisk, z którymi mniej lub bardziej kojarzy się Stal Gorzów, o których można by powiedzieć, że byli lokalnymi bohaterami. Jest jednak jednak jeden obcokrajowiec, który na długo zapisał się w pamięci fanów tego zespołu, w tym w mojej, choć jeździł w nim raptem dwa sezony.

Matej Ferjan, bo o nim mowa, w swojej karierze zwiedził wiele polskich klubów, w żadnym z nich nie zagrzewając na długo miejsca. Jeździł w Grudziądzu, Zielonej Górze, Częstochowie, Opolu, Ostrowie Wielkopolskim, Krośnie, Gnieźnie, Rzeszowie i oczywiście w Gorzowie, w którym to chyba najbardziej się zadomowił.

Solidny i uczciwy

Sezon 2007 w I lidze był dla niego jednym z lepszych, bo tylko w czterech osiągnął średnią powyżej dwóch punktów na bieg. Kolorytu temu osiągnięciu dodawał fakt wywalczenia ze Stalą awansu do Ekstraligi po pięcioletniej banicji. I to nie w byle jakich okolicznościach, bowiem przed decydującym, trzecim finałowym starciem z Intar Lazur Ostrów doszło do próby przekupstwa. Słoweniec miał otrzymać 25 tysięcy euro, ale o całej sprawie poinformował swój klub.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob o jeździe na wózku: "To jest dla mnie jak motorek, niczego nie ujmuje"

10 Years Challenge: Stal Gorzów mogła upaść, a weszła na szczyt

Wydarzenie to wspomina Paweł Nizioł. - Słabo to wyglądało, bo wysłali mu... SMS-a. Wracaliśmy wtedy z zawodów w Niemczech i pokazał nam wiadomość w busie. Powiedziałem mu, żeby nawet nie próbował. Myślę, że i bez tego nie przyjąłby tej łapówki - powiedział nam ówczesny mechanik Ferjana.

"Żółto-niebiescy" wygrali 49:41, a Matej zdobył 10 punktów z dwoma bonusami. Gdy sprawa przekupstwa wyszła na jaw z miejsca stał się bohaterem i na zawsze został pozytywnie zapamiętany.

Pracowitość przeradzająca się w pracoholizm

Jednak nie tylko powyższa sytuacja wpłynęła na taki, a nie inny obraz słoweńskiego żużlowca. Matej Ferjan dał się poznać jako niezwykle pracowity człowiek. - Jeździł niemalże we wszystkich większych europejskich ligach poza angielską. Tego podróżowania było naprawdę sporo. Jeździliśmy w trójkę i zmienialiśmy się za kółkiem - opowiadał Nizioł.

Przy tym wszystkim był niezwykle skrupulatny i zawsze miał określony plan. - Pisał sobie na kartce, co ma do zrobienia i po prostu musiał to wykonać. Kiedyś dowiedziałem się, że o drugiej w nocy kosił trawnik w swoim domu pod Gorzowem. Zawsze solidnie dbał o sprzęt. Nazwałbym go nawet pracoholikiem - stwierdził mechanik.

Stanisław Chomski. Znający żużel od podszewki i stawiający na innowacje (analiza menedżerów)

Wielka staranność cechowała go już wiele lat wcześniej, bo to właśnie ona dała mu awans do cyklu Speedway Grand Prix, w którym startował przed dwa sezony jako stały uczestnik. - Szału nie zrobił, ale sam awans to już jest wielki wyczyn - podkreślał majster.

Ogromna sympatia kibiców i szok po niespodziewanej śmierci

- Matej był bardzo sympatycznym i życzliwym człowiekiem. Nigdy nie odmawiał kibicom wspólnego zdjęcia, złożenia autografu czy rozmowy. Zawsze w miarę możliwości służył pomocą kolegom w parku maszyn, podpowiadał jakie dobrać ustawienia itd. Był również bardzo związany z Gorzowem, ponieważ mimo odejścia po sezonie 2008 ze Stali, zamieszkał w naszym mieście przy ul. Dekerta - tak wspominali go fani zrzeszeni w Stowarzyszeniu Kibiców Stali Gorzów. Sam widywałem jego busa na jednym z gorzowskich osiedli.

Słowa te zostały napisane jednak w nieprzyjemnych okolicznościach, bowiem w siódmą rocznicę śmierci Słoweńca. 11 maja 2011 Matej Ferjan zmarł z powodu przedawkowania środków odurzających. Wszyscy byli w głębokim szoku, a wiadomość ta na tyle poruszyła gorzowian, że odprawiona została nawet msza w jego intencji. Na początku 2018 roku żużlowiec doczekał się także upamiętnienia w innym mieście, w którym startował. W Grudziądzu znalazł się na muralu obok podobizn Roberta Dadosa, Grzegorza Knappa, Lee Richardsona i Jarosława Skarżyńskiego.

Był ulubieńcem Pogorzelskiego. Legenda, którą ukształtowały inne legendy

Powyższe tylko pokazuje, jak dużym szacunkiem cieszył się ten zawodnik. - Być może przesadził i ten pracoholizm go pokonał. Wszyscy go jednak miło wspominają, bo był zawsze otwarty i przyjacielski. Kiedy już nie byłem jego mechanikiem, to nadal przyjeżdżał do mnie po sprzętowe porady, widywaliśmy się. Informacja o jego śmierci zaszokowała mnie tak, jak całą resztę - przyznał Paweł Nizioł.

"Pamięć o Mateju będzie trwać zawsze. Dziękujemy Matej za wszystko! Spoczywaj w pokoju!". Te kilka zdań napisane przez kibiców w siódmą rocznicę śmierci Mateja Ferjana mówią same za siebie. Nie jeździł w Gorzowie długo, ale na zawsze zapisał się w pamięci jako lokalny bohater.

Źródło artykułu: